|

Człowiek, który sprzedał Bombę

Informacja o jego śmierci wywołała zaciekłe dyskusje w mediach. Jedni twierdzili, że był bohaterem narodowym, patriotą i światowej klasy naukowcem. Inni - że zwyczajnym handlarzem śmiercią i jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi w XXI wieku. Kim był Abdul Qadeer Khan? Po części wszystkim.Artykuł dostępny w subskrypcji

Ostatnie kilkanaście lat życia spędził w areszcie domowym w Islamabadzie. Chociaż tyle mogła mu zapewnić jego ojczyzna poddana ogromnej presji USA i społeczności międzynarodowej domagających się wydania i skazania go za rozprzestrzenianie technologii do budowy bomby atomowej. Kiedy informacja o procederze wyszła na jaw w 2001 roku, ówczesny dyktator Pakistanu generał Pervez Musharraf znalazł się w trudnej sytuacji. Dowody wskazywały, że Khan był od dekad szefem międzynarodowej siatki odpowiedzialnej za proliferację broni atomowej na niespotykaną dotąd skalę. Co więcej, wydawało się mało prawdopodobne, by prowadził swój proceder bez wiedzy pakistańskich władz. 

Ale Pakistan dopiero co poparł amerykańską interwencję w Afganistanie i stał się kluczowym sojusznikiem NATO, które było uzależnione od pakistańskiej pomocy w logistyce i zaopatrzeniu sił międzynarodowych. Jednak Pakistańczycy nie chcieli wydać Khana Amerykanom nie tylko z uwagi na jego rangę bohatera narodowego. Obawiali się też, że może on pogrążyć wojskowych i polityków, ujawniając ich powiązania i rolę w nielegalnym handlu bronią.

Stanęło więc na ugodzie, w ramach której Khan ostatecznie przyznał się w 2004 roku w telewizyjnym wystąpieniu do handlu technologią nuklearną, ale całą winę wziął na siebie, twierdząc, że władze Pakistanu nie znały w pełni jego działalności. W zamian za to zamiast przed międzynarodowy trybunał trafił na zasłużoną emeryturę w swojej komfortowej willi. Amerykanie machnęli na to ręką, upewniając się jedynie, że broń nuklearna z siatki Khana nie trafiała w ręce islamskich terrorystów.

A.Q. Khan zmarł 10 października w wieku 85 lat, zabierając swoje sekrety do grobu.

Od naukowca do handlowca

Urodził się w 1936 roku w Bhopalu w dzisiejszych Indiach, ówcześnie brytyjskiej kolonii. Po dekolonizacji i podziale subkontynentu przez Londyn przeprowadził się w 1952 roku do Pakistanu, gdzie ukończył studia z fizyki na Uniwersytecie w Karaczi. Dalszą karierę naukową i zawodową rozwijał już w Europie. W 1961 roku emigrował do Niemiec Zachodnich, gdzie ukończył materiałoznawstwo na berlińskiej politechnice. W 1965 roku przeniósł się do Holandii, gdzie siedem lat później obronił doktorat z inżynierii metalurgicznej.

Aktualnie czytasz: Człowiek, który sprzedał Bombę

Od lat 70. pracował w holenderskiej firmie Urenco Group dostarczającej m.in. paliwo nuklearne do elektrowni atomowych w Holandii. To tam zapoznał się z technologią produkcji wirówek do wzbogacania uranu, który można wykorzystać w odpowiednio przetworzony sposób albo na potrzeby reaktorów atomowych, albo do produkcji bomby. Nawiązał też znajomości z firmami i naukowcami z branży z całego świata.

Wrócił do ojczyzny w 1976 roku i założył prywatną firmę Khan Research Laboratories. Oddał się do dyspozycji rządu i wkrótce stanął na czele narodowego programu atomowego. Pakistańskie władze dały mu jedno zadanie - zdobyć bombę za wszelką ceną. Nie interesowały ich ani koszty, ani sposoby realizacji, czasem celowo wolały nie znać szczegółów transakcji.

Nuklearne domino

Ale po co Pakistanowi bomba? Dlaczego jedno z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych państw świata zdecydowało się wydawać ogromne środki na broń, której raczej nigdy nie użyje, a nie na edukację i rozwój? Zadziałał efekt nuklearnego domina.

W 1964 roku eksplozję atomową przeprowadziła Chińska Republika Ludowa. Indie, które dopiero co dwa lata wcześniej przegrały wojnę graniczną z Chinami, zdecydowały się na rozpoczęcie własnego programu atomowego. To z kolei wywołało reakcję Pakistanu, uznającego Indie za egzystencjalne zagrożenie dla własnego przetrwania. - Potrzebowaliśmy bomby za wszelką cenę, z tych samych powodów, z jakich NATO potrzebowało bomby w czasie zimnej wojny, stojąc naprzeciwko przeważających rosyjskich sił pancernych zagrażających Europie - tłumaczył brytyjskiemu dziennikarzowi Anatolowi Lievenowi były pakistański generał.

Największym rywalem Pakistanu są Indie. Na zdjęciu indyjski międzykontynentalny pocisk balistyczny Agni-5
Największym rywalem Pakistanu są Indie. Na zdjęciu indyjski międzykontynentalny pocisk balistyczny Agni-5
Źródło: Pallava Bagla/Corbis/Getty Images

Momentem przełomowym stała się trzecia przegrana z Indiami wojna, w 1971 roku, która doprowadziła do oderwania się części terytorium Pakistanu jako niepodległego Bangladeszu. W kolejnym roku ruszył pakistański program atomowy. Pierwsze indyjskie "pokojowe" eksplozje ("Uśmiechnięty Budda") w 1974 roku stanowiły sygnał do przyspieszenia prac. Khan poczuł patriotyczny obowiązek i wrócił do kraju. Przywiózł tajną wiedzę i sieć kontaktów. Jak później wspominał, "chciał, by jego kraj stał się bezpieczny".

Przekonał swoich mocodawców, by zrezygnować z technologii wzbogacania plutonu, czym zajmowali się jego poprzednicy, i skupić się na uranie jako podstawie do produkcji bomby. Do ośrodka atomowego Kahuta zaczął sprowadzać skradzione z Europy plany, materiały i technologie, łącznie z całym niemieckim sprzętem do produkcji gazu wykorzystywanego w wirówkach. Opracował technologie wzbogacania uranu P1 i P2 ("P" jak Pakistan). 

Program przyspieszył w latach 80., kiedy USA, zajęte walką z mudżahedinami w Afganistanie, przymknęły oko na pakistański program atomowy. Według ekspertów Pakistan już w 1985 roku był zdolny do uzyskania wysoko wzbogaconego uranu, a w 1987 roku mógł wyprodukować bombę.

Biznes i nie tylko

Biznes Khana zaczął działać też w drugą stronę. Od lat 80. tajny program współpracy z państwami pracującymi nad bronią nuklearną miał zapewnić dodatkowe źródła finansowania i brakujące technologie. Wśród głównych klientów były Korea Północna, Libia, Iran i prawdopodobnie Arabia Saudyjska. Według jednego z amerykańskich ekspertów ds. proliferacji Joe Cirincione'a, współpraca z Pakistanem pozwoliła przyspieszyć pracę nad atomem w Iranie o 10 lat i dziś "nie musielibyśmy się martwić irańskim programem atomowym, gdyby nie Khan". W przypadku Korei Północnej pakistańskie samoloty latały do Pjongjangu z technologiami nuklearnymi, a wracały z technologiami rakiet balistycznych. 

Według Cirincione'a Khan oferował usługi "pełen serwis" obejmujący "wszystkie technologie i docierający na wszystkie kontynenty". Dostarczał plany, dane techniczne projektu, specyfikacje, komponenty, maszyny, sprzęt do wzbogacania, modele i uwagi dotyczące pierwszej generacji wirówek P-1 i kolejnej P-2. Szef międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Muhammad El Baradei określił jego działalność jako "Wallmart prywatnej proliferacji broni atomowej". Siatka Khana miała zarobić podczas 12-letniej współpracy z Libią ponad 100 mln dolarów. 

Ale pakistański naukowiec nie robił tego ponoć tylko dla pieniędzy. Ani z miłości do własnego kraju. Miał uważać, że podział państw na te, które mają prawo posiadać broń atomową, i te, które mają się jej wyzbyć, jest głęboko niesprawiedliwy. Chciał zmienić światowy system nieproliferacji.

