Śląsk Wrocław, trzecia drużyna poprzedniego sezonu, w bieżących rozgrywkach spisuje się znacznie poniżej oczekiwań. Przyczyną ostatnich wpadek może być skrajne przemęczenie piłkarzy.
W dwóch ostatnich spotkaniach podopieczni Stanislava Levy'ego schodzili z boiska pokonani. We znaki dawał im się nie tylko pech czy brak lidera drugiej linii, Sebastiana Mili, ale również - a może przede wszystkim - wyczerpanie fizyczne. Zawodnicy z Wrocławia nie mieli siły biegać.
Odcina im prąd
Śląsk od początku sezonu praktycznie nie stosuje roszad w składzie. Wąska kadra i mało wartościowi rezerwowi sprawiają, że szkoleniowiec wrocławian korzysta co mecz praktycznie z tych samych 13-14 graczy. Niektórzy z nich, a mamy dopiero końcówkę października, mają już w nogach 20 spotkań. Nic więc dziwnego, że graczom - zwłaszcza bocznym obrońcom oraz pomocnikom - najzwyczajniej w świecie "odcina prąd".
We Wrocławiu harują najwięcej
Jak wyliczył "Przegląd Sportowy", w bieżącym sezonie T-Mobile Ekstraklasy dziesięciu piłkarzy z pola rozegrało powyżej 1500 minut. Aż siedmiu graczy z tej dziesiątki to zawodnicy Śląska. Jeśli dodamy, że czterech kolejnych piłkarzy ma w nogach powyżej 1000 minut, otrzymamy odpowiedź na pytanie, dlaczego Śląsk tak gaśnie w końcówkach spotkań.
Teoretycznie Stanislav Levy mógłby stosować częstsze rotacje w składzie, dając odpocząć swoim najbardziej eksploatowanym zawodnikom. Sęk w tym, że Czech nie ma takiego komfortu, jaki ma choćby Jan Urban w Legii. Większość rezerwowych to gracze o klasę gorsi od tych z podstawowego składu. - Kłania się brak zmienników. Niestety, zmęczenie zaczyna być widoczne - martwi się w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Waldemar Prusik, legenda wrocławskiej piłki, a obecnie ekspert piłkarski.
Autor: ekstraklasa.tv / Źródło: Przegląd Sportowy