Kiedy grad kul przelatywał nad ich głowami, szukały schronienia tak jak tysiące innych osób. Postanowiły biec w stronę sceny, by ukryć się w jej pobliżu. Tam trafiły na małą przestrzeń pod jednym ze stołów. Wtulone w siebie słyszały pociski. Ramionami otoczył je nieznajomy. Ranny, zadbał o to, by dać im dodatkową ochronę. Tak 35-letnia Krystal Goddard opisuje chwile po ataku w Las Vegas, z którego jej i jej przyjaciółce udało się ujść cało.
Krystal Goddard i Am McAslin były wśród 22 tysięcy ludzi słuchających na żywo pod gołym niebem muzyki country, gdy w niedzielny wieczór z 32. piętra pobliskiego hotelu do ludzi zaczął strzelać uzbrojony w potężny arsenał mężczyzna. Zabił 59 osób, a ponad 500 znalazło się w szpitalach.
Cztery akty heroizmu
Wśród nich - jak mówi Goddard cytowana przez CNN - mogła być ona i jej przyjaciółka, w momencie, w którym znalazły schronienie dodatkowo pomógł im jednak nieznajomy mężczyzna.
Jak relacjonuje kobieta - chronił je własnym ciałem, sam będąc ranny i brocząc krwią.
Goddard znajdowała się w ramionach koleżanki, z kolei ona w ramionach nieznajomego. Od napastnika oddzielał ich tylko mały stolik, za którym się schowali i przestrzeń dzieląca festiwalowe pole od górującego nad okolicą hotelu.
Kobieta mówiła w rozmowie ze stacją CNN, że osłaniający je mężczyzna powiedział, że jest ranny. - Nie sądzę, że mi się uda - dodał, według jej relacji. Cała trójka spędziła kolejne minuty powtarzając sobie głośno, że "wszystko będzie dobrze".
Potem kobiety postanowiły, że pobiegną dalej. McAslin, w białej koszulce noszącej ślady krwi nieznajomego, i Goddard, ruszyły przed siebie. - Jedynym, o czym wtedy myślałam było to, żeby jak najszybciej się stąd wydostać - mówiła dzień po tragedii 35-latka.
Jak dodaje, ani ona, ani jej przyjaciółka, nie wiedzą, co się stało z rannym, który przez chwilę je osłaniał.
CNN pisze, że nie był to jedyny akt heroizmu niedzielnej nocy. Młoda kobieta, która na co dzień pracuje jako pielęgniarka, wydostała się z zagrożonego terenu, ale po chwili zdecydowała, że wraca. - Czułam, że muszę to zrobić, powiedziała, pytana o tragedię przez jedną z lokalnych telewizji. Próbowała pomóc jak tylko mogła. Widziała kilkoro zabitych. Mijała ich w drodze do kolejnej postrzelonej osoby.
18-letnia Addison Short uciekała, gdy jeden z pocisków trafił ją w kolano. Upadła na ziemię i w bólu zaczęła krzyczeć, że nie może biec. Obok niej pojawił się nieznany jej mężczyzna. Przewiązał nogę swoim paskiem, przerzucił przez ramię i wyprowadził w bezpieczne miejsce. Znalazł taksówkę i kazał ją zawieźć do szpitala.
Lindsay Padgett i Mark Jay - młode małżeństwo, które na koncert przyjechało swoim vanem - zbierało kolejnych rannych do furgonetki i wywoziło ich w kierunku nadjeżdżających karetek - pisze CNN.
Jak podkreśla CNN - w chwilach, w których zapanował chaos i ludzie ginęli w obliczu ataku szaleńca - ludziom nie zabrakło odwagi, by sobie pomagać.
Autor: adso / Źródło: CNN, tvn24.pl