Kolejna załoga amerykańskiej maszyny EA-18G miała bardzo ciężkie przeżycia z powodu awarii systemu tlenowego. Podczas lotu na dużej wysokości temperatura w kokpicie nagle spadła do -30 stopni Celsjusza, a wnętrze wypełniła błyskawicznie zamarzająca para. Z dużym problemem i odmrożeniami zdołali wylądować.
EA-18G to specjalistyczna odmiana podstawowej maszyny US Navy, czyli F/A-18 Superhornet. Zmodyfikowano ją do zajmowania się walką elektroniczną, czyli głównie zakłócaniem wrogich systemów elektronicznych i ich śledzeniem. Podstawą maszyny jest jednak klasyczny F/A-18, z którym Amerykanie mają problemy. Głównie z jego systemem sterowania środowiskiem (ECS), który odpowiada za utrzymanie temperatury, wilgotności i ciśnienia w kokpicie.
Odmrożenia po locie
Portal "Defense News", powołując się na informatorów i wstępny raport z dochodzenia, opisuje incydent z 29 stycznia, kiedy system zawiódł na wysokości około ośmiu kilometrów nad stanem Waszyngton.
Doświadczona załoga z dywizjonu eksperymentalnego nagle z komfortowych kilkunastu stopni Celsjusza trafiła do zamrażarki. Temperatura w kokpicie bez ostrzeżenia spadła do - 30 stopni. Dodatkowo do wnętrza została wtłoczona para, która natychmiast osadziła się na wszystkich powierzchniach i zamarzła.
W efekcie piloci przestali widzieć cokolwiek na zewnątrz i nie mogli odczytywać wskazań urządzeń pokładowych. Zdrapywanie lodu mało dawało, bo błyskawicznie osadzał się nowy. Dodatkowo w -30 stopniach sprawność manualna nieprzygotowanego na takie warunki człowieka znacznie spada i załoga miała problemy z obsługą maszyny.
Powrót do bazy i bezpieczne lądowanie miało się udać głównie dzięki naprowadzaniu kontroli lotów oraz specjalistycznym zegarkom, które od połowy 2017 roku US Navy przydziela każdemu lotnikowi. Mają one wbudowane między innymi urządzenia pomagające w nawigacji i mierzące ciśnienie powietrza (co przekłada się na pomiar wysokości). Dzięki temu piloci mogli zignorować zamarznięte instrumenty pokładowe i lecieć według informacji od kontrolerów oraz odczytanych z zegarków.
Po wylądowaniu załoga trafiła do szpitala z odmrożeniami. Po opisaniu sprawy przez media US Navy przyznała, że do incydentu rzeczywiście doszło. Według oświadczenia lotnicy nie odnieśli trwałych szkód na zdrowiu. Jeden już wrócił do służby. Drugi jeszcze nie, ale również ma wrócić do pełni sił i latania.
System ma utrzymywać przy życiu, ale zdarza mu się zabić
Do innej poważnej awarii systemu kontroli środowiska w EA-18G doszło w 2016 roku. Podczas przygotowań do startu z bazy Whidbey Island w kokpicie maszyny ciśnienie gwałtownie wzrosło do takiego poziomu, że pleksiglasowa owiewka dosłownie wybuchła. Lotnicy odnieśli poważne obrażenia. Płuca jednego zapadły się pod wpływem ciśnienia, a drugi odniósł "krytyczne obrażenia głowy".
W tym wypadku życie obu lotników zostało uratowane, ponieważ na lotnisku obok znajdował się akurat zespół elitarnych ratowników medycznych, należących do jednostki mającej skakać ze spadochronami i pomagać pilotom zestrzelonym za liniami wroga. Zdołali ustabilizować stan obu rannych i dostarczyć ich do szpitala.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Niektóre detale były, hmmm, jak z horroru - stwierdził jeden z ratowników w rozmowie z lokalną telewizja KGW.
Dwa opisane wypadki należą do najbardziej ekstremalnych z udziałem ECS w EA-18G. Nie są jednak jedyne. Amerykanie mają problem z tymi systemami w swoich samolotach wojskowych. Na przestrzeni ostatniej dekady zorientowano się, iż piloci doświadczają różnych trudnych do wytłumaczenia problemów, prawdopodobnie powodowanych przez system. Sprawa ujawniła się z całą mocą w 2010 roku, kiedy supermyśliwiec F-22 wbił się z wielką prędkością w ziemię na Alasce. Okazało się, że pilot stracił przytomność po awarii ECS w locie na dużej wysokości. Prawdopodobnie był nieświadomy lub półprzytomny i nie zareagował na wejście maszyny w strome nurkowanie, które skończyło się katastrofą.
Tylko w 2016 roku w samej US Navy zarejestrowano 125 incydentów z udziałem systemu ECS w maszynach F/A-18 i EA-18G. W 2017 roku doszło do buntu pilotów-instruktorów floty latających na maszynach szkoleniowych T-45, ponieważ ich zdaniem dowództwo ignorowało powtarzające się problemy z ECS. Sprawą zajęto się na poważnie i rozpoczęto pogłębione badania, jednak ciągle brak jednoznacznej odpowiedzi na to, co jest źródłem awarii.
Autor: mk//kg / Źródło: Defense News, hrana.org, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy