|

"Słyszysz wybuchy, ale nadal gotujesz barszcz". Dziennik z bombardowanego miasta

Skutki nalotu na Mikołajów w nocy 28 marca
Skutki nalotu na Mikołajów w nocy 28 marca
Źródło: t.me/s/mykolaivskaODA

"Nigdy wcześniej w życiu nie nienawidziłam. Byłam zła, obrażałam się, nie rozumiałam, próbowałam coś udowodnić. A teraz nienawidzę. Otwarcie i niezaprzeczalnie. Wczoraj wieczorem w Mikołajowie odbyła się 'dyskoteka'. Na bogato. Ryczały basy-eksplozje, błyskały światła-pożary".

Artykuł dostępny w subskrypcji

Inna Tokarewa mieszka w Mikołajowie, bombardowanym przez wojska rosyjskie od początku inwazji zbrojnej na Ukrainę. To ważny punkt strategiczny na południu kraju, miasto portowe. Leży nad rzeką Boh, niedaleko ujścia do Morza Czarnego. Od pierwszego dnia ataku Rosji na Ukrainę Inna prowadzi "pamiętnik wojenny". Dokumentuje rosyjskie zbrodnie, zależy jej na tym, by świat wiedział, jak wygląda wojna i jak wygląda życie w czasie wojny. Fragmenty jej pamiętnika publikujemy za jej wiedzą i zgodą.

24 lutego. Tak to się zaczyna. Bardzo źle spałam i prawie nic nie słyszałam. O szóstej rano sięgnęłam po telefon (zwykle przed godziną 8 nie dotykam). Histeria. Oddychaj. Dzwoniła siostra. Bombardowali też wokół Lwowa. Ładowanie telefonów. Koce i inne rzeczy - do piwnicy. Życie mnie do tego nie przygotowało. Wojna nie będzie jutro. Wojna jest dzisiaj. Przerażające. Koty? Są, wszystkie na miejscu.

25 lutego. Alarm lotniczy we Lwowie, siostra z dziećmi w schronie. To piwnica pod szkołą, jest tam sprzęt do ćwiczeń, szkoła zaopatrzyła się w klocki Lego dla dzieci. Po prostu SPA (sarkazm). Szwagier wczoraj wieczorem poszedł do komendy wojskowej i wyjechał. Przyjaciółka zabezpieczyła okna tekturą i poduszkami. Do innej przyjechali krewni, nocowali wszyscy razem. Do alarmowego plecaka włożyłam nasiona pomidorów i kwiatów. Zasieję, kiedy to wszystko się skończy. Przyjaciele z Kijowa nie odpowiadają. Mam nadzieję, że po prostu śpią lub gdzieś jadą. (...) W 2014 roku [kiedy w Donbasie wybuchł konflikt zbrojny z prorosyjskimi separatystami - red.] bałam się głośno wyrażać swoje opinie. Szukałam słów, kompromisowych zdań. Myślałam, może się mylę, może jakoś… Teraz nie mam pół słów, pół myśli. Wszystko jest jasne. Nie obawiam się już, ani się nie wstydzę. To inni powinni się wstydzić.

Inna Tokarewa
Inna Tokarewa
Źródło: Facebook/Inna Tokareva

26 lutego. Nigdy wcześniej w życiu nie nienawidziłam. Byłam zła, obrażałam się, nie rozumiałam, próbowałam coś udowodnić. A teraz nienawidzę. Otwarcie i niezaprzeczalnie. W piwnicy jest bardzo zimno. (...) Kładę się w ubraniu i butach na łóżku i biegnę do piwnicy za każdym razem, kiedy słyszę wybuchy i wycie syren. Przez całą noc na Facebooku i Telegramie trwało sprawdzanie obecności. Co u was? Jesteście w ukryciu? Lotnisko, baza naftowa, stacja kolejowa. Kijów, Winnica, Charków.

27 lutego. Ranek czwartego dnia. W jakim czasie ten... [Putin - red.] obiecywał, że zdobędzie Kijów? W ciągu trzech godzin? Blitzkrieg się nie udał? Mikołajów miał być rosyjskim miastem, gdzie wszyscy czekają z kwiatami? (....) Druga połowa wczorajszego dnia była niespokojna, wieczór też, ale w drugiej połowie nocy nawet spałam. Koty są w szoku, myślą, że właściciele powariowali, bo położyli się na podłodze, gdy są wygodne łóżka, ale zaakceptowały zasady gry. Może w końcu nauczę się spać na plecach, spanie na boku na podłodze jest niewygodne. (....) Trzy dni. Przetrzymaliśmy całe trzy dni. Chociaż tego miało nie być. W żaden sposób. Jesteśmy cholernymi geniuszami i tytanami. I kolejna dobra wiadomość - pojutrze wiosna.

28 lutego. Żyjemy i jesteśmy Ukrainą. Wczoraj, w czasie sprawdzania obecności wśród znajomych, wiele osób odpowiadało: to była dobra noc, aż cztery godziny snu! Lub: nie spałem tak dobrze od 24 lutego! Dziś wydaje się, że było jeszcze lepiej. Czy się przyzwyczajamy? Człowiek dostosowuje się do wszystkiego. (.....) Jestem wdzięczna tym, dzięki którym noc w Mikołajowie była prawie spokojna. Tak, spokojna. Samolot został zestrzelony podczas startu. Niech tu nie latają.

1 marca. Wczoraj, po raz pierwszy od 24 lutego, wyciągnęłam laptop, włączyłam go i zdałam sobie sprawę, że zapomniałam hasła do logowania. Po chwili sobie przypomniałam. Otworzyłam przeglądarkę. Sprawdziłam, co robiłam. Filmy, seriale, artykuły o ogrodnictwie, kilka wywiadów na YouTube. Miałam dużo czasu. Wczoraj wieczorem rozmawialiśmy o tym, próbując sobie przypomnieć, co robiliśmy w zeszłym tygodniu.

2 marca. Wczoraj zabezpieczyłam książkami okno. Zawsze myślałam, że okna w naszym domu są za małe, a książek jest za dużo. Bardzo się myliłam. Jest coś symbolicznego w tym, że używam jako ochrony przed "rosyjskimi braćmi" zbiorów Lermontowa, Puszkina, Dostojewskiego. Wcześniej myślałam, że coś należy zrobić z oknami w pokoju, nawet rolety nie chronią przed światłem w nocy. Ale teraz jest zupełnie ciemno. Moja mama powiedziała, że ​​jak będzie po wszystkim, spali wszystkie książki o Związku Radzieckim (wcześniej bardzo je chroniła, na nich się wychowała). Wczoraj też bohatersko trzymała się Basztanka [miasto w obwodzie mikołajowskim - red].

3 marca. Ich głównym i fatalnym błędem jest to, że absolutnie nie mogą zrozumieć, że jesteśmy inni. Różnimy się od nich. W latach "zaprzyjaźnionej rodziny radzieckiej" różnice te mogły nieco zniknąć, ale tylko powierzchownie. Jesteśmy inni. Nie potrzebujemy cara, aby "wskazywał światłą drogę, karał, miał litość". Każdy z nas jest naszym własnym carem. Stąd te kłótnie w czasie pokoju, przez które ktoś z zewnątrz, zwłaszcza miłośnik carów, może uznać, że potrzebujemy "silnej ręki". Na Ukrainie hetmani zawsze byli bardziej "dla urody". Pierwszymi wśród równych. Ale w każdej chwili, jeśli społeczność była z nich niezadowolona, ​​to mogło się skończyć. A teraz nasi "bracia" wierzą, że jeśli zajmą Kijów lub zlikwidują prezydenta i sztab generalny, Ukraina natychmiast przestanie stawiać opór, bo nie będzie komu przewodzić. Nie rozumieją, że nasz prezydent działa teraz jak Ukrainiec, a każdy Ukrainiec działa jak prezydent. Mer i szef obwodu stoją ramię w ramię ze zwykłą gospodynią domową, biznesmenem lub nauczycielem. Oni nie są nad. I nie są pod (w bunkrze w Ałtaju). Oni są obok. Jeśli ich zabraknie, zewrzemy nasze szeregi jeszcze mocniej.

