Wtorek, 14 października Pacjentka oddziału zamkniętego szpitala psychiatrycznego w Lublińcu koło Częstochowy, nie zauważona przez personel, opuściła placówkę i popełniła samobójstwo. Bliscy kobiety nie rozumieją w jaki sposób kobieta mogła samodzielnie wyjść z placówki oddziału zamkniętego. Według nich winni śmierci kobiety są pracownicy szpitala.
Cztery tygodnie temu 46-letnia pacjentka uciekła z Oddziału Zamkniętego Wojewódzkiego Szpitala neuro-psychiatrycznego w Lublińcu i popełniła samobójstwo, topiąc się w Kanale Grunwaldzkim. Kobieta osierociła troje dzieci - syna i dwie córki. Rodzina chorej ma wielki żal do personelu szpitala. - Zapewniali mnie, że pacjentka nie wyjdzie pod żadnym pozorem, na żaden spacer, z nikim, po prostu nie ma możliwości opuszczenia oddziału - mówi mąż chorej.
Trafiła do szpitala po próbie samobójczej
Kobieta od pięciu lat cierpiała na silną depresję, wcześniej kilkakrotnie usiłowała popełnić samobójstwo. Trafiła do szpitala w którym miała otrzymać pomoc i wyjść z depresji. Jednak stało się inaczej. - Nastąpiła porażka, nie udało się pomóc tej osobie, można powiedzieć, że objawy depresyjne wzięły górę i stało się to, co się stało - mówi Artur Jędrzejewski, zastępca dyrektora ds. medycznych w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublińcu.
Reporterzy "Prosto z Polski" sprawdzili w jaki sposób można wyjść ze szpitala. Nie było to trudne, wyjścia nie są zamknięte, nie pilnują ich ani pracownicy, ani ochroniarze. Każdy z pacjentów może samodzielnie opuścić placówkę.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi policja i prokuratura. Przypadek kobiety nie jest jedynym. Kilka tygodni temu w szpitalu doszło do podobnego zdarzenia. Ze szpitala uciekł wówczas 24-letni mężczyzna, w domu zabił swoją matkę.