Chociaż w dniu wyborów doszło do 73 aktów przemocy w 15 z 34 prowincji kraju, afgański prezydent Hamid Karzaj nazwał wybory nowej głowy państwa sukcesem.
- Afgańczycy poszli wybierać, na przekór rakietom, bombom i zastraszaniu. To wspaniale - podkreślał Karzaj, przyznając że w atakach talibów zginęli żołnierze, policjanci i cywile. Prezydent nie podał jednak konkretnych danych.
Z informacji przekazywanych przez resorty spraw wewnętrznych i obrony oraz afgańską policję wynika, że w zamachach, także samobójczych, i starciach sił bezpieczeństwa z rebeliantami zginęło ponad 50 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Wybory pochwalił też Waszyngton. - Wielu ludzi zlekceważyło groźby przemocy i zamachów, chcąc wyrazić swój punkt widzenia na to, jaki powinien być następny rząd narodu afgańskiego - podkreślił rzecznik prezydenta USA Baracka Obamy, Robert Gibbs.
Frekwencja dopisała
Według ocen afgańskiej komisji wyborczej, frekwencja wyborcza może sięgnąć 50 proc., a uczestnictwo obywateli w wyborach komisja określiła jako "bardzo dobre". Zastrzegła jednak, że nie dysponuje jeszcze konkretnymi danymi.
Do głosowania w około 6 tysiącach lokali wyborczych, strzeżonych przez prawie 300 tys. żołnierzy sił afgańskich i międzynarodowych było uprawnionych ok. 17 milionów Afgańczyków.
Reuters pisze, że w całym kraju ludzie szli do lokali wyborczych, w dużej mierze ignorując groźby talibów. Co prawda informacje o pojedynczych atakach docierały z południa, wschodu i północy kraju, ale wielu Afgańczyków podkreśla, że zdążyli się już przyzwyczaić do aktów przemocy.
Karzaj faworytem
Faworytem wyborów był Karzja - w poprzednich wyborach już w pierwszej turze Karzaj uzyskał 55-procentowe poparcie - ale jeśli żaden z kandydatów na prezydenta nie uzyska większości głosów w pierwszej turze, kolejna odbędzie się w październiku.
Wstępne wyniki mają być znane w sobotę, a końcowe - 17 września.
Źródło: PAP, lex.pl