Norweska policja wszczęła śledztwo w sprawie potencjalnych działań szpiegowskich w norweskiej stolicy. W pobliżu rządowych budynków wykryto szereg urządzeń do podsłuchu łączności telefonicznej. - Za wszelką cenę musimy ustalić kto za tym stoi - stwierdził minister sprawiedliwości Anders Anundsen.
Impulsem do rozpoczęcia śledztwa było trwające dwa miesiące dziennikarskie śledztwo gazety "Aftenposten". W jego trakcie wykryto sygnały pochodzące z urządzeń podsłuchowych w pobliżu siedziby premiera, banku centralnego, parlamentu i szeregu centrali dużych firm.
Według dziennikarzy urządzenia służyły do przechwytywania i rejestrowania łączności poprzez telefony komórkowe.
Kto stoi za podsłuchami?
Wyniki swojego dochodzenia dziennikarze przekazali policji, która uznała je za na tyle wiarygodne, iż postanowiono wszcząć śledztwo. - Nie możemy wykluczyć, że to dzieło obcego wywiadu - stwierdziła Siv Alsen, rzeczniczka policyjnej jednostki wywiadowczej, która zajmie się dochodzeniem.
- Jeśli te doniesienia są prawdziwe, to jest to niedopuszczalna sytuacja - oznajmił Anundsen. - Za wszelką cenę musimy ustalić kto za tym stoi, oraz jak szeroko zakrojona była ta akcja - dodał minister sprawiedliwości w oświadczeniu.
Na razie norweskie służby nie wskazują na żadnego podejrzanego. Media w swoich spekulacjach za najbardziej prawdopodobne uznają Chiny i Rosję.
Z tym pierwszym państwem Norwegia ma praktycznie zamrożone relacje dyplomatyczne po tym jak Komitet Noblowski przyznał w 2010 roku pokojową nagrodę nobla chińskiemu dysydentowi Liu Xiaobo. Z Rosją natomiast Norwedzy mają tradycyjne spięcia na Dalekiej Północy. Na dodatek Oslo popiera sankcje wobec Moskwy.
Nie można również wykluczyć, że szpieguje jedno z "zaprzyjaźnionych" państw. USA są znane z wykorzystywania wywiadu elektronicznego nawet wobec teoretycznie najbliższych sojuszników.
Autor: mk\mtom / Źródło: Reuters, tvn24.pl