Dolina Javari, gdzie zaginęli brytyjski dziennikarz i towarzyszący mu naukowiec, to nie tylko tropikalny region Amazonii, który jako jeden z nielicznych na świecie stanowi jeszcze schronienie dla tubylców starających się unikać kontaktów z cywilizacją. Javari to teren działania nielegalnych kłusowników, drwali i rybaków wykorzystywany też jako szlak handlarzy kokainą między Brazylią, Peru i Kolumbią.
Dolina Javari w amazońskim lesie deszczowym jest jednym z najbardziej tajemniczych i odizolowanych miejsc na świecie. To gęsto zalesiony rezerwat, którego obszar odpowiada niemal jednej trzeciej wielkości Polski. Brakuje tam dróg, a rejsy statkami w tamte tereny trwają nawet tydzień. W dolinie żyje 26 grup etnicznych, w tym 19 nie mających kontaktu ze światem zewnętrznym.
- Javari to jeden z ostatnich prawdziwych bastionów pierwotnej dziczy w Amazonii i na świecie - mówi Scott Wallace, fotoreporter "National Geographic" i autor książki "The Unconquered: In Search of the Amazon’s Last Uncontacted Tribes".
Javari to też niespokojny region, nie tylko ze względu na swoją dzikość. Biegnący wzdłuż brazylijskiej granicy z Peru teren nękają nielegalne prace myśliwych, drwali i górników, a także grupy hodowców krasnodrzewu pospolitego (koki), którzy dbają o surowiec do produkcji kokainy.
Uprawa koki w Peru wzrosła w latach 2019-2020 o prawie 20 procent. Koka trafiała do tego kraju właśnie przez wodne trasy rzeki Javari.
Rozwijający się handel narkotykami rozpętał krwawy konflikt przy granicy Peru-Brazylia-Kolumbia, gdzie rywalizujące kartele z Brazylii i Kolumbii walczyły o kontrolę nad dostępem do Amazonki. Mauro Esposito, były koordynator specjalnych operacji granicznych dla brazylijskiej policji federalnej, ocenił, że granica trzech państw stała się najbardziej niebezpieczną strefą z powodu "masowego" wzrostu upraw koki w Peru. Esposito w 2014 roku nadzorował aresztowanie słynnego przywódcy kartelu Jaira Ardela Michue (pseudonim Javier), który był odpowiedzialny za 50 morderstw, w tym za zabicie peruwiańskiego funkcjonariusza policji. Jego schwytanie nie zatrzymało jednak nielegalnego procederu na granicy.
- Amazonia nadal jest polem bitwy między potężnymi organizacjami przestępczymi - podsumował jeden z peruwiańskich funkcjonariuszy policji, cytowany przez "The Guardian".
Wszystkie te problemy zaostrzyły decyzje brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro, który - nie dbając o ważny dla całego świata ekosystem Amazonii - zdecydował też m.in. o budżetowych cięciach, doprowadzając do tego, że lokalni mieszkańcy musieli zacząć samodzielnie patrolować rzeki i lasy w ten sposób dbając o własne bezpieczeństwo.
Aktywiści zajmujący się ochroną rdzennej ludności od dawna argumentowali, że stanowisko prezydenta zachęca gangi do bezkarnego działania na terenie Amazonii. Teraz problemy i niebezpieczeństwa związane z życiem w dolinie Javari powróciły na pierwsze strony gazet i czołówki serwisów informacyjnych w związku z zaginięciem na tym terenie doświadczonych w pracy w Amazonii 57-letniego Doma Phillipsa i eksperta od społeczności lokalnych, byłego urzędnika brazylijskiej federalnej agencji ds. ludności tubylczej 41-letniego Bruna Araujo Pereiry.
Ostatni raz mężczyźni widziani byli 5 czerwca w Sao Rafael. Stamtąd mieli udać się łodzią do Atalaia do Norte. Nigdy nie dotarli na miejsce.
Phillips przybył do doliny Javari, żeby porozmawiać z tubylcami, pisał książkę. W Brazylii przebywał już ponad 15 lat. Z kraju opisywał dla zachodnich mediów między innymi to, jak dewastowane jest tamtejsze środowisko.
- Dolina Javari to region szczególnie niebezpieczny, zwłaszcza od 2019 roku, gdy nasiliły się nielegalne działania drwali, myśliwych i rybaków - przyznał Antenor Vaz, były urzędnik brazylijskiej federalnej agencji ds. ludności tubylczej, w której pracował zaginiony Bruno Araujo Pereira.
W ciągu ostatnich trzech dni różne ekipy poszukiwawcze - od rdzennych grup po brazylijską marynarkę wojenną i policję - przeczesywały gęsty teren doliny. Brazylijscy politycy i osoby publiczne wezwały do podjęcia pilnych działań w celu znalezienia mężczyzn. Ich zniknięcie nie schodziło z czołówek porannych gazet i wieczornych pasków wiadomości w całym kraju.
W poniedziałek brazylijskie media poinformowały o odnalezieniu ciał Phillipsa i Pereiry. Informacjom tym zaprzeczyła jednak lokalna policja.
- To wołanie o pomoc dla Amazonii. Ludzie muszą się obudzić. Muszą ratować Amazonię, która umiera, aby życie Doma i Bruno nie poszło na marne - tłumaczy Luiz Carlos Rocha, teściowa zaginionego dziennikarza.
Niemal 140 zabójstw na przestrzeni dekady
Takie apele mają umocowanie w rzeczywistości. Patrząc na karty historii Amazonii widać, że przemoc na tych terenach od dawna jest powszechna i dotyka żyjących tam ludzi.
Według danych zebranych przez autorów projektu dziennikarskiego Tierra de Resistentes (Kraina Oporu) - mającego na celu zbadania przypadków przemocy wobec osób poświęcających życie na walkę o obronę środowiska - w latach 2009-2020 w Amazonii doszło do 139 zabójstw działaczy ekologicznych.
W 2019 roku w amazońskiej miejscowości Tabatinga (położonej przy granicy Brazylii, Kolumbii i Peru) zastrzelony został Maxciel Pereira dos Santos, brazylijski pracownik rządowy. Mężczyzna został dwukrotnie postrzelony w głowę w trakcie jazdy na motocyklu. Najprawdopodobniej miał to być odwet za jego walkę z nielegalną działalnością myśliwych, drwali i górników w dolinie Javari.
Kraj pamięta także morderstwo Chico Mendesa w 1988 roku. Mężczyzna był działaczem związkowym, obrońcą naturalnej przyrody amazońskiej - nawoływał do wstrzymania wyrębu lasów deszczowych i zamieniania ich w bezdrzewne obszary. Jego zabójcami byli zwolennicy przekształcenia lasów w pastwiska.
Zamach na Mendesa zapoczątkował ruch na rzecz ochrony Amazonii, który teraz zmaga się z oporem brazylijskiego prezydenta, za którego kadencji wzrosła skala wylesiania tych terenów, między innymi przez osłabienie wielu instytucji odpowiedzialnych za ochronę lasów.
Aktywistka Soraya Zaiden, która współpracowała z zaginionym Pereirą w Unii Rdzennych Ludów Doliny Javari (Univaja) podzieliła się z redakcją "New York Timesa" listem, który dotarł do Univaji. W piśmie nadawca imiennie zagroził Pereirze, oskarżając go o wysłanie mieszkańców, aby "zajęli nasze silniki i zabrali nasze ryby". "Ostrzegam cię tylko raz, że jeśli będzie tak dalej, dla ciebie będzie jeszcze gorzej" - napisał.
- Domagaliśmy się podjęcia działań, niestety nie było żadnej reakcji. Teraz naszą największą obawą jest to, że to powód zniknięcia Bruno i Doma - mówi Zaiden.
Źródło: "The New York Times", "The Guardian", Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock