25-letni ojciec dwóch chłopców, były członek gangu, trzymał pistolet na lodówce. Sześciolatek podczas zabawy sięgnął po niego i strzelił do swojego 3-letniego brata. Chłopiec nie przeżył.
Jak podała policja, do tragedii doszło w sobotę w Chicago, gdy chłopcy bawili się w swoim domu "w złodziei i policjantów". Starszy chłopiec sięgnął po leżący na lodówce pistolet, który był naładowany, a następnie postrzelił 3-letniego Eiana Santiago w głowę. Trzylatek zmarł w szpitalu.
Policja ustaliła, że ojciec chłopców, 25-letni Michael Santiago, trzymał pistolet "zawinięty w piżamę" i pokazał starszemu synowi, gdzie go trzyma. Według prokuratury stanowej Santiago należał w przeszłości do zorganizowanej grupy przestępczej. Miał on zeznać przeciwko byłemu koledze z gangu w procesie o morderstwo. - Trzymał broń dla ochrony - powiedział przed sądem prokurator Joseph DiBella.
Gdy doszło do tragedii, ojciec chłopców był w pracy w pizzerii, ich matka wyszła do sklepu, a dziadek, który został z nimi w domu, był w innym pomieszczeniu.
Michael Santiago został aresztowany. Sąd ustanowił wysokość kaucji na 75 tysięcy dolarów.
"Takie rzeczy będą się zdarzać"
- To naprawdę proste - uznał inspektor policji Garry McCarthy w wypowiedzi dla ABC News. - Gdyby tego pistoletu nie było w domu, ten dzieciak by żył. Widzimy, jak to wciąż się powtarza - skomentował. Dodał, że policja w Chicago konfiskuje więcej sztuk nielegalnej broni palnej niż policjanci w innych miastach USA, w tym w Nowym Jorku lub Los Angeles.
- Dopóki coś się nie zmieni w przepisach regulujących posiadanie broni, takie rzeczy będą się zdarzać - ocenił McCarthy.
Autor: fil/ja / Źródło: ABC News