70 lat temu rozpoczęła się konferencja Wielkiej Trójki na Krymie w Jałcie. W jej trakcie Stalin, Roosevelt i Churchill uzgodnili, że polska granica wschodnia będzie przebiegać na Bugu i że Polska bezpowrotnie utraci Kresy Rzeczypospolitej z Wilnem, Lwowem i Grodnem.
Przywódcy zwycięskich mocarstw wstępnie zgodzili się także, że granice zachodnie powojennej Polski obejmą ziemie należące wcześniej do Niemiec: całe Pomorze, Prusy Wschodnie, Śląsk, Ziemię Lubuską oraz zarządzany przed wojną przez Ligę Narodów Gdańsk. Dopiero kilka miesięcy po Jałcie, w lipcu 1945 r., w Poczdamie doprecyzowano, że zachodnia granica Polski oprze się na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Niewdzięczność Zachodu wobec Polski
Uzgodnienia przywódców przewidywały, że w Polsce odbędą się wolne wybory i że powstanie rząd jedności narodowej złożony z komunistów - uznawanych przez Moskwę - oraz z przedstawicieli emigracji.
Ostatecznie na wejście do rządu zdominowanego przez komunistyczną PPR zdecydował się, przy wsparciu Zachodu, były premier rządu polskiego na obczyźnie Stanisław Mikołajczyk z PSL. Jego decyzja była desperacką próbą ratowania ile się dało z polskiej suwerenności i związków z Zachodem.
Działo się to w sytuacji, gdy Związek Sowiecki zdobywał dominującą pozycję w całej Europie Wschodniej i Środkowej. Wkrótce okazało się, że Stalin nie zamierza dotrzymać praktycznie żadnego punktu porozumień jałtańskich, a Waszyngton i Londyn zdobyły się jedynie na nieśmiałe protesty w obliczu poczynań sowieckiego dyktatora.
Dla większości Polaków w 1945 r. informacje o ugodzie Zachodu ze Stalinem były autentycznym szokiem. Na prawie pół wieku nazwa Jałta stała się symbolem zdrady, niewdzięczności i zwykłej naiwności zachodnich aliantów wobec Polski.
Jałtańskie przekleństwo
Rzeczpospolita Polska, która padła ofiarą Hitlera i Stalina w 1939 r., która walczyła za „naszą i waszą wolność" na wszystkich frontach, wychodziła z wojny jako państwo przegrane. Choć propaganda komunistyczna w Polsce i w Związku Sowieckim głosiła, że nasz kraj należy do grona zwycięzców, realia przedstawiały się zupełnie inaczej. Nie można było mówić o zwycięstwie w sytuacji poddania Polski pod dominację stalinowskiego ZSRS, odłączenia ponad połowy terytorium Polski (po Jałcie i po Poczdamie, mimo przyłączenia do Polski Ziem Zachodnich i Północnych w miejsce Kresów Wschodnich, Polska była o około 60 tys. km kw. mniejsza niż II Rzeczpospolita).
Do powojennej Polski nie wróciły setki tysięcy Polaków, którzy w wyniku wojny znaleźli się na Zachodzie. Tysiące ludzi zaangażowanych w konspirację zostało aresztowanych przez sowieckie NKWD i komunistyczne organa bezpieczeństwa. Siłą wprowadzono nowy ustrój oparty o marksizm-leninizm, obcy dla przygniatającej większości społeczeństwa. Ogromne zniszczenia i śmierć kilku milionów obywateli Rzeczypospolitej także przyczyniały się do poczucia klęski.
Należy jednak podkreślić, że zaraz po wojnie polskie społeczeństwo ze sporym entuzjazmem przystąpiło do odbudowy kraju ze zniszczeń. Ale wkrótce okazało się, że kraj stoi w obliczu pełnej stalinizacji. Jakiekolwiek nadzieje na zmianę porządku jałtańskiego okazały się iluzją. Polska znalazła się w sytuacji wasala Moskwy aż do 1989 r. i w zasadzie dopiero pełne członkostwo Polski w zachodnich sojuszach (UE, NATO) oznaczało koniec jałtańskiego przekleństwa.
Jałta z dzisiejszej perspektywy
Do końca PRL dyskusja o Jałcie i jej konsekwencjach nie była łatwa. Z jednej strony propaganda komunistyczna kazała widzieć w konferencjach jałtańskiej i poczdamskiej historyczne osiągnięcie powojennej Polski. Podkreślano wprowadzenie "sprawiedliwego" ustroju socjalistycznego, sojusz z ZSRR i powrót na „prastare piastowskie ziemie”.
Z drugiej strony wielu Polaków, szczególnie na emigracji, długo nie mogło pogodzić się z utratą Kresów Wschodnich. Pełni goryczy widzieli w decyzjach Wielkiej Trójki wyłącznie zdradę i V rozbiór Polski.
Pierwszy wielki wyłom w podejściu do Jałty nastąpił, gdy Jerzy Giedroyć i kierowane przez niego środowisko emigracyjnej Kultury opowiedziało się za pogodzeniem się z utratą Wilna, Grodna i Lwowa. Nie na rzecz Związku Sowieckiego jednak, lecz na rzecz niepodległych w przyszłości narodów litewskiego, białoruskiego i ukraińskiego.
Drugi wyłom to stanowisko Radia Wolna Europa i Jana Nowaka Jeziorańskiego, oparte na zasadzie: z Jałty odrzucamy wszystko, co oznacza narzucenie Polsce sowieckiej dominacji, ale godzimy się na pojałtańskie granice Polski na Wschodzie i na Zachodzie.
Dlatego te dwa środowiska emigracyjne za polską rację stanu uznały konieczność trwałego określenia zachodniej granicy Polski, podjęte przez - było nie było - komunistyczny rząd PRL.
Już po 1989 r. dla władz III Rzeczpospolitej traktatowe potwierdzenie granic Polski z nowymi sąsiadami - zjednoczonymi Niemcami oraz Litwą, Białorusią i Ukrainą - było jednym z najważniejszych celów polskiej polityki zagranicznej. Z wszystkimi tymi krajami Polska dzisiaj ma traktaty graniczne. Dalekim echem trwałego pogodzenia się z granicami pojałtańskiej Polski jest współczesna postawa praktycznie bez wyjątku wszystkich środowisk polskich w stosunku do Ukrainy, która została zaatakowana przez Rosję. W Polsce właściwie nie ma środowisk rewizjonistycznych kwestionujących granice.
Klątwa nie do uniknięcia
W Polsce niepodległej już bez emocji możemy stawiać pytania, czy można było uniknąć klątwy jałtańskiej. Odpowiedź jest niestety negatywna. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone mogły były oczywiście uczynić więcej w obronie polskiej niezawisłości, ale bez wojny ze Stalinem - która byłaby niedorzecznością po II wojnie światowej - nie dałoby się przełamać sowieckiej dominacji nad Polską.
Nieśmiałe próby premiera Winstona Churchilla, żeby przekonać Stalina do pozostawienia w Polsce Lwowa zostały natychmiast udaremnione przez sowieckiego tyrana. Wydaje się, że Churchill miał po Jałcie poczucie, iż Polacy zostali oszukani. Jednak - choć podkreślał, że sprawa polska jest kwestią honoru dla Wielkiej Brytanii, która weszła do wojny z Niemcami w obronie Polski - to zawsze przypominał, że celem zasadniczym Londynu jest pokonanie Trzeciej Rzeszy Hitlera.
Prezydent USA Franklin Delano Roosevelt niespecjalnie rozumiał i chciał toczyć spór ze Stalinem o Polskę, choć na pewno był świadom, co oznacza Jałta dla Polaków. Roosevelt zmarł trzy miesiące po Jałcie. Jego następca, prezydent Harry Truman szybko zrozumiał, że Stalin oszukał Zachód w kwestii polskiej. Doświadczenie pojałtańskie na pewno ułatwiło Trumanowi sformułowanie już w 1947 r. doktryny powstrzymania komunizmu.
Wspominając Jałtę 70 lat po słynnej konferencji, warto spojrzeć na decyzje Wielkiej Trójki przez pryzmat dzisiejszej agresji rosyjskiej na Ukrainie (cały Półwysep Krymski, w tym Jałta, jest od roku nielegalnie okupowany przez Federację Rosyjską). Porozumienia jałtańskie odnośnie naszego kraju mówiły o konieczności stworzenia po wojnie silnej, niepodległej Polski, w której władze będą pochodziły z wolnych, nieskrępowanych wyborów.
Polska według ustaleń Wielkiej Trójki miała być nadal zaprzyjaźniona z Zachodem oraz równolegle ze Związkiem Sowieckim. Niemal nazajutrz po zakończeniu konferencji okazało się jednak, że to kwadratura koła. To, co dla Zachodu i Polaków jest demokracją, wolnymi wyborami i niezawisłością państwową, dla Moskwy znaczy coś zupełnie innego. Przy zachowaniu wszystkich proporcji, trzeba o tej lekcji jałtańskiej pamiętać podczas negocjacji o przyszłości Ukrainy.
Autor: Jacek Stawiski//rzw / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia