Amerykańscy dyplomaci do Iraku "z poboru"


Jeśli zabraknie ochotników, część amerykańskich dyplomatów w Bagdadzie będzie pochodziła z poboru - ogłosił Departament Stanu USA. Za odmowę wyjazdu będzie groziła dyplomatom nawet utrata pracy.

Dotychczas na placówki dyplomatyczne jechali tylko ochotnicy. Najwyraźniej jednak chętnych do wyjazdu w tak niebezpieczny region jak Irak zaczęło brakować - i oświadczenie Departamentu Stanu zapowiada zmianę tej polityki.

Obecnie w Iraku zatrudnionych jest 200 amerykańskich dyplomatów, w przyszłym roku ich liczba ma być zwiększona do 250.

- Przygotowano już listę pracowników służb dyplomatycznych, którzy wyjadą do Bagdadu na wypadek braku dobrowolnych kandydatów - powiedział Harry Thomas z Departamentu Stanu. Wyraził jednak nadzieję, że zgłosi się wystarczająca ilość chętnych.

Administracja USA musi kusić dyplomatów dodatkowymi zachętami, bo ze względu na ciągłe niebezpieczeństwo zamachów, coraz mniej osób chce tam pracować na placówce. Drugim czynnikiem zniechęcającym jest samotność - do Iraku dyplomaci nie mogą zabrać swoich rodzin.

Dobre strony pracy w Iraku przysługuje pięć urlopów rocznie, a po zakończeniu misji prawo do wyboru następnej placówki.

Agencje wskazują, że najnowsze posunięcie amerykańskiego departamentu stanu ma precedensy w przeszłości. W 1969 dyplomaci w Wietnamie również pochodzili z poboru, podobnie jak obsada wielu ambasad USA w krajach zachodniej Afryki w latach 70. i 80.

Źródło: PAP