Ojciec pakistańskiej bomby

Moment chwały dla Khana przyszedł w maju 1998 roku. Najpierw 11 i 13 maja cały świat zszokowały Indie, przeprowadzając na pustyni Thar w Radżastanie pięć próbnych eksplozji nuklearnych i ogłaszając się mocarstwem atomowym. Ale jeszcze większe zaskoczenie nastąpiło kilkanaście dni później, gdy 28 maja swoje pięć prób przeprowadził Pakistan. Stał się tym samym mocarstwem nuklearnym - jednym z ośmiu najpotężniejszych państw świata. Co może ważniejsze, stał się równy Indiom. Był też pierwszym i jedynym państwem muzułmańskim, które weszło w posiadanie tego uzbrojenia. "Muzułmańska bomba" stała się powodem dumy całego świata islamu. 

Khan, który był jednym z wielu twórców tego "sukcesu", wziął całą chwałę na siebie i uznany został "ojcem pakistańskiej bomby atomowej". Nowa broń stała się najcenniejszym skarbem, największym atutem i najbardziej chronionym zasobem w Pakistanie. Niwelowała przewagę Indii w potencjale konwencjonalnym, dając gwarancje odstraszania. 

Niepewny pokój

Ryzyko wzajemnego całkowitego zniszczenia nie przyniosło jednak pokoju na subkontynencie, a amerykański prezydent Bill Clinton określił w 2000 roku znuklearyzowaną Azję Południową jako "najniebezpieczniejsze miejsce na ziemi". Już rok po testach atomowych Pakistan wysłał wojska do spornego Kaszmiru, doprowadzając do ograniczonej wojny o miasto Kargil w Himalajach. Parasol atomowy pozwalał bowiem pakistańskiej armii rozwijać politykę asymetrycznej wojny przeciwko Indiom z wykorzystaniem ugrupowań separatystycznych i terrorystycznych. Gdy po atakach pakistańskich terrorystów na parlament indyjski w Delhi w grudniu 2001 oba kraje stanęły na granicy wojny, amerykański wywiad przestrzegał, że konflikt nuklearny może kosztować życie nawet 20 milionów ludzi. 

Tym, co niepokoiło najbardziej, nie była jednak nawet możliwa wojna nuklearna, ale to, że niebezpieczne technologie dostaną się w ręce "zbójeckich państw" lub terrorystów. Po wybuchu wojny z terroryzmem obawy jeszcze wzrosły, a szef CIA George Tenet uznał nawet Khana za większe zagrożenie niż Osama bin Laden. Możliwość przekazania bomby lub materiałów radioaktywnych islamskim ekstremistom w Pakistanie była najczarniejszym snem zachodnich ekspertów od bezpieczeństwa, a wielu z nich uznało zislamizowany biedny i rządzony przez wojskowych Pakistan za najniebezpieczniejsze państwo na ziemi.

Ale A.Q. Khan nie był dżihadystą, tylko świeckim nacjonalistą, a pakistańska armia strzegła strategicznej broni jak oka w głowie. Kiedy libijski dyktator Muammar Kaddafi zawarł porozumienie z Zachodem i zrezygnował z programu nuklearnego, przekazał ostateczne dowody na udział Khana w proliferacji broni nuklearnej - gotowe schematy konstrukcji bomby. Pakistan nie mógł dłużej zaprzeczać rzeczywistości. Khan został w 2001 roku pozbawiony funkcji szefa programu atomowego, a jego siatka rozmontowana. Jednak nikt z osób odpowiedzialnych za największą w historii proliferację niebezpiecznych technologii nie poniósł poważniejszych konsekwencji. 

Według ostatnich szacunków Pakistan posiada około 160 głowic nuklearnych i zaawansowane środki ich przenoszenia, łącznie z triadą nuklearną (zdolnościami do ataku z lądu, wody i powietrza) i rakietami balistycznymi Shaheen III o zasięgu do 2780 kilometrów. Strategia nuklearna zakłada, że Pakistan nie użyje jako pierwszy bomby atomowej, ale tylko przeciwko państwom, które takiej broni nie posiadają. Oczywiście nie obejmuje to Indii. 

Po śmierci Khana obecny premier Pakistanu uznał go za "ikonę" kraju i kogoś, kto "uczynił nas bezpieczniejszymi przeciwko dużo większemu sąsiadowi". O uczynieniu świata mniej bezpiecznym miejscem nie wspomniał.

Czytaj także: