|

Niezabliźniona rana "wojny bez nazwy"

Wojna wciąż dzieli Algierię i Francję
Wojna wciąż dzieli Algierię i Francję
Źródło: Franck Prevel/Getty Images

Od tej wojny minęło 60 lat, a nadal dzieli. Dwa narody, dwa państwa, zwycięzcy i przegrani, panujący i poddani. Do tego dochodzi całkiem konkretna bieżąca polityka i całkiem konkretne wybory prezydenckie na horyzoncie. Nie będą bez wpływu na to, co stanie się z pamięcią o całkiem niedawnym przecież konflikcie.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Ostatnie gesty prezydenta Francji pod adresem Algierii sprawiają wrażenie, jakoby był on przeciwnikiem dialogu i pojednania między narodami. 20 września Emmanuel Macron oficjalnie przeprosił Algierczyków walczących w latach 1954-1962 po stronie Francji przeciwko niepodległościowym powstańcom, zwanych harkis, za "porzucenie ich przez państwo francuskie po przegranej wojnie".

28 września rzecznik francuskiego rządu Gabriel Attal ogłosił decyzję prezydenta o ograniczeniu przyznawania wiz obywatelom algierskim (jak i marokańskim i tunezyjskim) z powodu niesatysfakcjonującej współpracy Algierii w przyjmowaniu jej obywateli wydalonych z Francji za prowadzenie działalności przestępczej, udział w radykalnych organizacjach islamskich lub nielegalne przebywanie na jej terytorium. Co roku francuskie sądy podejmują 2-3 tysiące takich decyzji.

5 października dziennik "Le Monde" opublikował relację ze spotkania prezydenta z młodzieżą, której przodkowie walczyli po różnych stronach frontu podczas wojny algierskiej. Podczas dyskusji Macron krytykował politykę historyczną Algierii jako budowaną na nienawiści do Francji i służącą jedynie utrzymaniu się przy władzy środowisk wojskowych. Twierdził też, że "naród algierski po 1962 roku został zbudowany na fałszywej pamięci historycznej, uznającej, że wszystkie problemy kraju stanowi Francja". Posunął się nawet do twierdzenia, że "ma wątpliwości", czy przed francuską kolonizacją istniał naród algierski.

O ile przeprosiny dla harkis zostały przez rząd algierski zignorowane i uznane za wewnętrzną sprawę Francji, o tyle decyzja o utrudnieniach wizowych i komentarze Macrona na temat polityki historycznej Algierii wywołały reakcję. 29 września minister spraw zagranicznych Algierii złożył na ręce ambasadora Francji formalny protest wobec decyzji wizowej, uznając działanie Paryża za niesprawiedliwe i nieproporcjonalne. Ponadto w oficjalnym oświadczeniu kancelaria prezydenta Algierii uznała, że słowa Macrona o polityce historycznej tego kraju "obrażają pamięć męczenników w walce z kolonizacją francuską". Władze jednocześnie wezwały na konsultacje do kraju ambasadora w Paryżu, zakazały Francji lotów wojskowych nad swoim terytorium, utrudniając jej w ten sposób prowadzenie operacji wojskowej przeciwko dżihadystom działającym w Sahelu.

Emmanuel Macron podczas wizyty w Algierze w lutym 2017 roku
Emmanuel Macron podczas wizyty w Algierze w lutym 2017 roku
Źródło: Soazig De La Moissonniere/IP3/Getty Images

Francja nie będzie przepraszać

Najnowsze gesty nie mówią jednak całej prawdy o stosunku Macrona do Algierii i kolonialnej przeszłości Francji. Macron jest prezydentem, który zrobił najwięcej dla francusko-algierskiego pojednania. Od czasu zwycięstwa Abdelmadjida Tebboune’a w algierskich wyborach prezydenckich dwa lata temu Macron deklarował dla niego poparcie i komunikował chęć porozumienia. W lipcu 2020 roku zlecił historykowi Benjaminowi Storze opracowanie raportu na temat relacji między obydwoma państwami i sposobu rozliczenia trudnej przeszłości. W opublikowanym w styczniu 2021 roku raporcie zaproponowano m.in.: powołanie francusko-algierskiej komisji eksperckiej ds. pamięci i prawdy, koordynację obchodów rocznic trudnych wydarzeń historycznych, budowę wspólnego muzeum, stworzenie bardziej przejrzystych regulacji wizowych, stypendia studenckie, odtajnienie dokumentów z czasów wojny i wspólne stworzenie mapy drogowej zbliżenia obydwu społeczeństw.

Rekomendacje te nie zostały dotychczas wdrożone, ale Macron wykonał ważne gesty pojednawcze.

W marcu 2021 roku jako pierwszy prezydent w historii Francji uznał zbrodnie dokonane przez armię francuską podczas wojny algierskiej. Przyjmując w Pałacu Elizejskim potomków ofiar, przyznał, że w 1957 roku francuscy żołnierze zamordowali Aliego Boumedjela - dziennikarza, prawnika i organizatora antyfrancuskich demonstracji. Był on aresztowany za odmowę służby w armii francuskiej i działalność antypaństwową, przez miesiąc torturowany i ostatecznie zrzucony z szóstego piętra budynku na obrzeżach Algieru.

Macron zorganizował też obchody 60. rocznicy dokonanej przez francuską policję masakry protestujących w Paryżu algierskich działaczach niepodległościowych. Złożył kwiaty pod mostem Bezons, gdzie 17 października 1961 roku policjanci zabili dziesiątki demonstrantów (niektórzy mówią o dwustu, sprawę przez dziesiątki lat skutecznie tuszowano), spychając wielu z nich do Sekwany. Prezydent Francji nazwał tę zbrodnię "niedopuszczalną".

Demonstranci zastrzeleni przez policję w Paryżu w październiku 1961 roku
Demonstranci zastrzeleni przez policję w Paryżu w październiku 1961 roku
Źródło: Daniele Darolle/Sygma/Getty Images

Uznając francuskie zbrodnie, Macron zadeklarował jednocześnie, że Francja nie będzie przepraszać ani pokutować za te krzywdy. Tego rodzaju deklaracja mogłaby pozbawić go możliwości reelekcji. W kolejnych sondażach przeprowadzanych we Francji od 2010 roku ponad 50 procent respondentów uważa bowiem, że Paryż nie powinien okazywać skruchy za wojnę algierską. Ponadto troje głównych konkurentów Macrona, tych zadeklarowanych i tych prawdopodobnych, do prezydentury w przyszłorocznych wyborach - Marine Le Pen, Xavier Bertrand i Eric Zemmour - to przedstawiciele środowisk prawicowych, opierający swoją kampanię na krytyce dialogu z Algierią, walce z nielegalną migracją i wprowadzaniem ograniczeń dla wpływów islamu. Łącznie popiera ich ponad 40 procent społeczeństwa.

Zbyt pojednawczy ton Macrona wobec Algierii mógłby odbić się na wynikach w drugiej turze wyborów, do której obecny prezydent najprawdopodobniej przejdzie. Z drugiej strony badania prowadzone w Algierii wskazują, że ponad połowa obywateli tego kraju oczekuje nie tylko przeprosin, ale także rekompensat finansowych za doznane krzywdy.

Bolesna wspólna przeszłość

Spór algiersko-francuski dotyczy przede wszystkim oceny kolonizacji francuskiej i kończącej ją krwawej wojny. Francja w 1830 roku podbiła Algierię i włączyła ją do swojego terytorium. Według francuskich historyków działanie to miało służyć wyeliminowaniu zagrożenia dla jej mieszkańców ze strony berberskich piratów, którzy porywali ludzi z plaż południowej Europy i sprzedawali ich w niewolę.

Francuscy kolonizatorzy ustanowili na podbitym terenie własną scentralizowaną administrację i system prawny, upowszechnili edukację i ochronę zdrowia, zbudowali infrastrukturę. Algierczycy stanowili wtedy ludność drugiej kategorii. Zmiany tej sytuacji zaczęli domagać się podczas II wojny światowej, miała to być nagroda za walkę 176 tysięcy Algierczyków w szeregach armii generała Charles'a de Gaulle’a. Gdy Paryż odrzucił żądania Algierczyków, w maju 1945 wybuchły zamieszki w mieście Saitif. Kolonizatorzy stłumili je, zabijając od 7 do 15 tysięcy ludzi. By jednak uniknąć powtórki, w 1947 przyznali Algierczykom obywatelstwo francuskie i prawa wyborcze oraz ustanowili na ich ziemi język arabski, po francuskim, językiem urzędowym. Nowe postanowienia były jednak wdrażane powoli i częściowo, a postulaty nadania Algierii autonomii były odrzucane przez kolejne rządy Francji.

W końcu w 1954 roku grupa algierskich weteranów II wojny światowej na czele z Ahmedem Ben Bellą powołała Front Wyzwolenia Narodowego (FLN) i rozpoczęła powstanie, które w ciągu roku przerodziło się w wojnę partyzancką. Bojownicy FLN uzyskali wsparcie innych państw arabskich oraz Ruchu Państw Niezaangażowanych i bloku komunistycznego, a z czasem również ONZ. Wojska francuskie, w tym oddziały harkis, by zdusić rebelię, stosowały represje wobec ludności cywilnej.

Wojna w Algierii trwała w latach 1954-1962 (nagrania archiwalne)
Źródło: Archiwum Reuters

W odpowiedzi FLN dokonywał zamachów bombowych w największych francuskich miastach. Sytuacja eskalowała do 1958 roku, gdy władzę we Francji przejął de Gaulle, który uznał, że koszty ludzkie, finansowe i wizerunkowe wojny są zbyt duże, by ją kontynuować.

W 1961 roku zorganizował ogólnonarodowe referendum, w którym 75 procent uczestników zagłosowało za przyznaniem Algierii prawa do samostanowienia. Na tej podstawie w kwietniu 1962 roku Algieria uzyskała niepodległość. Jej cena była ogromna - w wojnie algierskiej zginęło według niektórych szacunków ponad milion osób, w tym 150 tysięcy bojowników FLN i 25 tysięcy żołnierzy francuskich.

Pozostali po wojnie w Algierii Francuzi i inni Europejczycy mieli mieć zagwarantowaną ochronę swoich praw, jednak w lipcu 1962 roku skupiona w tajnej organizacji OAS część francuskiej armii, niepogodzona z utratą byłej kolonii, zorganizowała w Algierii szereg zamachów terrorystycznych. Władze algierskie odpowiedziały na nie represjami wobec społeczności francuskiej, ostatecznie zmuszając ponad 900 tysięcy osób do opuszczenia kraju.

Utrata Algierii stanowiła dla społeczeństwa francuskiego traumę. Przez ponad 30 lat wojna algierska była we Francji tematem tabu, również w podręcznikach szkolnych. Nazywano ją "wojną bez imienia" i szeregiem innych eufemizmów - problemem, wypadkami, sporem. Dopiero w 1999 francuski parlament przegłosował uchwałę nazywającą wojnę wojną.

Co traci Francja, nie przepraszając?

Godząc się na niepodległość Algierii, de Gaulle zadbał o zabezpieczenie francuskich interesów. Algierczycy uzyskali prawo do zachowania francuskiego obywatelstwa, do 1964 roku algierską walutą był frank francuski, do 1965 roku funkcjonowało francuskie lotnisko wojskowe na Saharze, a do 1977 roku - baza morsa pod Oranem. Francja przez wiele lat eksploatowała też saharyjskie złoża surowców naturalnych.

Do dziś obydwa państwa współpracują w dziedzinie bezpieczeństwa. W kolejnych dekadach podpisywały kolejne umowy o współpracy wojskowej, na których podstawie algierscy żołnierze odbywają szkolenia we Francji, a obie armie realizują wspólne ćwiczenia.

Od 2012 roku Francja uczestniczy też w pracach Wspólnego Komitetu Operacyjnego Algierii, Czadu, Mauretanii i Mali walczących z terroryzmem w Sahelu - dostarcza im sprzęt wojskowy. Ponadto w sąsiednim Mali stacjonują wojska francuskie, a w Algierze odbywają się rozmowy pokojowe między stronami tamtejszej wojny domowej.

Algieria i Francja kontaktują się też w sprawie procesu pokojowego w Libii, zwłaszcza że popierały przeciwne strony tamtejszej wojny domowej - Algieria rząd w Trypolisie, a Francja - wojska generała Chalify Haftara. Dzięki temu jednak uzgadnianie między nimi wspólnego stanowiska może pomóc w osiągnięciu trwałego pokoju w tym kraju. Jednocześnie konkurentem Francji w relacjach wojskowych z Algierią jest m.in. Rosja, której broni Algieria jest głównym nabywcą w Afryce.

Algierię i Francję wciąż łączą silne relacje gospodarcze, chociaż w ciągu ostatniej dekady wpływ Francji na algierską gospodarkę znacząco osłabł - odpowiada ona za 12,8 procent algierskiego eksportu, głównie gazu i ropy naftowej, i jest drugim po Chinach dostawcą towarów do Algierii (13,7 procent importu), głównie produktów spożywczych i odzieży. Przez wiele lat Francja była też głównym inwestorem w Algierii, jednak została prześcignięta przez Chiny, Singapur, Hiszpanię i Turcję. Jednocześnie władze algierskie starają się bronić przed zalewem towarów zagranicznych, nie chcąc realizować podpisanych z UE umów liberalizujących handel oraz wstrzymując niemal całkowicie import samochodów. Dążą też do zwiększenia eksportu do państw Afryki Subsaharyjskiej, przez co w naturalny sposób stają się konkurentem dla Francji. 

Obydwa państwa łączą też silne więzi społeczne i kulturalne. Algierczycy są największą mniejszością narodową we Francji, stanowiąc około 13 procent wszystkich cudzoziemców mieszkających na jej terytorium. Ich łączna liczba wynosi ponad 2 mln, a część z nich żyje w mieszanych małżeństwach z osobami o rdzennie francuskim pochodzeniu. Napotykają jednak we Francji liczne ograniczenia w awansie społecznym, co powoduje, że część z nich podatna jest na agitację radykalnych środowisk islamskich czy grup przestępczych. To z kolei buduje niechęć rodowitych Francuzów.

Stosunek mieszkańców Algierii do Francji jest dwuznaczny. Z jednej strony w Algierii język francuski jest powszechnie znany i stosowany, zwłaszcza wśród ludzi wykształconych, młodzież kibicuje francuskim klubom piłkarskim, a piłkarze algierskiego pochodzenia Zinedine Zidane i Karim Benzema odnosili sukcesy w barwach reprezentacji Francji. Z drugiej strony w młodym pokoleniu, wśród ludzi z wykształceniem średnim lub podstawowym, zanika znajomość języka francuskiego. Zdarzają się też przypadki osób, które celowo nie chcą się go uczyć ze względu na skojarzenia z czasami kolonialnymi.

Co zmienią wybory?

Prezydent Macron jako człowiek z doświadczeniem biznesowym musi mieć świadomość strat ponoszonych przez Francję z tytułu nierozliczenia się z kolonialnej przeszłości i zbrodni dokonanych podczas wojny algierskiej. Z tego powodu uruchomił proces dialogu między narodami, mnożył gesty poparcia dla prezydenta Tebboune’a oraz zlecił opracowanie raportu Story.

Świadomości tej nie ma jednak większość francuskiego społeczeństwa, traktująca kwestię francusko-algierskiej przeszłości w kategoriach symbolicznych i emocjonalnych. Bieżące napięcia w relacjach francusko-algierskich najprawdopodobniej mają pozwolić Macronowi na zminimalizowanie odpływu tych wyborców do prawicowych konkurentów. W kampanii wyborczej skutecznie wykorzystują oni niechęć znaczącej części elektoratu wobec muzułmanów i sentyment do imperialnej przeszłości. Pójście pod prąd tych tendencji mogłoby doprowadzić Macrona do utraty prezydentury.

Demonstranci oddają hołd zmarłym Algierczykom w 50. rocznicę masakry w Paryżu, październik 2011 roku
Demonstranci oddają hołd zmarłym Algierczykom w 50. rocznicę masakry w Paryżu, październik 2011 roku
Źródło: Franck Prevel/Getty Images

Jeśli jednak wygra kwietniowe wybory prezydenckie, najprawdopodobniej powróci do polityki dialogu i pojednania. Nie można wykluczyć przełomowych gestów, a nawet odrzucanych obecnie przeprosin za kolonialną przeszłość i zbrodnie wojenne, jak również liberalizacji polityki wizowej wobec obywateli Algierii. Będzie to uzależnione od korzyści w zakresie bezpieczeństwa i gospodarki, jakie w zamian władze algierskie będą gotowe zaoferować Francji. W przypadku zwycięstwa wyborczego gaullisty Bertranda część działań Macrona może być kontynuowana wbrew wyborczej retoryce. Jeśli jednak wybory wygra Le Pen lub Zemmour, spór między Algierią a Francją najprawdopodobniej będzie eskalować.

Pierwsza tura wyborów 10 kwietnia.

Czytaj także: