Od pół roku szukają dzieci. Nie wierzą władzy, proszą o pomoc narkotykowego bossa

"Żywych ich zabrali, żywych chcemy ich z powrotem" Wikipedia

Rodzice 43 meksykańskich studentów, którzy zaginęli bez wieści ponad pół roku temu, wciąż mają nadzieję, że ich dzieci zostaną znalezione żywe. Ich wiara stoi w sprzeczności z ustaleniami śledczych, którzy stwierdzili, że słuchacze kolegium nauczycielskiego w Ayotzinapie zostali zamordowani, a ich ciała spalone. Bliscy nie przyjmują tego do wiadomości, a w geście rozpaczy zwrócili się o pomoc do domniemanego szefa jednego z karteli narkotykowych.

We wrześniu 2014 r. studenci z kolegium nauczycielskiego w Ayotzinapie zostali zatrzymani przez policję w czasie protestu na ulicach miasta Iguala w stanie Guerrero. Federalne śledztwo wykazało, że młodzi ludzie zostali przekazani przez funkcjonariuszy członkom kartelu narkotykowego Guerreros Unidos, rywalizującego o wpływy z inną organizacją przestępczą - Los Riojos. Zabójcy z Guerreros Unidos mieli następnie zamordować studentów, biorąc ich za członków wrogiego kartelu, spalić ich ciała na śmietnisku, a następnie rozsypać spopielone szczątki w rzece, by zatrzeć w ten sposób ślady.

"Żywych ich zabrali, żywych chcemy ich z powrotem"

Do tej pory udało się zidentyfikować szczątki tylko jednej osoby. Rodziny nie mogą się pogodzić z oficjalną wersją wydarzeń i wierzą, że ich bliscy zostaną odnalezieni żywi. Nieufności tej sprzyjają liczne potknięcia w śledztwie, niezręczne wpadki prokuratora generalnego, ślimaczące się dochodzenie i fakt, że za inspiratora zbrodni uznano burmistrza Iguali, od dawna mającego związki z kartelami. Władze lokalne uważane są więc przez mieszkańców za skorumpowane, federalne natomiast nie zasłużyły sobie na zaufanie zrozpaczonych rodzin.

W zeszłym tygodniu na jednej z ulic Iguali pojawiły się dwa rozwieszone obok siebie plakaty, na których bliscy studentów odręcznie wypisali rozpaczliwy apel: - Prosimy, by pomógł nam pan znaleźć miejsce, w którym są nasze dzieci, bo beznadziejny rząd nie traktuje nas poważnie. Wręcz przeciwnie, zadaje nam ból swoimi kłamstwami. Jesteśmy biednymi ludźmi i zdeptano naszą godność.

Adresatem wiadomości jest Santiago Mazari Hernandez, domniemany szef kartelu Los Riojos. Uważa się, że to właśnie on rozmieścił w lutym na ulicach miejscowości położonych w okolicach Iguali płachty ("popularny" wśród meksykańskich karteli narkotykowych sposób pozostawiania komunikatów), na których odcinał się od zaginięcia studentów, winą za tragedię obarczał rząd i zaoferował rodzinom, że podzieli się posiadaną wiedzą.

Napisał wtedy m.in., że władze chcą go zabić, by prawda "nigdy nie ujrzała światła dziennego", a on sam chce rozmawiać z bliskimi ofiar, by "ściągnąć im klapki z oczu". Jego rola w zbrodni nie jest jednak jasna - kilka miesięcy temu lokalne media pisały, że to właśnie Mazari w ramach rywalizacji toczonej z Guerreros Unidos nakazał członkom Los Riojos, by wmieszali się w tłum studentów. Informacje te nie zostały nigdy oficjalnie potwierdzone.

Nie wszyscy bliscy zaginionych studentów pochwalają więc posunięcie zrozpaczonych rodziców. Melitón Ortega, którego syn zaginął sześć miesięcy temu, a on sam często wypowiada się w imieniu rodzin ofiar, wyjaśniał w rozmowie z Associated Press, że bliscy wspólnie zainicjowali akcję rozdawania ulotek, w których prosili o informację wszystkich, którzy mogliby coś wiedzieć na temat tragedii. Plakaty skierowane do narkotykowego bossa nazwał natomiast gestem niektórych rodziców, wynikającym z desperacji.

- Rodzice wierzą, że ich dzieci żyją i nie spoczną, dopóki ich nie odnajdą. Są gotowi zrobić wszystko, by ich bliscy wrócili do domu cali i zdrowi - tłumaczyła w rozmowie z hiszpańskim dziennikiem "El Pais" siostra 19-letniego studenta, który zaginął we wrześniu.

Guerrero, w którym leży Iguala, jest jednym z najbardziej dotkniętych przemocą stanów w Meksyku. To pole bitwy pomiędzy kilkoma organizacjami przestępczymi i stan, w którym dokonywanych jest najwięcej zabójstw w całym kraju.

Autor: kg//gak/kwoj / Źródło: tvn24.pl, infobae.com, elpais.com

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia