Jednych obudziły syreny, innych strzały. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, zamknięto ruch lotniczy. Ustawiły się kolejki przed sklepami, aptekami i bankomatami. Wprowadzono limity wypłat pieniędzy. Ludzie zaczęli wyjeżdżać z miast. Utworzyły się gigantyczne korki. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zaczęło się przed świtem. - Mnie zbudził telefon. Zadzwoniła do mnie moja koleżanka, powiedziała: "Zaczęła się wojna, wstawaj. Strzelają i spadają bomby". To jest najgorszy sen – mówi mieszkanka Kijowa Mariia Herheliuk.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj program specjalny w TVN24
Wybuchy obudziły mieszkańców różnych regionów kraju. - W Winnicy było słychać głośne wybuchy – relacjonuje Oleh Levchenko. - Wyszłam z domu, koło dworca, w oddali rozległ się huk. Myślałam, że coś musiało się stać, trwa ostrzał – mówiła Tatiana, która mieszka w Doniecku.
Kolejki w sklepach i na stacjach paliw, limit wypłaty gotówki
W miastach zawyły syreny. Zaczął się stan wojenny. - Godzinę po tym, jak się obudziłam, usłyszałam wybuch obok swojego budynku. Mieszkam w Kijowie, w rejonie "sypialnym", tak jak na przykład Targówek czy Praga w Warszawie – mówi Mariia Herheliuk.
Ludzie ruszyli do sklepów, aptek, stacji paliw, bankomatów. Bank centralny wprowadził limity wypłaty gotówki do 100 tysięcy hrywien, czyli około 14 tysięcy złotych. - Jest panika. Ludzie wykupują wszystko w sklepach, brakuje już towarów pierwszej potrzeby, żywności. Kolejki w sklepach, aptekach, zamknięte drogi, korki na ulicach - mówiła w czwartek Irina Kołodziejska na podstawie tego, co słyszała od swojej rodziny, która mieszka w Charkowie.
Obywatele Ukrainy obawiają się o życie
Drogi pękały w szwach również w Kijowie. Mieszkańcy kierowali się na zachód. Wyjazd ze stolicy zajmował nawet kilka godzin. - Jadę do rodziców, mieszkają w środkowej Ukrainie i myślę, że tam jest bezpieczniej – opowiadała Leira, mieszkanka Kijowa.
Po ataku Rosji zamknięto niebo nad Ukrainą. Przestały latać rejsowe samoloty. W Kijowie ludzie chowali się przed atakiem w parkingu podziemnym. – Teraz jest całkiem spokojnie. Być może jest to związane z decyzją mera Kijowa Witalija Kliczki, który zdecydował o wprowadzeniu godziny policyjnej – mówił dziennikarz Ukraina 24 Ołeh Biłecki.
- Jestem tu od lat, więc nic mnie nie przeraża, ale boję się o dzieci. Mam wnuczkę i prawnuczkę. Martwię się o nich. Mój syn zginął podczas tej wojny – mówi Eleonora, mieszkanka Doniecka. - Obawiam się, że mogę stracić życie i mogę stracić bliskich – przyznaje Mariia Herheliuk. – Większość nie boi się śmierci, ale tego, że przegramy – dodaje.
Łukasz Wieczorek
Źródło: TVN24