4 marca. Jaki jest dziś dzień? Środa? Piątek? Niedziela? Co za różnica. Każdego dnia jest coś do zrobienia dla zabezpieczenia domu. W odległym pokoju jest niedoklejone okno, z sofy trzeba wyjąć dodatkowe koce do zaciemnienia. Alarmowa walizka też jest źle zebrana. Nie pamiętam już, gdzie co leży.

Okno w mieszkaniu Inny Tokarewej
Okno w mieszkaniu Inny Tokarewej
Źródło: Facebook/Inna Tokareva

5 marca. Kiedy wcześniej czytałam książki o pierwszej wojnie światowej, rewolucji z 1917 roku, drugiej wojnie światowej, zawsze zastanawiałam się, czy wszyscy ci ludzie nie rozumieli, co nadchodzi? To było takie oczywiste. Jeśli tego nie byli w stanie powstrzymać, dlaczego przynajmniej nie wyjechali tam, gdzie było spokojniej? Nie ratowali siebie? Teraz bardzo dobrze to rozumiem, choć nadal nie potrafię wyjaśnić. Wydaje ci się, że niby wrastasz w tę ziemię i nie możesz zrobić ani jednego kroku. Wokół ciebie tworzą się dodatkowe ściany. Ale to są twoje ściany. Nie możesz ich rozbić.

6 marca. Obudziliśmy się w imię świętego Mikołaja, Sił Zbrojnych i Kima [Witalija Kima, szefa obwodu mikołajowskiego - red.]. I obudziliśmy się w Ukrainie. Chociaż wczoraj było gorąco, oni w żaden sposób nie chcą się uspokoić, jakby tu było posmarowane miodem, i dawaj leźć w Radsad, potem w Raketkę, w Basztankę, w Galicynówkę. Niby karaluchy. Zestrzelili im śmigłowiec i samolot, a orkowie wystrzelili na nas tornada. Ale nie bawili się długo (zapałkami dzieci nie mogą się bawić). Dzisiaj jest Niedziela Przebaczenia. Chciałabym kogoś zobaczyć. Ale nikogo nie widzę. Ten naród jest niezwyciężony.

7 marca. Poranek i noc były takie, że nie myślisz o tym, czy "przyzwoicie" jest pisać i dzwonić do ludzi o piątej rano. Mikołajów jest ostrzeliwany z wyrzutni rakietowych. Ostrzeliwują także dzielnice mieszkalne. Szyby w oknach "tańczą", dziwię się, że dotąd nie wyleciały. (....) Jeśli się nie poddamy, mamy dwie możliwości: zwyciężyć lub zostać zmiecionymi z powierzchni ziemi w szybkim tempie. Jeśli się poddamy, mamy tylko jedną opcję: zostaniemy zmieceni. Powoli i bardzo boleśnie.

8 marca. Mikołajów pustoszeje. Ludzie wyjeżdżają. Nie piszę tego po to, żeby ktoś poczuł się winny, ponieważ każdy robi to, co może i uważa za konieczne. Po prostu dokumentuję wydarzenia. To, co się dzieje, jest przerażające. I całkiem normalne jest to, że można to przeżyć zupełnie w innym miejscu. Wyjeżdżają nie tylko rodziny (kobiety z dziećmi). Znajoma zabrała do Polski dzieci, które przed wojną uczyła fotografii. Całą grupę. Nie wszyscy rodzice mogą wyjechać (mogą mieć tu sprawy lub starych rodziców), a dzieci trzeba ratować. Wczoraj dzień i noc były trudne.

