Niemal dokładnie dwa tygodnie temu władze w Kijowie ogłosiły rozpoczęcie operacji antyterrorystycznej w obwodzie donieckim. Efekt? Separatyści zwiększyli obszar posiadania. Działania sił ukraińskich są nieprzemyślane, nieskoordynowane, niezdecydowane. Mówiąc krótko: nieskuteczne.
Z Kijowa płyną kolejne oświadczenia, a to o rozpoczęciu operacji antyterrorystycznej, a to o jej wstrzymaniu, zawieszeniu, znów wznowieniu, o przejściu do "aktywnej" fazy działań itd. itp.
"Blokada" Słowiańska
Tymczasem siły rządowe nie potrafią zablokować nawet jednego miasta - "stolicy" separatystów, czyli Słowiańska. Wbrew oficjalnym komunikatom o pełnej blokadzie miasta, uzbrojone bojówki grasują po całej północnej części obwodu donieckiego.
Tak naprawdę to nie separatyści są okrążeni przez siły rządowe w Słowiańsku, a siły rządowe przez separatystów na lotnisku w Kramatorsku. Coraz bardziej to żołnierze i funkcjonariusze ukraińskich struktur siłowych czują się jakby działali na obcym terenie. A prorosyjskie jak u siebie.
Bezkarni separatyści
Przykłady można mnożyć. W weekend 15 uzbrojonych przedstawicieli "Donieckiej Republiki Ludowej" złożyło wizytę w jednym z największych zakładów przemysłowych Donbasu - w Kramatorsku. Przez nikogo nie niepokojeni przyjechali, zabrali kilka ciężkich buldożerów i odjechali.
Są i bardziej bulwersujące przykłady bezkarności separatystów, choćby porwanie obserwatorów OBWE oraz schwytanie trzech oficerów elitarnej antyterrorystycznej jednostki specnazu SBU Alfa i przewiezienie ich z Gorłówki do - rzekomo odciętego od świata przez ukraińskie siły - Słowiańska.
Z informacji nadchodzących z Donbasu wynika, że "goście" ze Słowiańska jeżdżą swobodnie po obwodzie, a siły rządowe kryją się w obiektach wojskowych i innych struktur siłowych.
Kto tu dowodzi?
Tymczasem części sztabu operacji antyterrorystycznej od kilku dni w ogóle nie ma w rejonie działania.
Z informacji uzyskanych w strukturach bezpieczeństwa przez analityków z grupy Informacyjny Sprzeciw wynika, że jednostki w terenie nie otrzymują rozkazu całkowitej neutralizacji ekstremistów. Rozkazy przychodzą z opóźnieniem, są często sprzeczne i świadczą o niezdecydowaniu dowództwa.
W efekcie sytuacja wygląda tak - co już się kilka razy zdarzyło - że żołnierze i funkcjonariusze stosunkowo łatwo zdobywają niektóre pozycje separatystów i wtedy, zamiast iść naprzód, dostają rozkaz odwrotu. Najbardziej drastycznie było to widać 25 kwietnia, gdy oddziały ukraińskie z powodzeniem forsowały pozycje przeciwnika na obrzeżach Słowiańska, ale zostały odwołane, gdy Rosja zagroziła wojną - ogłaszając ćwiczenia przy samej granicy. Później Kijów zapewniał, że nie zatrzymał ofensywy z powodu obawy przed inwazją rosyjską. Ale jeśli nie to było powodem, to co?
Służba "Bezpieczeństwa" Ukrainy
Ukraińscy analitycy wskazują też na niezadowalający poziom koordynacji działań różnych struktur siłowych biorących udział w operacji. Często żołnierze regularnego wojska nie wiedzą, co robią jednostki MSW, a Alfa często po prostu uchyla się od walki. Tak miało być podczas szturmu na Słowiańsk 25 kwietnia. W pierwszej linii szli żołnierze jednostki specjalnej MSW Omega, a za nimi Gwardia Narodowa. Jednostka Alfa SBU nie brała udziału w tej akcji. Dlaczego?
To kolejna okoliczność obciążająca dowodzącego operacją antyterrorystyczną gen. Wasyla Krutowa, wiceszefa SBU, odpowiedzialnego za kierowanie strukturami antyterrorystycznymi Służby. Krytycy wypominają mu, że od trzech dni nie ma go w ogóle w rejonie operacji. Przypomina się też, że to weteran KGB, mający wielu znajomych w rosyjskich służbach. I ktoś z takim "backgroundem" jest teraz z najważniejszych osób na Ukrainie na froncie walki z Rosją. Zresztą z SBU jest szerszy problem. Służba jest całkowicie przejrzysta dla Rosjan. Poprzedni szef SBU był agentem FSB, a za czasów Janukowycza kontrwywiad zaprzestał pilnować "odcinka rosyjskiego".
Polityczny paraliż
Nie ma czasu na głęboką przebudowę służb bezpieczeństwa, ale dałoby się skuteczniej zwalczać separatystów nawet z taką SBU, gdyby była wola polityczna w Kijowie. Problem jest bowiem nie tylko na poziomie dowódców struktur siłowych, a też w rządzie i administracji prezydenckiej.
Spory polityczne na pewno nie ułatwiają pracy tzw. siłowikom. Wiadomo, że członkowie rządu związani ze Swobodą chcą bardziej zdecydowanych działań, Batkiwszczyna zaś się waha. Szef MSW Arsen Awakow był już wcześniej wiele razy krytykowany za chwiejność i niezdecydowanie.
Zasadnicze pytanie brzmi: Czy Rosja wkroczy na Ukrainę w przypadku podjęcia próby zbrojnej likwidacji ognisk separatystów w Donbasie? Obecnie w Kijowie zdaje się przeważać opinia, że tak. Problem w tym, że bezczynność wobec zuchwałych działań ekstremistów jedynie pogarsza sytuację. Bojówki zajmują państwowe budynki w kolejnych miastach, a apogeum ich aktywności będą zapewne 9-11 maja.
Czarny scenariusz
9 maja to bardzo ważna data w Rosji, rocznica zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Na 11 maja separatyści zapowiadają zaś przeprowadzenie "referendum" ws. odłączenia Donbasu od Ukrainy.
Bardzo groźny, ale i prawdopodobny scenariusz wygląda następująco: podczas masowych demonstracji z okazji 9 maja dochodzi do krwawych prowokacji i pogłębienia destabilizacji we wschodnich i południowych obwodach Ukrainy. Władze w Kijowie zmuszone zostają do podzielenia uwagi i środków do walki z separatyzmem w szeregu obwodów, od Odessy po Charków. 11 maja odbywa się "referendum" i Moskwa zyskuje "prawny" argument, żeby ewentualnie zbrojnie wkroczyć - w obronie nowego "państwa".
Może się więc okazać, że nie podejmując zdecydowanych działań wobec separatystów, Ukraina i tak nie uniknie utraty Donbasu. Chyba że zaryzykuje wojnę. Wojnę, której teraz unika za wszelką cenę.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl