Przed Komisją Spraw Zagranicznych Senatu USA stanęli sekretarz stanu John Kerry i sekretarz obrony Chuck Hagel. Temat: ewentualny atak na Syrię. - Powiem jasno: prezydent Obama nie prowadzi Stanów Zjednoczonych na wojnę - zapewniał Kerry. - Amerykańskie buty nie staną na syryjskiej ziemi - dodał.
To pierwsze przesłuchanie w Kongresie ws. projektu uchwały, która - jeśli zyska poparcie kongresmenów - oznacza zgodę na ograniczone uderzenia USA przeciwko siłom prezydenta Baszara el-Asada.
Przesłuchanie rozpoczęło się od oświadczenia sekretarza stanu Johna Kerry'ego. - Świat spogląda na nas, ale nie po to by zobaczyć co zdecydujemy, ale w jaki sposób podejmiemy tę decyzję - powiedział. Przekonywał senatorów, że to "Iran chce, aby głosowali przeciwko" propozycji Obamy, by uderzyć na Syrię.
Podkreślił, że decyzja jaka stoi przed parlamentarzystami, "to jedna z najważniejszych decyzji senatorów w ich karierze". - Nie ma wątpliwości, że zgoda jest w interesie naszego narodowego bezpieczeństwa - powiedział przekonując, że USA muszą udowodnić, że ich słowa coś znaczą. - Kiedy USA mówią "nigdy więcej", to nie mamy na myśli "czasem", ale "nigdy". Nigdy znaczy nigdy - zaznaczył
Amerykańska stopa nie stanie na syryjskiej ziemi
Jak dodał, amerykański "wywiad dokładnie sprawdził wszystkie dowody", aby upewnić się, że ewentualny atak nie będzie kolejnym Irakiem. - Mamy teraz więcej dowodów niż potrzeba, by wskazać odpowiedzialnego za ataki. Bez wątpienia to jest Asad - stwierdził. Zapewnił, że prezydent nie ma zamiaru wysyłać żołnierzy, by brali udział w syryjskiej wojnie domowej. - Powiem jasno: prezydent Obama nie prosi Stanów Zjednoczonych, by szły na wojnę". - Amerykańskie buty nie staną na syryjskiej ziemi - dodał.
- To nie czas na fotelowy izolacjonizm. To nie czas, by być obserwatorami rzezi - tłumaczył. Według niego konsekwencje bezczynności w sprawie w Syrii byłyby o wiele bardziej niebezpieczne niż jakiekolwiek działania. - Jeśli nie podejmiemy żadnych działań, będziemy mieć mniej sojuszników - oświadczył.
Asad odpowie? "To nie oznacza wojny"
Przyznał, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy wsparcie dla syryjskich rebeliantów udzielone przez USA wzrosło "skokowo". Nie sprecyzował jednak, o jakiego rodzaju wsparcie chodzi. Na pytanie, co się stanie, gdy Asad odpowie na ataki, odpowiedział: "Sprowadzi na siebie coś znacznie gorszego..., ale to nie oznacza, że Ameryka pójdzie na wojnę".
Po wystąpieniu sekretarza stanu, głos zabrał sekretarz obrony. Mówił, że od tego, co zrobi Ameryka, zależy jej wiarygodność na arenie międzynarodowej. - Nasi sojusznicy na całym świecie, muszą mieć pewność, że USA postępują zgodnie ze swoimi zasadami - stwierdził.
Na pytania senatorów odpowie też generał Martin Dempsey, przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA. Kongres ma głosować w sprawie wniosku prezydenta Baracka Obamy dotyczącego interwencji w Syrii, gdy po wakacyjnej przerwie wznowi obrady 9 września.
Tuż przed rozpoczęciem posiedzenia komisji, a także po zakończeniu wypowiedzi Kerry'ego, obrady zakłóciły okrzyki aktywistów z widowni: "Powiedzcie nie kolejnej wojnie! Potrzebujemy systemu opieki zdrowotnej i edukacji, a nie nowej wojny!".
Partyjni liderzy przekonani
Prezydent USA Barack Obama, który zdecydował o uderzeniu militarnym w cele syryjskiego reżimu, ale jednocześnie postanowił zabiegać o autoryzację amerykańskiego Kongresu dla tej akcji, prowadzi kampanię przekonywania członków Kongresu o konieczności interwencji w Syrii. Podczas dzisiejszego spotkania w Białym Domu przekonał do poparcia swojego wniosku liderów obu partii.
Autor: rf//gak / Źródło: PAP, Reuters, CNN, politico.com