124 żołnierzy i 11 cywilów zostało zasypanych przez lawinę, która w sobotę rano zeszła na wojskową kwaterę na lodowcu Siaczen na granicy z Indiami. Ponad 17 godzin po tym wydarzeniu wciąż nie znaleziono nikogo żywego - pisze agencja Reutera.
- Około godz. 6 rano lawina uderzyła w bazę. Uwięzionych zostało ponad stu żołnierzy i członków personelu - powiedział rzecznik armii gen. Athar Abbas. Zdaniem Reutera chodzi dokładnie o 124 żołnierzy i 11 cywilów.
Na miejsce udały się służby ratownicze. Rzecznik armii poinformował, że w akcji ratunkowej bierze udział helikopter i ratownicy z psami tropiącymi.
Jednak mimo kilkunastu godzin akcji ratunkowej, nie udało się wyciągnąć nikogo żywego. W niektórych miejscach warstwa śniegu, pod którą pogrzebani zostali ludzi ma 25 metrów grubości.
"Kwatera główna batalionu znajdowała się w tym samym miejscu przez ostatnich 20 lat i żaden wypadek tej natury się nie zdarzył" - poinformowało wojsko w oświadczeniu.
Stacjonowali na lodowcu
Tysiące żołnierzy pakistańskich i indyjskich stacjonuje na granicznym lodowcu Siaczen, często określanym mianem najwyżej położonego pola walki między dwoma krajami w konflikcie o Kaszmir. W 1984 r. lodowiec był miejscem krwawych starć.
Siaczen leży na północno-wschodnim odcinku linii kontroli między Pakistanem a Indiami, za rzeką Indus i za Himalajami, gdzie zaczynają się góry Karakorum. Linia kontroli wspina się tam na gigantyczny lodowiec - mający długość ponad 80 kilometrów - i przecina go na wysokości sześciu tysięcy metrów.
Mimo że zimą temperatura spada do minus 50 stopni Celsjusza, zarówno Indie, jak i Pakistan utrzymują tam posterunki wojskowe.
Źródło: PAP, Reutres, NBC News