|

Agent Orange. Pomarańczowy zabójca

Najpotężniejsza trucizna wynaleziona przez człowieka?
Najpotężniejsza trucizna wynaleziona przez człowieka?
Źródło: Getty Images

Nowotwory, choroba Parkinsona oraz potworne deformacje ciała. 50 lat od zakończenia wojny Wietnamczycy wciąż cierpią z powodu amerykańskich chemikaliów, którymi opryskiwano dżunglę. Wielu liczyło, że toczący się przed sądem w Paryżu proces przyniesie im sprawiedliwość.

Artykuł dostępny w subskrypcji

20-letni Phan Thanh Hung Duc ma twarz wykrzywioną od bólu. Młody mężczyzna z nienaturalnie wygiętą głową i zdeformowanymi kończynami nie może się poruszać ani mówić. Całe dnie leży w ciszy na szpitalnym łóżku. Żyje wyłącznie dzięki opiece lekarzy i pielęgniarek, które go karmią i myją.

To między innymi w jego imieniu francusko-wietnamska dziennikarka Tran To Nga pozwała 14 firm chemicznych, w tym takie giganty jak Monsanto i Dow Chemical. 78-letnia kobieta zarzuca koncernom, że produkowany przez nie na użytek amerykańskiej armii pestycyd wyrządził szkody jej rodzinie, milionom Wietnamczyków oraz środowisku naturalnemu.

Tran To Nga cierpi na cukrzycę i wyjątkowo rzadką alergię insulinową. Wcześniej walczyła z rakiem. Jej córka zmarła w wieku niemowlęcym z powodu wrodzonej wady serca, a dwójka innych dzieci jest przewlekle chora. Chorują także jej wnuki. Zdaniem kobiety wszystkie problemy zdrowotne są spowodowane tym, że w młodości została wystawiona na kontakt z amerykańskimi toksynami. Wyrok w tej bezprecedensowej sprawie, która po raz pierwszy dotyczy cywilnych ofiar oprysków, ma zapaść w paryskim sądzie 10 maja.

Amerykański śmigłowiec rozpyla substancję w delcie rzeki Mekong na południu Wietnamu
Amerykański śmigłowiec rozpyla substancję w delcie rzeki Mekong na południu Wietnamu
Źródło: Shutterstock

Umrzeć przed synem

W 2004 roku w mieście Ho Chi Minh (dawniej Sajgon) grupa studentów stworzyła ekspozycję składającą się z rzeźb pomarańczowych postaci o zniekształconych twarzach, którym z ramion zamiast rąk wyrastają nogi. Miały one przypominać o zdeformowanych i niepełnosprawnych dzieciach - największych ofiarach wojny w Wietnamie.

Jedną z nich jest cierpiący na dziecięce porażenie mózgowe Trinh Tran Nam Dat. Chłopak nie umie mówić. Z otoczeniem komunikuje się tylko poprzez uśmiech, gdy jest mu dobrze albo napięcie mięśni twarzy, gdy czuje niepokój. Całą dobę opiekuje się nim matka. Tan Tri codziennie z dużym trudem wyczołguje się ze swojego łóżka i czeka, aż go ktoś nakarmi. Po szpitalnym korytarzu 30-latek porusza się wyłącznie za pomocą rąk, ponieważ nie jest w stanie chodzić.

17-letnia Yenly siedzi na wózku inwalidzkim. Dziewczyna ma wrodzoną sztywność stawów. Gdy się urodziła, matka chciała ją zabić wierząc, że jej stan to kara za to, że rozzłościła leśne duchy. Nguyen Truong nie umie chodzić, mówić ani samodzielne się odżywiać. W rozmowie z magazynem "The Diplomat" jego 70-letnia matka, która wraz z mężem mieszka w niewielkiej wiejskiej chacie z przeciekającym dachem, zwierza się, że najbardziej martwi się, co będzie z ich dzieckiem, gdy jej już zabraknie.

W podobnej sytuacji są inni rodzice. W wielu wietnamskich prowincjach działają co prawda centra opieki, ale albo są one niedofinansowane, albo oferują pomoc tylko w ciągu dnia. Dlatego też, jak pisze "The Diplomat", część matek po cichu liczy na to, że przeżyją swoje dzieci.

W Laosie osobami z deformacjami zajmuje się grupa War Legacies Project pomagająca ofiarom wojny na półwyspie indochińskim. Wśród ich podopiecznych jest m.in. 4-letni Suk, który nie jest w stanie siedzieć, stać ani chodzić. Jego kuzyn nie potrafił mówić do siódmego roku życia, a siostra zmarła w wieku dwóch lat. "Całe ciało miała miękkie, jakby nie było w nim kości" - mówił aktywistom wujek dziewczynki.

Wszystkie te historie łączy to, że ich bohaterowie cierpią z powodu działania defoliantu, czyli substancji powodującej obumieranie liści, o nazwie Agent Orange. - Powstał z połączenia w równych proporcjach dwóch kwasów. W procesie produkcji wytworzyła się jednak także dioksyna TCDD, która jest najpotężniejszą trucizną stworzoną przez człowieka, tysiąc razy bardziej toksyczną niż najbardziej niebezpieczne naturalne trucizny. Jest też dużo trwalsza - mówi André Bouny, francuski dziennikarz oraz autor książki "Agent Orange. Apokalipsa Wietnamu". W latach 1962-1971 w ramach operacji "Ranch Hand" amerykańska armia tylko w Wietnamie Południowym sześcioma różnymi herbicydami (rodzaj pestycydów), w tym Agentem Orange, spryskała obszar wielkości Belgii.

- Zdecydowana większość oprysków odbywała się nad Wietnamem Południowym. Przez chwilę opryskiwano także granicę z Wietnamem Północnym oraz Laos. Chemikalia zrzucano głównie na tereny wzdłuż dróg, linii kolejowych i rzek. Celem operacji było pozbawienie północnowietnamskich partyzantów osłony przed atakami, jaką dawała im gęsta dżungla. Na mniejszą skalę herbicydy rozpylano również nad polami ryżu po to, by uderzyć w podstawowe źródło ich pożywienia - tłumaczy dr Piotr Taras, historyk specjalizujący się w wojnie wietnamskiej.

Miejsca oprysków Agentem Orange w latach 1962-1971
Miejsca oprysków Agentem Orange w latach 1962-1971
Źródło: TVN24

Łącznie za pomocą samolotów transportowych, helikopterów oraz ręcznych spryskiwaczy montowanych m.in. na łodziach patrolowych Amerykanie rozpylili niemal 80 mln litrów pestycydów, z czego ok. 48 mln litrów ciemnobrązowego i oleistego Agenta Orange.

"Destrukcja stała się bardziej wyrafinowana. Helikoptery dostarczyły nam beczki chemikaliów. Po kilku minutach od pierwszych oprysków rośliny zrobiły się brązowe, a potem zaczęły bieleć" - tak działanie herbicydów opisywał 25-letni wówczas kapitan Colin Powell, późniejszy amerykański sekretarz stanu. Ich niszczący efekt świetnie widać, gdy porówna się fotografie przedstawiające dżunglę przed i po ich użyciu. Bujną i soczystą zieleń zastąpiła szara, wyschnięta i popękana ziemia.

Niekończąca się tragedia

Według wyliczeń Wietnamskiego Czerwonego Krzyża, na terenach opryskiwanych herbicydami żyło 4,8 miliona osób. Z tej liczby u około 3 milionów pojawiły się choroby spowodowane kontaktem z dioksyną TCDD. - Badania epidemiologiczne wykazały, że powoduje ona m.in. liczne nowotwory, w tym chłoniaka i raka pęcherza oraz cukrzycę typu 2, chorobę Parkinsona i niedoczynność tarczycy - wylicza Susan Hammond, założycielka War Legacies Project.

Lista chorób powiązanych z Agentem Orange
Lista chorób powiązanych z Agentem Orange
Źródło: TVN24

To nie jedyne skutki trucizny. Szacuje się, że od zakończenia wojny w Wietnamie urodziło się ponad 500 tysięcy niepełnosprawnych i często potwornie zdeformowanych dzieci, wnuków, a nawet prawnuków osób, które miały bezpośrednią styczność z substancją.

Jak pisze BBC, mimo upływu ponad 50 lat od zakończenia konfliktu, wietnamscy lekarze co roku wciąż diagnozują kilka tysięcy dzieci z wadami wrodzonymi, która mogą mieć związek z opryskami. Agent Orange nie tylko zniszczył dżunglę, ale także na całe dekady zatruł rzeki, wody gruntowe i pola uprawne. Na terenach wokół dawnych amerykańskich baz poziom stężenia toksyn do dzisiaj przewyższa dopuszczalne normy niemal 400-krotnie. Dioksyna odłożyła się również w tłuszczu zwierząt. W ten sposób dostała się do ludzkiego łańcucha pokarmowego. Może ona być także przekazywana dziecku wraz z mlekiem matki. Najstraszniejsze jest jednak to, że trucizna wpływa na geny i prowadzi do deformacji w kolejnych pokoleniach.

- Uważa się, że zakłóca ona procesy zachodzące w organizmie, które mają wpływ na wiele układów, w tym na układ rozrodczy. Wiele wskazuje na to, że TCDD oddziałuje na ludzkie geny, co może prowadzić do międzypokoleniowych efektów, w tym wad wrodzonych - mówi Hammond.

Ofiary często mają nienaturalnie wygięte kończy albo nie mają ich wcale. Rodzą się bez oczu albo z naroślami na twarzy. Cierpią także m.in. na mózgowe porażenie dziecięce, rozszczep warg i podniebienia, rozszczep kręgosłupa, głuchotę, schorzenia neurologiczne oraz dysplazję stawu biodrowego. O zwiększonej liczbie poronień i martwych płodów w rejonach najbardziej dotkniętych opryskami herbicydów lekarze zaczęli informować już w latach 60. ubiegłego wieku.

Skutkiem użycia substancji są m. in. deformacje ciała
Skutkiem użycia substancji są m. in. deformacje ciała
Źródło: Getty Images

Od tego czasu wietnamscy naukowcy przeprowadzili szereg badań dotyczących powiązań między dioksyną, a występowaniem wad wrodzonych. Na ich podstawie ustalili między innymi, że w najbardziej opryskiwanych regionach odsetek dzieci z deformacjami na tysiąc żywych urodzeń wyniósł nawet 4,35 proc. W innych obszarach nie wystawionych na działanie Agenta Orange było to "tylko" 1,45 proc.

Japońscy badacze z uniwersytetu Kanazawa stwierdzili z kolei, że u niemowląt, które były wystawione na kontakt z toksyną poprzez mleko matki, w ciągu czterech miesięcy znacznie spada masa ciała.

Mimo tych informacji nie wszyscy naukowcy podzielają przekonanie o wpływie dioksyny na deformacje płodów. Swoje badania przeprowadzili m.in. badacze pracujący dla amerykańskich sił powietrznych. W ich ramach oceniono zdrowie reprodukcyjne ponad tysiąca pilotów zaangażowanych w "Ranch Hand" oraz pilotów służących w innych miejscach w Azji. Naukowcy uznali, że nie można ustalić związku między występowaniem wad wrodzonych, a kontaktem z Agentem Orange.

Na oddziaływanie TCDD wystawieni byli nie tylko Wietnamczycy. Jak pisze "Forbes", szacuje się, że kontakt z Agentem Orange miało również niemal 3 mln amerykańskich żołnierzy. Wojskowi, nieświadomi zabójczego działania dioksyny, w beczkach po herbicydach przechowywali jedzenie albo robili z nich grille.

- W latach 1978-2003 amerykański urząd ds. weteranów przeprowadził badania, którymi objęto 315 tysięcy osób. Wykryto u nich znaczne zwiększenie zachorowalności na różne nowotwory i nerwice - zauważa dr Taras. Byli żołnierze szacują, że z powodu chorób wywołanych chemikaliami zmarło ich ponad 300 tys. Wielu z nich urodziły się niepełnosprawne dzieci.

Wśród wyniszczających skutków oprysków dioksyną część ekspertów wymienia także "ekobójstwo". Terminem tym określa się zbrodnie przeciwko środowisku naturalnemu. Masowe użycie defoliantów spowodowało, że siedliska tak rzadkich gatunków jak tygrysy, słonie, czy leopardy zostały nieodwracalnie zniszczone. Na południu Wietnamu, gdzie często dochodzi do powodzi i tajfunów Agent Orange doprowadził do erozji ziemi. To, w połączeniu z deforestacją (proces zmniejszania udziału terenów leśnych w ogólnej powierzchni danego obszaru) naraziło te tereny na jeszcze większe podtopienia.

Łącznie zniszczonych zostało 20 proc. lasów pokrywających Wietnam.

Podwójne standardy

Stany Zjednoczone, mimo pojawiających się doniesień i badań o wpływie Agenta Orange na ludzki organizm, długo ich nie uznawały. W tajnym raporcie z 1971 roku (odtajnionym w 2006 roku), oceniającym skutki operacji "Ranch Hand" wojskowi stwierdzają, że co prawda efekt dioksyny może być milion razy silniejszy niż talidomidu (leku, który powodował deformacje płodów), ale ich zdaniem dotyczy to tylko eksperymentów laboratoryjnych. Dokument kończył się konkluzją, że opryski zakończono wyłącznie dlatego że były nieekonomiczne.

Do tych wniosków autorzy raportu doszli, mimo że dwa lata wcześniej rząd w Waszyngtonie, pod naporem krytyki środowisk naukowych, zlecił firmie Bionetics Laboratories przeprowadzenie analizy toksyczności herbicydów. To jej naukowcy jako pierwsi publicznie ogłosili, że w Agencie Orange znajduje się TCDD. Badania na ciężarnych szczurach pokazały, że powoduje ona poważne wady wrodzone u potomstwa. Rząd pozostawał też głuchy na głosy weteranów, którzy po powrocie z wojny skarżyli się na choroby wywołane kontaktem z herbicydami.

Przełom nastąpił w 1984 roku. Wówczas doszło do ugody między firmami chemicznymi odpowiedzialnymi za stworzenie Agenta Orange, a byłymi żołnierzami obwiniającymi je o problemy zdrowotne swoje i swoich dzieci. Weterani otrzymali łącznie 180 mln dolarów. Mimo tego sukcesu dopiero w 1991 roku kongres przyjął tzw. Agent Orange Act. Zgodnie z ustawą każda osoba, która w latach 1962-1975 postawiła nogę w Wietnamie i cierpi na jedną z chorób znajdujących się na liście Departamentu ds. Weteranów ma prawo do odszkodowania. Obecnie widnieje na niej 14 chorób, w tym rak prostaty, cukrzyca oraz choroba Parkinsona. Jeśli chodzi o wady wrodzone związane z Agentem Orange, które upoważniają do odszkodowania, to amerykańskie władze uznają jedynie rozszczep kręgosłupa.

W grudniu zeszłego roku Senat zatwierdził kolejną transzę w wysokości 8 miliardów dolarów na pomoc dla weteranów, którzy mieli kontakt z Agentem Orange. Po wojnie pieniądze wypłacono także byłym żołnierzom z Australii i Kanady.

Uznanie w latach 90. ubiegłego wieku, że część Amerykanów padła ofiarą herbicydów nie oznaczało, że Waszyngton chce wziąć na siebie odpowiedzialność za skutki operacji "Ranch Hand". Nawet po ponownym nawiązaniu relacji dyplomatycznych z Wietnamem w 1995 roku, temat herbicydów był bardzo drażliwy. Każde wspomnienie o ich efekcie na ludzkie zdrowie spotykało się z oskarżeniami o propagandę.

Jak pisze "The Diplomat", część matek po cichu liczy na to, że przeżyją swoje dzieci 
Jak pisze "The Diplomat", część matek po cichu liczy na to, że przeżyją swoje dzieci 
Źródło: Getty Images

Zmiana tego podejścia nastąpiła w 2000 roku po tym, jak naukowcy z kanadyjskiej firmy Hatfield Consultants zaprezentowali amerykańskim władzom niepodważalne dowody na to, jak TCDD dostaje się do łańcucha pokarmowego i ciała człowieka oraz jak na nie wpływa.

- Od tego czasu Waszyngton zaczął oferować Wietnamczykom pomoc w czyszczeniu miejsc wokół byłych amerykańskich baz, gdzie stężenie dioksyny w ziemi jest największe oraz dla osób chorych i niepełnosprawnych. Łącznie w latach 2007-2021 na te cele przeznaczono 390 mln dolarów - mówi Charles R. Bailey, jeden z najlepszych na świecie ekspertów zajmujących się Agentem Orange.

Niemal 80 proc. tej kwoty wydawana jest na oczyszczanie skażonej ziemi. Dla chorych zostaje zatem 20 proc., czyli ok. 10 mln dolarów rocznie. Co ciekawe, Amerykanie nie mówią wprost, że są to pieniądze wypłacane w związku z działaniem dioksyny. Wynika to z tego, że oficjalnie nie uznają większości pojawiających się deformacji za wynik operacji "Ranch Hand".

Biorąc pod uwagę to, że wiele rodzin cierpiących z powodu TCDD jest uboga, a koszty rehabilitacji i protez są wysokie, eksperci podkreślają, że pieniądze, choć bardzo potrzebne, są o wiele za małe. Wielu z nich zwraca przy tym uwagę na podwójne - ich zdaniem - standardy stosowane przez amerykański rząd. Waszyngton z jednej strony uznaje, że Agent Orange wyrządził szkody Amerykanom i wypłaca im odszkodowania, ale tego samego odmawia w stosunku do Wietnamczyków.

W 2004 roku tę sytuację chcieli zmienić działacze Wietnamskiego Stowarzyszenia Ofiar Agenta Orange, którzy w sądzie w Nowym Jorku pozwali firmy chemiczne. Organizacja twierdziła, że użycie herbicydów było złamaniem Konwencji Haskiej i Genewskiej. Sprawa została jednak oddalona, ponieważ sąd uznał, że w momencie oprysków Agent Orange nie był uznawany za truciznę w świetle prawa międzynarodowego. Sąd apelacyjny również nie znalazł podstaw do rozpoczęcia procesu.

W tym miejscu na scenę wkroczyła Tran To Nga.

Weterani południowokoreańskiej armii domagają się odszkodowań za obrażenia, które ponieśli po kontakcie z pestycydem. Demonstracja w Waszyngtonie w sierpniu 2006 roku
Weterani południowokoreańskiej armii domagają się odszkodowań za obrażenia, które ponieśli po kontakcie z pestycydem. Demonstracja w Waszyngtonie w sierpniu 2006 roku
Źródło: Getty Images

Długa batalia

W rozmowie z wietnamską gazetą "VnExpress" dziennikarka, która od lat angażuje się w działalność charytatywną we Francji i Wietnamie przyznaje, że walką o prawa ofiar TCDD całodobowo zaczęła się zajmować w 2008 roku, gdy odwiedziła jedną z poszkodowanych rodzin. Kilkanaście miesięcy później w Paryżu wzięła udział w symbolicznym "ludowym trybunale" wspierającym wietnamskie ofiary Agenta Orange. Panel skupiający ekspertów, świadków oraz byłych ministrów sprawiedliwości z całego świata uznał, że rząd w Waszyngtonie oraz amerykańskie firmy powinny wypłacić odszkodowania. Ponieważ jednak "trybunał" nie miał żadnych narzędzi do wyegzekwowania swojego "wyroku", w 2014 roku Tran To Nga wniosła do sądu pozew przeciwko 14 koncernom odpowiedzialnym za stworzenie defoliantu.

W styczniu 2021 roku po siedmiu latach i 20 wstępnych przesłuchaniach, sąd uznał, że zajmie się sprawą. - Robię to, ponieważ Wietnamczycy pomimo cierpień jakich doznali z powodu rozpylania chemikaliów nad naszym krajem, nigdy nie otrzymali odszkodowania. Co więcej, ta zbrodnia jaką było użycie broni chemicznej, nigdy nie została uznana - tłumaczy w rozmowie z TVN24 Tran To Nga.

Jak pisze BBC, jej prawnicy będą się starali udowodnić, że firmy chemiczne wprowadziły amerykański rząd w błąd, jeśli chodzi o poziom toksyczności herbicydów.

- Francuskie sądy nie mają jurysdykcji nad decyzjami politycznymi podejmowanymi przez zagraniczne rządy. Jest bezsporne, że Agent Orange został wyprodukowany przez firmy wyłącznie na zlecenie rządu USA do celów wojskowych. To amerykański rząd określił warunki jego produkcji oraz to, kiedy, gdzie i jak był używany sześć dekad temu. - mówi TVN24 pytana o ocenę zarzutów Ana Fernandez reprezentująca firmę Bayer, do której obecnie należy Monstanto.

Eksperci wspierający Tran To Nga liczą, że jeśli sąd uzna winę koncernów, stworzy to precedens. - Jej proces już rozpoczął międzynarodową debatę o zbrodni przeciwko ludzkości i naturze. Może skłonić inne ofiary, żeby ubiegały się o odszkodowania - tłumaczy André Bouny. W rozmowie z portalem "The Wire" francuska eurodeputowana partii Zielonych Marie Toussaint zauważa, że proces może dać nadzieję innym ofiarom pestycydów używanych m.in. przez Francuzów na Martynice i Gwadelupie oraz przez Amerykanów w Kambodży i Laosie. Część sympatyków Tran To Nga studzi jednak nadzieje i zwraca uwagę, że kobietę czeka zapewne długa batalia prawna. - To nie jest pozew zbiorowy, więc odszkodowania nie otrzymają inne osoby. Ponadto mają one bardzo ograniczone możliwości wniesienia pozwu, nawet jeśli sprawa zakończy się sukcesem. Amerykańskie sądy już wcześniej orzekły, że koncerny pracowały dla rządu, a herbicydy nie powstały z zamysłem trucia ludzi, tylko drzew. Nie wiem jakiego wyroku można oczekiwać - mówi Hammond.

Prawnicy są też przekonani, że obie strony, jeśli wyrok będzie nie po ich myśli, będą się odwoływały. Wygląda więc na to, że Agent Orange jeszcze długo pozostanie bolesną i niezabliźnioną raną.

***

Orzeczenie w tej sprawie zapadło w poniedziałek. Francuski sąd uznał, że skarga złożona przez 79-latkę przeciwko 14 firmom, które produkowały środek Agent Orange na zamówienie rządu Stanów Zjednoczonych, jest "niedopuszczalna". W jego ocenie spółki działały zgodnie z prawem „na zlecenie i w imieniu państwa amerykańskiego”. Sąd orzekł, że firmy mają „podstawy do skorzystania z immunitetu jurysdykcyjnego”. Zgodnie z tą zasadą żadne państwo nie może wykonywać jurysdykcji wobec innego państwa. Prawnik firmy Monsanto Jean-Daniel Bretnzer argumentował wcześniej, że francuski sąd nie jest właściwy do orzekania w sprawie działań obcego, suwerennego kraju. 

Czytaj także: