Zarząd PZPN chce od Ministerstwa Sportu i Turystyki odszkodowania w związku z nieodpowiednim przygotowaniem murawy Stadionu Narodowego. Mecz Polska - Anglia z powodu ulewy przełożono z wtorku na środę. Resort sportu odpiera zarzuty i tłumaczy, że organizatorzy z PZPN wizytowali stadion w poniedziałek i nie przedstawili żadnych zastrzeżeń.
W komunikacie PZPN napisano, że zgodnie z umową o organizację meczu pomiędzy PZPN a MSiT, przygotowanie płyty boiska stadionu (w tym drenaż) jest obowiązkiem Narodowego Centrum Sportu, które jest operatorem Stadionu Narodowego.
NCS to spółka Skarbu Państwa powołana przez ministra sportu i w jego imieniu zarządzająca Stadionem Narodowym. "W związku z nienależytym wykonaniem umowy najmu Stadionu Narodowego przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, w tym niewłaściwym przygotowaniem płyty boiska oraz niewykonaniem polecenia komisarza meczowego FIFA dotyczącego zamknięcia dachu Stadionu, Polski Związek Piłki Nożnej poniósł szkodę majątkową oraz wizerunkową i stał się podmiotem nieuzasadnionej krytyki. Dlatego też, Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej podjął decyzję o wystąpieniu do Ministerstwa Sportu i Turystyki z roszczeniem o naprawienie poniesionych strat i wyrządzonych szkód" - głosi oświadczenie.
Delegat chciał, NCS nie pozwolił PZPN podkreślił, że delegat FIFA Słoweniec Danijel Joswe godzinę przed zaplanowanym pierwszym gwizdkiem zdecydował o zamknięciu dachu, jednak przedstawiciele NCS poinformowali, że jest to niemożliwe z uwagi na mocno padający deszcz.
W przedstawionej przez NCS instrukcji obsługi zadaszenia stadionu można przeczytać, że "w razie deszczu niemożliwe jest uruchomienie systemu napędowego dachu ruchomego. W takich warunkach pogody system czujników uniemożliwia uruchomienie systemu dachu ruchomego."
Rzeczniczka centrum Daria Kulińska stwierdziła też, że NCS sugerowało wcześniej by mecz Polska-Anglia został rozegrany pod zamkniętym dachem, ale "absolutnie nie miał wpływu na decyzję delegata".
- Podjął decyzję, że to spotkanie ma się rozegrać przy otwartym dachu, mimo naszych sugestii - patrząc na prognozy pogody - żeby być może ten dach zamknąć - zaznaczyła.
Zgodnie z przepisami FIFA, "decyzja ta (dotycząca zamknięcia dachu - red.) musi być ogłoszona na spotkaniu organizacyjnym". Na nim delegat FIFA podjął decyzję o grze przy otwartym dachu.
Dalej w przepisach napisane jest, że decyzja "może zostać zmieniona w przypadku nagłego i gwałtownego zmienienia się warunków pogodowych". Delegat swoją decyzję zmienił, ale na zasunięcie dachu nie zgodził się NCS.
Roszczenia bezpodstawne
Katarzyna Kochaniak z Ministerstwa Sportu odpiera zarzuty PZPN. Twierdzi, że "w poniedziałek murawa i cały stadion był wizytowany przez organizatorów meczu i delegata FIFA". - Według nich obiekt spełniał wszystkie potrzebne normy do rozegrania tego meczu. Jeżeli wówczas oceny były satysfakcjonujące, to na jakiej podstawie PZPN ma teraz roszczenia do ministerstwa sportu - pytała Kochaniak. Przedstawicielka ministerstwa dodała też, że od momentu akceptacji obiektu przez działaczy PZPN i FIFA, stadion został im przekazany jako organizatorowi meczu. Od tego czasu to oni byli odpowiedzialni za decyzje logistyczne, w tym otwieranie czy zamykanie dachu stadionu. - Przecież to nie jest pierwszy mecz organizowany na tym boisku. Wszyscy mieli świadomość, że dachu nie można zamknąć w trakcie opadów deszczu. Mimo niekorzystnych prognoz pogody i sugestii pracowników NCS, PZPN nalegał na otwarcie dachu, który w przeddzień spotkania był zamknięty - powiedziała Kochaniak.
"Obwinianie PZPN to nadużycie"
Jacek Masiota, członek zarządu PZPN powiedział w rozmowie z TVN24, że dziwi się, że Narodowe Centrum Sportu nie bierze na siebie odpowiedzialności za to, że doszło do odwołania wtorkowego meczu Polska-Anglia. Przypomniał, że delegat FIFA chciał zamknięcia dachu o godz. 20.
- Odmówiono mu tego - powiedział Masiota. - Ani delegat, ani PZPN nie wiedzieli, że dachu nie można zamknąć w czasie deszczu. Trudno winić delegata, czy PZPN, że takiej szczegółowej wiedzy nie mieli - zaznaczył.
Jego zdaniem, na stadionie piłkarskim nie może być takiej sytuacji, że trawa ma pięć centymetrów i nie ma odpowiedniej warstwy drenującej w sytuacji, kiedy trawa powinna mieć 30 centymetrów.
- Gdyby ta murawa była należycie przygotowana, zgodnie z umową, którą podpisało ministerstwo (sportu -red.) z PZPN-em, to mecz by się odbył i nie byłoby takich warunków, które spowodowały całkowitą kompromitację NCS-u, i odbiły się negatywnym echem, jeśli chodzi o wizerunek PZPN-u - stwierdził Masiota.
Dodał, że PZPN sprawdzał jakość trawy, trudno jednak - jak zaznaczył - aby sprawdzał drenaż.
- Obarczanie winą PZPN jest nadużyciem - stwierdził Masiota.
W jego opinii, całą sytuację trzeba wyjaśnić. Zaznaczył, że kibicom, którzy są najbardziej poszkodowani, należą się przeprosiny. - Ze strony PZPN takie przeprosiny padły - dodał.
Mecz z Anglią przełożono z powodu ulewy na środę. Po kilkugodzinnych opadach deszczu boisko było nasiąknięte wodą, a w kilku miejscach powstały olbrzymie kałuże.
Autor: twis/bor/mac / Źródło: pzpn.pl, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: pzpn.pl