Środa, 26 stycznia "Psy jedzą psy", "Wolontariuszki wynosiły zmumifikowane kotki", "To był biały pies, który jadł coś czarnego i gdyby to było tylko czarne coś, mógłby to być patyk, ale ten patyk był owłosiony" - opowiadają byli pracownicy schroniska dla zwierząt w Korabiewicach pod Żyrardowem. O dramatycznej sytuacji w jednym z największych schronisk w Polsce i Europie już dwa lata temu alarmowali obrońcy zwierząt i wolontariusze. Właściciele schroniska i nadzorujący go lekarz weterynarii nie widzieli jednak problemu.
Relacje osób, które miały styczność ze schroniskiem są przerażające: - Te psy dbają tam o siebie same. Te, które nie potrafią, umierają – opowiada pani Monika Bukowska, która pracowała w największym schronisku, i dodaje, że jest to "pijacka melina".
- Psy jedzą psy. Stoją w boksach zalanych wodą i w odchodach – dodaje inna osoba pracująca kiedyś w schronisku. - Mijam boks, gdzie widzę psa – kontrast był ogromny, bo to był biały pies, który jadł coś czarnego i gdyby to było tylko czarne coś, mógłby to być patyk, ale ten patyk był owłosiony...
Grzegorz Bielawski z pogotowia dla zwierząt opowiada, jak kiedyś przywieźli dary dla schroniska: - Przyjechaliśmy z toną jedzenia. Nie, pani powiedziała, żebyśmy wyp… z tym jedzeniem.
Właścicielka
Na teren schroniska można wejść tylko w sobotę. Właścicielka zwykle nie wychodzi z domu – reporterowi TVN24 udało się z nią porozmawiać tylko dlatego, że zaproponował darowiznę dla schroniska.
Pytana o swojego ulubieńca – psa Kendrę – który według relacji świadków miał całe swoje życie, 14 lat, spędzić w boksie dwa na dwa metra. – Jakie dwa na dwa? Co pan pie… za przeproszeniem? Co pan pier…? Dwa na dwa to są boksy na Paluchu, a u nas ani jeden nie mniejszy, niż 18-20 metrów kwadratowych – oburza się właścicielka.
Dywan z psów
Korabiewickie schronisko ma 40 ha, ale pani Magda tylko we własnym domu trzyma ponad setkę psów. Grzegorz Bielawski opowiada, jak wyglądała interwencja pogotowia sprzed dwóch lat: - To po prostu jest dywan psów. Tam było tyle psów, że jak wchodziliśmy nie było widać podłogi. W wannie, na muszli klozetowej, na dywanikach, w szufladach, w meblach, w barku spały psy. Tam nie było miejsce, gdzie nie było psa.
- Otworzyliśmy drzwi z napisem "przechowalnie zwłok" – mówi dalej - a tam po prostu pies, taki słaniający się, dogorywający. Pytam się "Co ten pies tu robi?", a pani "Jak to co? Mieszka tutaj".
Lekarz powiatowy
Schronisko powinien kontrolować powiatowy inspektorat weterynarii, jednak on nie widzi problemu. Trzy dni po wizycie pogotowia dla zwierząt był tam inspektor, ale nie znalazł uchybień i stwierdził, że "pani Magda zrobiła co mogła". – Co mi pan pokazuje zdjęcia sprzed przeszło roku – dziwi się Stanisław Tęsiorowski, zastępca powiatowego inspektora weterynarii. – Teraz jest już wszystko w porządku.
Jak zapewnia, w Korabiewicach jest trzy-cztery razy w roku i znajduje tam tylko niewielkie uchybienia, z którymi pani Magda sobie radzi.
Zmumifikowane kotki
Przykładem, w ocenie inspektoratu weterynarii, jest kociarnia, którą udało jej się stworzyć. Problem tylko w tym, że od jakiegoś czasu nie ma w niej prądu. Przemarznięte kotki nie były w stanie ogrzać się ciepłem własnych ciał, mimo tego, że były stłoczone na niewielkiej przestrzeni. Jak opowiada była wolontariuszka Victorija Radulović, wolontariuszki, które sprzątały kociarnię wyciągały stamtąd zmumifikowane zwłoki kotów w różnym wieku. – I to naprawdę w dużej ilości – podkreśla.
- Gdzie jest napisane, że koty mają siedzieć przy grzejniku – pyta Tęsiorowski.
Szczury w cieple
Tymczasem właścicielka schroniska bardzo dba o swoich szczurzych lokatorów. – Ja mam całą szczurzarnię, tam jest drabina z szerokimi szczeblami i od góry do dołu siedzą na nich i się grzeją przy piecu szczury. To jest też człowiek – opowiada pani Magda.
Lekarz weterynarii w Żyrardowie, Marek Radzikowski przyznaje, że być może nie jest to najwłaściwsza osoba na tym miejscu. – Z tą miłością, która ona do tych zwierząt ma, być może czasem spaczyć tę miłość – mówi.
O tej miłości do zwierząt opowiada też pani Monika Bukowska: - Potrafi po konającym psie przebiec do wanny z wodą, żeby uratować biedronkę.
"Zdjęcia fałszywe"
Tąsiorowski, pytany dlaczego trzy dni po interwencji pogotowia dla zwierząt nie znalazł nic niezgodnego z przepisami, stwierdza w końcu, że film z tej interwencji był fałszywy.
Z kolei prokurator rejonowy z Żyrardowa Bogusław Piątek nie wątpi w prawdziwość filmu, ale – jak podkreśla – odpowiedzialności karnej podlega ta osoba, która w sposób świadomy dąży do zadania cierpień zwierzęciu.
Do tego, że pani Magda nie jest odpowiednią osobą dla prowadzenia schroniska, przekonuje go dopiero fragment nagrania, na którym opowiada ona o tym, jak opiekuje się szczurami. - Zainicjujemy postępowanie administracyjne zmierzające do cofnięcia decyzji co do prowadzenia tego schroniska – deklaruje.
rs/sk