Prokurator żąda dla dziennikarek Biełsatu dwóch lat kolonii karnej

Źródło:
Radio Swoboda, TUT.by, tvn24.pl

W czwartek miński sąd ogłosi wyrok w sprawie dziennikarki oraz operatorki kamery telewizji Biełsat. Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa relacjonowały rozbity przez milicję protest w Mińsku. Zostały oskarżone o "kierowanie zamieszkami". Prokurator zażądała dla nich dwóch lat pozbawienia wolności.

Wyrok w sprawie Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej zapadnie w czwartek, o godzinie 10 czasu lokalnego (godz. 8 w Polsce) – poinformowała białoruska sekcja Radia Swoboda.

Prokurator Alina Kasjanczyk stwierdziła, że wina dziennikarki i operatorki została potwierdzona dowodami, w tym zeznaniami świadków, którzy "skarżyli się, że na Placu Przemian odbywają się nielegalne działania". Oskarżycielka zażądała dla Andrejewej i Czulcowej dwóch lat pozbawienia wolności w kolonii karnej. Wnioskowała również o konfiskatę sprzętu telewizyjnego.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO >>>

15 listopada ubiegłego roku Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa prowadziły relację online z akcji protestacyjnej odbywającej na tak zwanym Placu Przemian w Mińsku. To potoczna nazwa podwórka między blokami przy ulicy Czerwiakowa, których mieszkańcy aktywnie uczestniczyli w antyrządowych protestach.

Milicja rozbija wiec na Placu Przemian. Zdjęcie z 15 listopada zeszłego roku TUT.by

15 listopada na Placu Przemian zebrała się spora grupa ludzi, którzy chcieli upamiętnić brutalnie pobitego w tym miejscu Ramana Bandarenkę. Został pobity kilka dni wcześniej przez nieznanych, zamaskowanych mężczyzn, którzy zrywali z ogrodzenia biało-czerwono-białe wstążki, będące symbolem oporu przeciw reżimowi prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

Sprawcy zawlekli pobitego Bandarenkę do samochodu i odwieźli na komisariat milicji. Stamtąd trafił on do szpitala, gdzie po kilkunastu godzinach zmarł. Na Placu Przemian powstało symboliczne miejsce jego pamięci, ludzie kładli tam kwiaty i zapalali znicze. Relacjonowany przez dziennikarkę i operatorkę kamery Biełsatu wiec został rozpędzony przez oddziały milicji OMON.

Obrońcy oskarżonych utrzymywali, że to, co wydarzyło się 15 listopada, było "normalną reakcją Białorusinów na wydarzenia, które miały miejsce wcześniej". Twierdzili, że ludzie gromadzili się spontanicznie i mieli prawo do wyrażania opinii i protestu. Pracownice Biełsatu natomiast prowadziły relację i opowiadały, co dzieje się na placu. Obrona utrzymywała również, że żadna z osób trzecich w sądzie nie podała, że ​​na skutek tych działań został naruszony porządek publiczny.

Uczestnicy protestu na Placu Przemian. Zdjęcie w 15 listopada zeszłego roku TUT.by

"Chcę służyć Białorusi"

Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa zostały ukarane 7-dniowym aresztem za udział w nielegalnym proteście. Później wszczęto wobec nich postępowanie karne z artykułu o "organizacji działań grupowych poważnie naruszających porządek publiczny". Miały między innymi, za pośrednictwem relacji online, "kierować protestami" i spowodować blokady miejskiego transportu.

Andrejewa w ostatnim słowie powiedziała, że ​​sześć z 27 lat jej życia "poświęciła ulubionemu zawodowi – dziennikarstwu". Mówiła, że za każdym razem, gdy wychodziła do pracy, wiedziała, że ​​może nie wrócić do domu i że wykonywała obowiązki zawodowe w ekstremalnych warunkach. Wspomniała także, że nieraz musiała chronić się przed "gumowymi kulami" funkcjonariuszy.

Oskarżenie pod swoim adresem dziennikarka Biełsatu nazwała "wydumanym" i "całkowicie sfabrykowanym". Powiedziała ponadto, że ​​"chce służyć Białorusi, w której nie ma miejsca na represje polityczne". Zażądała uwolnienia kolegów po fachu i "setek innych więźniów politycznych".

Autorka/Autor:tas/kg

Źródło: Radio Swoboda, TUT.by, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVBielsat

Tagi:
Raporty: