W powietrzu unosił się odpychający zapach krwi, potu i moczu. Trzydziestu mężczyzn i cztery kobiety. Nie potrafili zmrużyć oka, nawet na sekundę, choć była noc. Niektórzy wciąż płakali, wijąc się z bólu. Rany na ich ciałach miały zaledwie kilka godzin. Mokre i podarte ubrania kleiły się do okaleczonej skóry. Strażnicy pozwolili im usiąść na ławeczkach. Niewielka hala sportowa, należąca do jednego z oddziałów milicji, zamieniła się w tymczasowy areszt dla uczestników protestów. Na niebieskim boisku do koszykówki pełno było śladów krwi.