Prezydent Barack Obama spotkał się w środę z dziennikarzami na swojej ostatniej konferencji prasowej w Białym Domu. Mówił m.in. o sprawach międzynarodowych. Zapowiedział też, że będzie zabierał głos w ważnych sprawach.
W czasie spotkania z dziennikarzami Barack Obama wyraził przekonanie, że prezydent Rosji Władimir Putin doprowadził do eskalacji antyamerykańskiej retoryki w Rosji. - Sądzę, że w interesie Ameryki i świata leży abyśmy mieli konstruktywne relacje z Rosją - powiedział ustępujący prezydent. Przypomniał, że sankcje, jakie USA nałożyły na Moskwę, były reakcją na atak Rosji na suwerenność i niezależność Ukrainy.
O konflikcie izraelsko-palestyńskim
Obama powiedział, że niepokoi go konflikt izraelsko-palestyński, ponieważ jest niebezpieczny dla obu krajów, dla regionu i dla bezpieczeństwa USA.
Podkreślił, że powstrzymanie się USA od głosu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nad rezolucją potępiającą izraelskie osadnictwo na Zachodnim Brzegu Jordanu było podyktowane obawą, że dalsza rozbudowa tych kolonii uniemożliwi rozwiązanie bliskowschodniego konfliktu poprzez utworzenie dwóch państw. Obama wyraził obawę, że "kwestia izraelsko-palestyńska" może wybuchnąć, a szansa na wypracowanie porozumienia między stronami konfliktu "może przeminąć", dlatego ważne było, by USA wysłały stosowny sygnał.
- Stany Zjednoczone nie mogą zmusić stron tego konfliktu do zawarcia pokoju, ale mogą je do tego zachęcać i ułatwiać ten proces - powiedział. Wcześniej USA, choć sprzeciwiały się budowie nowych osiedli, nigdy nie poparły działań godzących w interesy Izraela, ale po wstrzymaniu się USA od głosu RB ONZ przyjęła w grudniu rezolucję wzywającą do powstrzymania osadnictwa na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu.
O imigrantach
Obama oświadczył, że po złożeniu urzędu chce unikać komentowania polityki, ale zabierze głos, jeśli zagrożone będą fundamentalne amerykańskie wartości.
Podkreślił, że nie będzie milczał, jeśli administracja nowego prezydenta Donalda Trumpa będzie usiłowała przeforsować decyzję o deportacji dzieci nielegalnych imigrantów, które wychowały się w USA. - To zasługiwałoby na to, bym zabrał głos - powiedział. Prezydent odniósł się w ten sposób do osób objętych programem DACA (Deferred Action for Childhood Arrivals) czyli około 700 tys. osób w wieku kilkunastu lub dwudziestu kilku lat, które zostały nielegalnie przywiezione do USA jako dzieci i którym Obama przyznał na mocy dekretu prezydenckiego z 2012 roku czasową ochronę przed deportacją oraz pozwolenia na pracę. Osoby te mimo swego statusu ujawniły się, by otrzymać ochronę i płacić podatki. Otrzymały karty ubezpieczenia społecznego, czyli są w federalnej bazie danych, więc służbom imigracyjnym bardzo łatwo byłoby je namierzyć i deportować. Obama już wcześniej apelował do prezydenta elekta Donalda Trumpa, by tego nie robił. Podczas kampanii Trump zapowiadał deportację wszystkich imigrantów, którzy nielegalnie przebywają na terenie Stanów Zjednoczonych. Ich liczbę szacuje się na około 11 milionów.
O wyborach i karze dla Manning
Ustępujący prezydent wyrażał się sceptycznie o zarzutach, iż podczas ostatnich wyborów dopuszczono się nieprawidłowości i określił informacje na ten temat jako "fałszywe". Dodał, że USA są jedynym państwem demokratycznym na świecie, który utrudnia obywatelom udział w wyborach.
Obama bronił też swojej decyzji skrócenia kary więzienia dla Chelsea Manning skazanej na 35 lat więzienia za przekazanie demaskatorskiemu portalowi Wikileaks ponad 700 tys. poufnych dokumentów amerykańskiej dyplomacji. - Sprawiedliwości stało się zadość - powiedział prezydent wskazując, że Manning odsiedziała już 10 lat w ciężkim więzieniu. Obama wyraził przekonanie, że kara wymierzona Manning, która w momencie skazania była mężczyzną, szeregowcem US Army, była "nieproporcjonalnie surowa".
"Bardzo wam dziękuję. Powodzenia"
Obama mówił, że z optymizmem patrzy w przyszłość. - Wierzę w Amerykanów. Wierzę, że w ludziach jest więcej dobra niż zła. Wierzę, że zdarzają się tragedie i myślę, że na świecie jest zło, jednak sądzę, że ostatecznie, jeśli ciężko pracujemy i jesteśmy wierni tym, co w nas prawdziwe i słuszne, świat staje się odrobinę lepszy. Na tym starała się skupiać moja prezydentura i widzę to w młodych ludziach, z którymi pracuję - mówił. - W głębi serca myślę, że nic nam nie będzie. Musimy tylko o to walczyć, musimy na to pracować i nie możemy tego przyjmować za pewnik. Wiem, że nam w tym pomożecie. Bardzo wam dziękuję. Powodzenia - zwrócił się do dziennikarzy.
Autor: kg\mtom / Źródło: PAP, Guardian