140 tys. ofiar w trzy lata. Tragiczny bilans wojny w Syrii

Wojna domowa w Syrii trwa już od trzech lat

Syryjski konflikt wybuchł 15 marca 2011 r. Jego bilans jest już katastrofalny - według tamtejszych działaczy praw człowieka pochłonął on życie ponad 140 tys. ludzi (ONZ przestała liczyć już kilka miesięcy temu), 2,5 mln uciekło z kraju, 6,5 mln opuściło swoje domy, los 17 tys. pozostaje nieznany. ONZ alarmuje, że Syryjczycy stają się najliczniejszą grupą uchodźców na świecie.

Opozycja kontroluje obecnie większe terytorium niż siły rządowe, jednak w rękach reżimu są obszary gęściej zaludnione. Trwa ofensywa wojsk na trzech frontach: w południowej części Damaszku, w strategicznym regionie Al-Kalamun przy granicy z Libanem oraz w mieście Aleppo na północnym zachodzie kraju.

Rewolucja z Afryki

Przez kilka tygodni od wybuchu rewolucji w Tunezji, a potem w Egipcie wydawało się, że Syrię niepokoje ominą. Reżim rządzącego krajem od kilkudziesięciu lat klanu Asadów robił wszystko, by problemów podobnych do tych w Afryce Północnej uniknąć.

Niezadowolonych Syryjczyków miały uspokoić potężne subsydia do opału czy zamrożenie cen prądu, wzrost płac dla urzędników, obcięcie podatków na kawę i cukier, zredukowane cło na żywność i więcej pieniędzy na cele socjalne.

Prezydent Baszar al-Asad może dałby jeszcze więcej, gdyby nie to, że pieniędzy nie ma już tak dużo, jak za jego ojca Hafiza. Podczas gdy dochody z eksportu syryjskiej ropy maleją, ludność tego bliskowschodniego kraju podwoiła się w ciągu 30 lat. Ojciec Baszara rządził ok. 10 milionami ludzi, on zaś musi już uporać się 22 milionami w dużej mierze uzależnionymi od państwa obywatelami.

"Dni gniewu"

Środki zaradcze jednak nie pomogły. Pierwsze niemrawe demonstracje ruszyły na początku lutego 2011 roku, ale zostały szybko zdławione przez siły bezpieczeństwa. Kolejne "dni gniewu" w lutym również nie okazały się wielkim sukcesem protestujących, a manifestacje kilkuset niezadowolonych z reżimu Syryjczyków były szybko rozbijane.

Wydarzenia nabrały tempa dopiero w połowie marca. 16 marca 2011 roku bezpieka rozpędziła pałkami protestujących przed budynkiem MSW w Damaszku. 18 marca doszło do rozlewu krwi w mieście Dara w południowo-wschodniej Syrii. Uczestnicy pokojowej demonstracji po piątkowych modłach domagali się reform politycznych oraz skutecznej walki z korupcją, ale odpowiedzią władz dla kilku tysięcy skandujących "Bóg, Syria, wolność" ludzi były kule. Kilkadziesiąt osób zostało rannych, co najmniej cztery zginęły.

Kolejne dni nie przynosiły uspokojenia. Na ulice coraz liczniejszych syryjskich miast wychodziło coraz więcej ludzi. Coraz liczniejsze były też oddziały bezpieki i wojska, które skierowano do tłumienia protestów. Coraz więcej było też ofiar. Do maja naliczono ich co najmniej 500. Na początku 2012 roku zabici liczeni są już w tysiącach.

Gra na przeczekanie

Początkowo media z całego świata codziennie relacjonowały sytuację w Syrii, jednak wraz z przedłużaniem się konfliktu, w którym ani strona rządowa, ani rebelianci nie byli w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę, zainteresowanie konfliktem spadło.

Osłabienie zainteresowania międzynarodowego pozwoliło Baszarowi al-Asadowi na dalsze próby rozprawienia się z rebeliantami. Przesilenie nastąpiło w sierpniu 2013 roku, kiedy pojawiły się doniesienia o atakach na cywili przy użyciu broni chemicznej. W najgłośniejszym ataku chemicznym na przedmieściach Damaszku 21 sierpnia zginęło - według Waszyngtonu - ponad 1,4 tysiąca cywilów. Stany Zjednoczone i kraje Europy Zachodniej oskarżył o ten atak siły reżimu prezydenta Baszara al-Asada. Barack Obama groził Syrii, że Amerykanie mogą się zdecydować nawet na interwencję militarną.

Na drodze do pokoju...

Władze syryjskie oskarżeniom zaprzeczały, twierdząc, że była to prowokacja któregoś z ugrupowań opozycyjnych, mająca wywołać amerykańską interwencję wojskową. Syryjską wersję popierają władze rosyjskie.

Ataki chemiczne w których zginęli cywile przyniosły jednak zwiększenie zaangażowania krajów zachodnich w próby rozwiązania tego konfliktu.

Pojawiły się nowe nowe próby mediowania pomiędzy Asadem a rebeliantami, a do Syrii wjechali inspektorzy Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW), którzy konsekwentnie, choć nie bez problemów niszczą syryjski arsenał chemiczny.

Niestety, ostania runda negocjacji w Genewie, która miała miejsce w lutym bieżącego roku, po raz kolejny nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. I choć wojna domowa w Syrii trwa, to - póki co - jej końca nie widać.

[object Object]
Wielu Syryjczyków wymaga pilnej pomocy humanitarnejReuters
wideo 2/22

Autor: dln/kka / Źródło: tvn24.pl, PAP

Raporty: