Asad "ucina spekulacje": Irańczycy nigdzie się nie wybierają


Prezydent Syrii Baszar Asad powiedział w wywiadzie dla irańskiej sieci telewizyjnej al-Alam News, że "obecność wojskowa Iranu w Syrii, ani stosunki tego państwa z syryjskim rządem nie podlegają negocjacjom". Zaznaczył, że Iran nie ma "stałych baz".

Baszar podkreślił, że jego rząd opowiada się za rozwiązaniem politycznym sytuacji w południowo-zachodniej Syrii, ale "nie zawaha się też użyć siły, jeśli zajdzie taka potrzeba".

To Amerykanie, Francuzi, Turcy i Izraelczycy są siłami okupacyjnymi w Syrii Baszar Asad

- Wciąż dajemy pierwszeństwo uregulowaniu politycznemu, ale jeśli się to nie powiedzie, nie będziemy mieć innego wyjścia - zaznaczył w wywiadzie, który w całości retransmitowała też syryjska agencja informacyjna SANA. Wyjaśnił, że w rozmowy na temat uregulowania sytuacji na południowym zachodzie kraju zaangażowane są czynniki wojskowe amerykańskie, rosyjskie oraz izraelskie, które "pozostają w stałym kontakcie". Obszary kontrolowane od siedmiu lat przez rebeliantów, które armia syryjska wspomagana przez wojskowych irańskich stara się teraz odbić z ich rąk, znajdują się w pobliżu granicy z Izraelem. Władzom w Tel Awiwie nie podoba się ani obecne zaangażowanie militarne Iranu, które mogłoby przerodzić się w otwarty konflikt izraelsko-irański, ani perspektywa stałej obecności wojskowej Iranu w Syrii - zwłaszcza w pobliżu okupowanych przez Izrael Wzgórz Golan i wschodniego brzegu Jordanu - pisze Reuters. Komentując tę sprawę syryjski prezydent podkreślił, że Iran nie ma stałych baz wojskowych w Syrii, ale "nie zawaha się zezwolić na ich utworzenie, jeśli będzie to konieczne".

Wycofania Irańczyków nie będzie?

Agencja Reutera pisze w komentarzu, że wypowiedź Baszara Asada w pewnym sensie "ucina spekulacje, jakie pojawiały się ostatnio, że jednym z elementów uregulowania sytuacji w południowo-zachodniej Syrii miałoby być wycofanie jednostek irańskich z okolic okupowanych przez Izrael Wzgórz Golan". W wywiadzie dla irańskiej telewizji Baszar Asad wykluczył również wycofanie z tego terytorium oddziałów bojowych szyickiej organizacji Hezbollah. Jak powiedział, libańscy bojownicy "pozostaną w Syrii dopóty, dopóki Hezbollah, Iran i inni nie uznają, że terroryzm został wyeliminowany". - To Amerykanie, Francuzi, Turcy i Izraelczycy są siłami okupacyjnymi w Syrii - wskazał Asad. Nie są nimi natomiast Rosjanie czy Irańczycy, bo - jak zaznaczył - "kraje te zostały zaproszone do udziału w tym konflikcie przez władze w Damaszku. - Nasze stanowisko jako państwa w tej sprawie pozostaje niezmienne od samego początku: wspieramy każdy przejaw oporu wobec terrorystów lub sił okupacyjnych, niezależnie od ich narodowości - powiedział Baszar Asad. Jak przypomina Reuters, reżym syryjski wspierany zbrojnie przez Rosję i Iran zdołał odbić znaczne części terytorium Syrii, jednak pewne obszary kraju - przy granicach z Irakiem, Turcją i Jordanią - nadal pozostają poza jego kontrolą.

Ofiary wojny w SyriiPAP/Reuters

Dziesiątki tysięcy ofiar

Wojna domowa w Syrii zaczęła się w marcu 2011 roku od krwawego stłumienia przez reżim prodemokratycznych manifestacji. Według danych pozarządowej, opozycyjnej organizacji Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka w konflikcie zginęło dotychczas ponad 500 tys. ludzi, a ok. 85 proc. ofiar śmiertelnych to cywile. Bez wojskowej pomocy Rosji i Iranu reżym Asada nie byłby w stanie się utrzymać - pisze w komentarzu Reuters. To właśnie dzięki pomocy wojskowej tych państw, a zwłaszcza - rosyjskiego lotnictwa, władzom w Damaszku udaje się odzyskiwać kontrolę na poszczególnymi regionami.

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: