Odmówił nagrania wideo "ze skruchą", wtedy "znów było bicie". Chciał lekarza, usłyszał, że "lekarzy tu nie ma"

Źródło:
spring96.org, Radio Swoboda

Paralizatory, gaz pieprzowy, systematyczne bicie. Białoruscy obrońcy człowieka opublikowali rozmowę z aktywistą, który przekazał, jakich metod używają funkcjonariusze, by skłonić zatrzymanego do "wyznań". Coraz więcej białoruskich opozycjonistów, w wyniku tortur, "przyznaje się" do stawianych im zarzutów.

"W maju dowiedzieliśmy się o trzech przypadkach stosowanych tortur i pobić w komendzie milicji w rejonie Frunzenski w Mińsku. Kogoś zmuszono do ujawnienia hasła do telefonu, w przypadku innych była to metoda ukarania za działania protestacyjne" - przekazało w sobotniej publikacji Centrum Praw Człowieka Wiasna. Działacze już wcześniej publikowali raporty o stosowanych przez służby groźbach i torturach z użyciem "paralizatorów, zszywaczy i zwykłych sznurowadeł". Tym razem przytoczyli historię mieszkańca Mińska, który doznał przemocy w czasie przesłuchania we wspomnianej komendzie milicji.

OGLĄDAJ W TVN24 GO: Jak torturują białoruskie służby. "Dają do zrozumienia, że przez resztę swoich dni będziesz błagał o śmierć"

Alaksandra zatrzymali, gdy rozklejał ulotki

Alaksandr (obrońcy praw człowieka nie wymienili jego nazwiska ze względów bezpieczeństwa) został zatrzymany w Mińsku na początku maja podczas rozklejania ulotek z biało-czerwono-białą flagą, używaną przez środowiska opozycyjne. Był bity kilkakrotnie: w czasie zatrzymania, kiedy funkcjonariusze znaleźli ulotki i kiedy był wieziony do komendy milicji.

Aktywista opowiadał, że został zatrzymany po wyjściu z przejścia podziemnego. Jakiś mężczyzna podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Alaksandr odwrócił się i zobaczył, że trzech kolejnych mężczyzn biegnie w jego kierunku. Został powalony na ziemię i zakuty w kajdanki. Zamaskowani i ubrani w dresy sprawcy zaczęli bić zatrzymanego. Wymierzali ciosy w brzuch i klatkę piersiową. Alaksandr nie pamięta, ile razów przyjął. Bicie trwało około 10 minut. Cały czas słyszał pytania w stylu, w jakich grupowych czatach internetowych uczestniczy, w jakich marszach brał udział, gdzie jest telefon i samochód.

CZYTAJ: "Im głośniejsze wyznania, tym straszniejsze tortury". Nie tylko Pratasiewicz "przyznał się" przed kamerą

Kask i rękawice bokserskie

W komisariacie milicji jeden z funkcjonariuszy zaproponował nagranie wideo "ze skruchą". Alaksandr odmówił. Wtedy drugi z funkcjonariuszy wyjął z sejfu kask bokserski, rękawice bokserskie, paralizator i gaz pieprzowy.

"Funkcjonariusz założył mi na głowę kask bokserski, na swoje ręce włożył rękawice bokserskie, zaczął mnie uderzać w głowę w okolice prawej i lewej skroni, po czym upadłem na lewy bok. Najpierw kopnął mnie w plecy w okolice nerek, a potem w nogi – w sumie zadał około pięciu ciosów. Później podniósł mnie, posadził na krześle i zapytał, czy nagramy wideo. Zapytałem, co to za wideo. Powiedziano mi, że mam podać swoje dane osobowe i przyznać się do udziału w niesankcjonowanych imprezach masowych. Znów zrezygnowałem z nagrywania i znów było bicie. Jak już wspomniałem, w rękawicach bokserskich" - opowiadał obrońcom praw człowieka Alaksandr.

Mężczyzna leżał na podłodze, a funkcjonariusz go kopał. Potem wziął paralizator i zaczął leżącego razić prądem po rękach. Milicjanci ponownie posadzili aktywistę na krześle. Jeden z nich wziął do ręki pojemnik z gazem pieprzowym. - Zgodziłem się nagrać wideo, z wyjątkiem kilku punktów - przyznał Alaksandr.

Protest przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki w Mińsku Shutterstock

"Cela z przestępcami"

Po tym zdarzeniu do budynku komendy weszli funkcjonariusze, którzy zatrzymali Alaksandra. Wręczyli mu do podpisania protokół w sprawie wykroczenia administracyjnego. Pobity poprosił o wezwanie lekarza. Usłyszał, że "lekarzy tu nie ma".

W komisariatach milicji - jak podali obrońcy praw człowieka - na porządku dziennym jest nie tylko bicie, ale także obrażanie i poniżanie zatrzymanych. Alaksandr nie napisał skargi o pobiciu do Komitetu Śledczego, ponieważ - jak stwierdził - "nie widzi w tym sensu". Jest też przekonany, że funkcjonariusze nie poniosą żadnej odpowiedzialności. Aktywista został skazany na 15 dni aresztu. Karę odbył w zakładzie przy ulicy Okreścina. Wyznał, że miał "szczęście", ponieważ trafił do celi z "przestępcami", a zatem miał materac i poduszkę. Naprzeciwko - jak mówił - była cela z "politycznymi": 16 osób na 8 łóżkach, okna zamknięte, upał. Alaksandr w areszcie nie był bity. Widział jednak aresztowanych po pobiciach.

Autorka/Autor:tas//rzw

Źródło: spring96.org, Radio Swoboda