9 marca. Dziś jest czternasty dzień, kiedy żyjemy w stanie wojny. Wydaje się, że nawet trochę przyzwyczailiśmy się. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jak jest czas i okazja, trzeba spać. Że nie można czytać wiadomości i monitorować czatów przez cały dzień. Że w każdej chwili mogą zadzwonić. Przyzwyczailiśmy się spać w ubraniach i pozostawać w napięciu nie tylko z powodu odgłosów wybuchów, ale także z powodu ciszy. Dziś w Mikołajowie spadł śnieg. Marzec zawsze słynął z podstępnej pogody. Pod śniegiem wszystko jest takie piękne i czyste, jakby wojny nie było. Ale ona jest. Wczoraj Witalij Kim powiedział, że Rosjanom kazano zająć nasze miasto za wszelką cenę. (...) Dzisiaj całkowicie usunęłam zaciemnienie z kilku okien. Zwykle po prostu je podnoszę lub odsuwam na bok i mocuję za pomocą haczyków. Zdecydowałam, że już wystarczy. Chcę zobaczyć okno w całości. Przynajmniej do godziny 17. Mikołajów okazał się nie tylko żelaznym, ale tytanowym miastem, z niesamowicie odpornymi ludźmi, którzy przed wojną kłócili się ze sobą z byle powodu, a teraz reagują i stoją jak jeden organizm. Jest wielkim zaszczytem to dostrzegać.

Widok na ogród przy domu Inny Tokarewej
Widok na ogród przy domu Inny Tokarewej
Źródło: Facebook/Inna Tokareva

10 marca. Wojna jest wtedy, gdy nie masz czym oddychać, kiedy czytasz o zbombardowaniu szpitala położniczego w Mariupolu. Wtedy, gdy ten, kto cię zaatakował, żąda od ciebie "za wszelką cenę" (w rzeczywistości wszyscy to rozumieją), aby natychmiast zaprzestać działań wojennych. Wtedy, gdy inni dzwonią, pytając, czy mogą u ciebie przenocować albo rozładować, a następnie wywieźć pomoc humanitarną i odpowiadasz "tak", nie słuchając ich do końca. Wojna jest wtedy, gdy zaczynasz zdawać sobie sprawę, że nie wszystkie piwnice są jednakowo przydatne, a tym bardziej bezpieczne. I że czasem dobrze wyposażony pokój w parterowym domu może być bardziej niezawodny niż maleńka piwnica bez wentylacji z jednym stromym wejściem. Wojna jest wtedy, gdy słyszysz wybuchy, ale nadal gotujesz barszcz. I wtedy, gdy niecała pomoc humanitarna dociera pod wskazany adres.

11 marca. Dziś była spokojna noc, dzięki Siłom Zbrojnym Ukrainy budziłam się jedynie z powodu wiatru, który targał bramą. Musimy pomyśleć o czasie pokoju i przyszłości. Nie chodzi o to, by po prostu marzyć o tym, że odpoczniemy, wyśpimy się i obejmiemy bliskich. Musimy myśleć w codziennym, racjonalnym kontekście. (...) Wkrótce trzeba będzie siać. Dlatego, po pierwsze, musimy jak najszybciej wypędzić orków z terytorium upraw, po drugie, zwrócić tych, którzy znają się na sianiu. Bo to ma być nasza "słomka" na nadchodzącą jesień, zimę i wiosnę. Pomoc humanitarna jest dobra, ale sami też potrafimy i, co nie mniej ważne, musimy to pokazać tym, którzy nam pomagają. Pokazać, że nie przyssaliśmy się na zawsze do dobroczynności, a nadal pracujemy.

12 marca. Wczoraj wieczorem w Mikołajowie odbyła się piątkowa "dyskoteka". Na bogato. Ryczały basy-eksplozje, błyskały światła-pożary. "Impreza" trwała z przerwami do rana. (....) Orkowie bombardowali bez żadnego planu (jakby ktoś nadal uważał, że go mają i że nie chodzi tylko o zagarniecie i zniszczenie). Ucierpiały osiedla mieszkaniowe, szpitale i tak dalej. Ale Mikołajów mimo wszystko obudził się w Ukrainie. Mam nadzieję, że tak będzie zawsze, dziękuję Siłom Zbrojnym Ukrainy - Bogom.

13 marca. Powiedzieli mi, że słowa "sprawdzian obecności" docierają do ludzi. Więc sprawdzamy - jak minęła noc, czy wszyscy są na miejscu? Do rzeczy, dziś niedziela. Niektórzy orientują się w czasie na podstawie mojego pamiętnika. W Mikołajowie jest stosunkowo spokojnie, choć były też próby "hałasowania". Znowu obudziliśmy się w Ukrainie!.

14 marca. Rano znowu obudziły mnie wybuchy. Nawet jeśli przykryjesz się wszystkimi poduszkami, nie możesz ich nie słyszeć, bo ściany się trzęsą, a ty wraz z nimi. W nocy i rano "wyzwoliciele" równali z ziemią Snihuriwkę, wczoraj - szkołę w miejscowości Zełeny Gaj i Soliany. Są ofiary cywilne. Krewny znajomych trafił na oddział intensywnej terapii, bo stał w kolejce do bankomatu. Dziś rano w mieście nie było światła, były też problemy z łącznością komórkową.

15 marca. Sieci społecznościowe aż huczą od heroicznego uczynku jednej z redaktorek (rosyjskiego) Pierwszego Kanału, która rzekomo w czasie emisji na żywo stanęła za plecami prowadzącej z plakatem "Stop the war". W sieciach piszą też, że to najprawdopodobniej ustawka. Ale wiecie co, nic nam do tego. Zaaranżowane to zostało czy nie, w ogóle nie powinno nas to obchodzić. Jasne jest, że jest to, między innymi, szczera lub nieszczera próba zagrania na dobroci, szlachetności Ukraińców i ich braterskich uczuciach. Ale od chwili, gdy pierwsza bomba spadła na moją ziemię, nie ma o czym mówić. Nie obchodzi mnie, kto wyjdzie z jakimi plakatami i co później z nimi za to zrobią. To jest INNY kraj i ten kraj jest naszym wrogiem. Dopóki krew mojego narodu płynie po mojej ziemi, a miasta, życia i losy są niszczone - to wszystko, co mnie teraz obchodzi. Tak, to wszystko zły Putin, a Rosjanie są przeciwni wojnie. Ale w takim razie, kto naciska przyciski wystrzeliwania rakiet, kto zrzuca bomby, kto okrada i niszczy wioski i miasta? Kto organizuje i przeprowadza ataki na szpitale położnicze, supermarkety, pali muzea? Za dużo pracy dla jednego Putina. Nie obchodzi mnie, czy jest bohaterką, czy kobietą. W ogóle nie obchodzi mnie jej uczynek. Ale rada na przyszłość: zanim podejmie się takie działania, niech nauczy się przynajmniej mówić "w Ukrainie", a nie "na Ukrainie" i poprawnie stawiać akcent w słowie "Ukrainiec".

16 marca. Dzień dwudziesty pierwszy. Środa. Mówią, że 21. dzień jest przełomowy. Niby po nim organizm ostatecznie przestawia się na nowe tory i przyzwyczaja się. Zobaczymy. Zdecydowanie to nie jest to, do czego chcę się przyzwyczaić. W naszej okolicy noc była stosunkowo spokojna, ale długo nie mogłam zasnąć, a potem cały czas budziłam się z powodu... ciszy. Tak było w naszej okolicy. W innych było i głośniej i bardziej strasznie. W mieście nadal brak prądu, wody, ogrzewania i łączności. Ranni nadal trafiają do szpitala. Kiedy oni wreszcie zrozumieją, że Mikołajów się nie podda. (....) Wczoraj ugotowałam barszcz. Bez nadmiernej skromności powiem, że wyszedł boski. Czasem jest po prostu pyszny barszcz, a czasem - nie wiemy, co to za magia, bo robisz to samo i z tych samych produktów - ale wychodzi boski. Będę uważać to za znak szybkiego zwycięstwa.

szkola
Szkoła w obwodzie mikołajowskim na południu Ukrainy ostrzelana z powietrza
Źródło: Twitter/ArmedForceSukr

17 marca. Mikołajów. Przyjechałam do tego miasta, kiedy miałam sześć lat. Pamiętam, że bardzo podobał mi się Twój herb - karawela, którą malowano wszędzie, nawet na szybach autobusów (ciemnoniebieską farbą). Byłam więc trochę rozżalona, gdy karawela została zastąpiona obrazem, który nie był zbyt wyraźny i niezbyt piękny w moim dzieciństwie. Żyłam jednak i poznawałam to miasto. (...) Mikołajów to największa tajemnica Ukrainy. Jak to się stało, że moje miasto, które trzy tygodnie temu było prawie całkowicie rosyjskojęzyczne i rozdarte sprzecznościami, połączyło się w ciągu jednej nocy, stało się jednolitym frontem i zaczęło mówić w języku ukraińskim? Jak miasto, które miało zostać zajęte jako jedno z pierwszych (bo tutaj przecież są "rosyjscy ludzie"), trzyma się już trzy tygodnie? Kocham swoje miasto. Nie z powodu urokliwych zakątków, rzeki czy magicznej jesieni. Nie z powodu pomidorów, winogron, wysokiego nieba. Chociaż za to też. Teraz nie zamykam oczu i nie uciekam od jego niedociągnięć i problemów. Kocham moje miasto wraz z nimi. Jeśli wcześniej, mówiąc, że jestem z Mikołajowa, przygotowywałam się do usprawiedliwiania miasta albo kiwałam głową, mówiąc, "tak, są takie problemy", teraz jestem mu niezaprzeczalnie oddana. I obawiam się, że ta miłość jest wieczna. Jestem dumna, że mieszkam w Mikołajowie, to dla mnie zaszczyt być wśród jego mieszkańców. To jest moje miasto, a my trzymamy się nawzajem.

18 marca. Wieczór, a zwłaszcza poranek w Mikołajowie były bardzo "wesołe". Szyby w oknach się trzęsły, spadło też trochę tynku. Dwie sekundy po pierwszym porannym wybuchu Musia (kotka) stała na mnie, mrucząc i ugniatając łapkami. Przybiegła, aby ratować i uspokajać "kociaka", wie, jaki jest płochliwy. (....) Dziś mija osiem lat od "Krymnasz" [aneksji Krymu przez Rosję - red.]. Myśleli, że i po naszym mieście przejadą czołgi, zmienią flagi i będzie pięknie. Grzyba im! Już czwarty tydzień się zaczął i grzyba im! Zabrali mi pierwszą ojczyznę [Inna Tokarewa urodziła się w mieście Kercz na Krymie - red.]. Drugiej im nie oddam. A i pierwszą też odzyskam.

19 marca. Wszyscy zapewne i tak wiecie, co wydarzyło się wczoraj w Mikołajowie i nadal ma miejsce w mieście i okolicy. Więc napiszę tylko, że w moim pokoju zamieszkał... świerszcz. Może kotki przyniosły na ogonie albo na butach przywędrował, ale jest, gdzieś tam w kąciku. I teraz każdej nocy, kiedy jest ciemno, cicho i nie słychać wybuchów, świerszcz wyśpiewuje.

20 marca. Około godziny szóstej rano do mojej mamy zadzwoniła znajoma i zapytała, jak nazywa się nasza działkowa spółdzielnia. Jedna z nich została trafiona pociskami. To nie była nasza spółdzielnia, ale co za różnica, zwłaszcza że są ofiary. (...) Rano znów alarm powietrzny (ileż można?, kiedy to się skończy?). Mówią, że jutro jest równonoc wiosenna, więc (ezoterycy wkroczyli na czat) pożądane jest pozbycie się wszystkiego, co niepotrzebne i co przeszkadza w życiu. Orkowie bardzo mi przeszkadzają, pozbądźmy się ich. A tak na poważnie - planuję wreszcie umyć podłogę i, jeśli wystarczy inspiracji, głowę. Od wtorku niby ocieplenie. Tulipany, trawa, nie zdążysz się obejrzeć, a trzeba będzie siać ogórki z pomidorami i innymi burakami. Zminimalizujmy więc wszystkie te bomby do maksimum. Bo sianie pomidorów to rzecz medytacyjna. Mam zrywać się i biegać co pół godziny do domu lub do piwnicy w czasie tego świętego procesu?.

Zniszczenia po ostrzale w Mikołajowie. Zdjęcie z 13 marca
Zniszczenia po ostrzale w Mikołajowie. Zdjęcie z 13 marca
Źródło: Getty Images/Anadolu Agency

21 marca. Dziś przespałam praktycznie całą noc, nic nie słyszałam. Dzień dobry, jesteśmy z Ukrainy. Dziękuję Siłom Zbrojnym, dziękuję Ukraińcom! Sprawdzian obecności, jak wy?

22 marca. Noc i poprzedni dzień były kiepskie. Uszkodzony został w mieście hotel, szpital i nie tylko. Wstając rano, miałam wrażenie, że przez całą noc byłam bita - boli całe ciało i nie mam sił.

23 marca. Wydaje się, że w Warwariwce [dzielnica Mikołajowa - red.] zaczął działać oddział Nowej Poczty. Boże, jak za dawnych dobrych czasów. Ale paczki przyjmowane są w formie otwartej. Myślę, że wiadomo dlaczego. (....) Mikołajów! Jesteś niesamowity! A teraz nasz wywiad artyleryjski pilnie potrzebuje naszej pomocy. Potrzebne są: rękawice taktyczne, lornetki - 6 sztuk, kamera termowizyjna lub noktowizor, zestaw narzędzi, latarki, zapalniczki, żółta taśma, ciepłe skarpetki, wkładki do butów, karimaty, siedzisko z pianki EVA, stacje radiowe. Potrzeby gospodarstwa domowego: proszek do prania, woda po goleniu, kapcie kąpielowe, szampon, ręczniki, woda butelkowana, witaminy, ładowarki USB, cukier. Nie jesteśmy tylko tymi, których oni chronią, jesteśmy ich niezawodnymi plecami. Jeśli jest to możliwe, dzwońcie. Udostępnienie tego posta jest również dużym wsparciem!.

24 marca. Miesiąc. Szczerze mówiąc, wątpiłam, czy wytrzymam choćby tydzień. Ale w tym czasie przyszło bardzo silne zrozumienie tego, że nie masz pojęcia, CO możesz znieść. Nie żebym chciała to sprawdzać, a tym bardziej w ten sposób. Niemniej jednak dzisiaj mija miesiąc, odkąd orkowie podbili Kijów "w trzy dni". Nadal jesteśmy Ukrainą i nią będziemy. W prezencie na to święto - zatopiony okręt desantowy Orsk (aktualizacja: to był jednak okręt Saratow pod Berdiańskiem) - świetny wybór (poproszę jeszcze dwa, a może i trzeci w promocji). Stopniowo zdajesz sobie sprawę, że gwarancja zwycięstwa nie kryje się w wojnie. Kryje się w pokoju. Tak, bez wojny nie będzie życia, ale wojna to nie tylko strzały. Jeśli nie jesteś żołnierzem, lekarzem lub rezerwistą obrony terytorialnej, przybliżasz zwycięstwo, wybierając proste, przydatne rzeczy każdego dnia. Podlewanie róż w ogrodzie, sianie rzodkiewki (dzięki Bogu jest cieplej), mycie podłogi w domu - nawet jeśli wystarczyło ci sił tylko na to, by umyć pół pokoju, ale i tak to jest lepsze niż nic. Ponieważ w przeciwieństwie do orków mamy czego bronić. Bronimy pokoju i wolności.

25 marca. Noc była huczna. "Dostaliśmy" pociskami Kalibr, wypuszczonymi z terytorium Krymu. O ile dobrze pamiętam, w 2014 roku, ich [mieszkańców zaanektowanego Krymu - red.] pierwsza odpowiedź na pytanie, dlaczego Rosja, brzmiała: "za to nie mamy wojny!". No tak. Macie z pewnością coś znacznie gorszego. Pewnie powiedzą, że nie strzelają do nas albo jak strzelają, to tylko do nazistów. Cóż, grzyb z nimi. Wygląda na to, że ten miesiąc również wyleczył mnie z żalu za Krymem. Teraz to oni muszą udowodnić, że są nas godni. A co do pocisków, zostały niby zestrzelone aż dwa. Któregoś dnia zobaczyłam informację, że koszt jednego z nich sięga siedmiu i pół miliona dolarów. Nie skąpią na nas. Bracia.

26 marca. Jutro rano (lub w nocy) trzeba przestawić zegar na czas letni. Gdyby można było jeszcze przestawić na czas zwycięstwa i pokoju. Ale nie. Na razie tylko lato. To też nieźle. Na początku kwietnia zapowiadają deszcze - byłoby bardzo dobrze, bo jak zwykle ziemia jest sucha. (...) Wczoraj skończyłam podlewać i nawozić wszystkie róże, irysy i powojniki w ogrodzie. Mniej więcej tyle zostało w ogrodzie od frontu. Cokolwiek będzie, kwiaty zakwitną. Robię to wszystko tak, jakby to była pewnego rodzaju obrona powietrzna. Trudno to wytłumaczyć, ale są to takie odczucia. (....) Mówi się, że jest to 31. wojenny poranek. Poranek w Ukrainie, w Mikołajowie. Dziękuję Siłom Zbrojnym, dziękuję Ukraińcom za to, że mogę się obudzić na mojej ziemi.

27 marca. Wczoraj bombardowali we Lwowie. Mam tam siostrę i rodzinę. Przyłapałam się na tym, że jestem prawie spokojna. Psychika prawdopodobnie trochę się zahartowała. Nauczyłam się nie panikować, zanim nie otrzymam dokładnych danych. (...). Orkowie zostali wypędzeni do granic obwodu chersońskiego i są ścigani. Stopniowo, po kawałku, oczyszcza się moje Południe. Na polach jest dużo odłamków i pocisków. Wypędzimy ich także ze Snihuriwki i wszystko odbudujemy. W międzyczasie wybieram miejsce do sadzenia ziemniaków, oprócz ogórków i pomidorów. Czy wszyscy przestawili zegar na czas letni?

28 marca. Dziś jest dzień wyzwolenia Mikołajowa od nazistowskich najeźdźców. Możemy to powtórzyć. Do dziś nie będziemy mieli czasu, ale i tak wyzwolimy nasz kraj. (...) Myślę o tym, co będzie dalej. Po zwycięstwie? Doskonale rozumiem, że będzie ciężko. Problemy, które istniały przed wojną, po niej nie znikną. (...) Teraz najważniejsze jest zwycięstwo. Wyjście z tego błędnego koła, które dławi nas od ponad trzystu lat. W końcu nadszedł czas. Jesteśmy teraz w punkcie, w którym wszystko jest możliwe.

Skutki nalotu na Mikołajów w nocy 28 marca. Zniszczony gmach obwodowej administracji
Skutki nalotu na Mikołajów w nocy 28 marca. Zniszczony gmach obwodowej administracji
Źródło: t.me/s/mykolaivskaODA

29 marca. Jest już w wiadomościach. Zły poranek w Mikołajowie. Cios zadano rano, kiedy ludzie byli już w pracy.

30 marca. Nie wiem o czym pisać. Wczoraj raszyści [pogardliwie o rosyjskich wojskach - red.] uderzyli w gmach obwodowej administracji w moim mieście. W czasie, kiedy ludzie przyszli już do pracy. Do tej pory, szacuje się, że zginęło 12 osób. A niektórzy wciąż są poszukiwani pod gruzami. Uderzyli w moje serce. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale fizycznie odczuwam ból mojego miasta. Kiedy nadlatuje rakieta lub bomba (Boże, jak dotąd nie nauczyłam się rozróżniać tych dźwięków), fizycznie czujesz uderzenie w klatkę piersiową, serce, brzuch, odczuwasz ból we wszystkich kościach kręgosłupa, jakby uderzano młoteczkiem. Niby rozrywa cię na kawałki. A potem robisz wydech i zbierasz się na nowo. Czasami to trwa przez długi czas. Nie da się tego wytłumaczyć tym, którzy tego nie odczuwali (i daj Boże, by nie odczuli tego nigdy).

Czytaj także: