Na znacznie więcej niż 22. miejsce liczyła Justyna Kowalczyk w olimpijskim sprincie w Pjongczangu. Polka po swoim starcie była wyraźnie rozczarowana. - Widocznie nie był to dzień na wygrywanie - powiedziała dwukrotna mistrzyni olimpijska z Vancouver 2010 i Soczi 2014.
Sprint techniką klasyczną był jedną z dwóch konkurencji - obok biegu na 30 km - z którymi Kowalczyk wiązała największe nadzieje na dobry wynik w Pjongczangu. W pierwszym przypadku skończyło się jednak znacznie poniżej oczekiwań - piątym miejscem w swoim ćwierćfinale i ostatecznie 22. pozycją.
Obawy się ziściły
Utytułowana Polka musiała w swojej serii uznać wyższość Rosjanki Natalii Niepriajewej, Szwajcarki Lauren van der Graff, Szwedki Anny Dyvik i Norweżki Ingvild Flugstad Oestberg. Żadna z nich ostatecznie nie stanęła na podium. - Ziściło się to, czego się najbardziej obawiałam - przyznała Kowalczyk. - Problemy związane z tym ostatnim zjazdem zaczęły się bowiem już na górze. Oestberg uparła się, żeby biec pierwsza, potem przyhamowała i ja za nią również musiałam. Sam zjazd przeszłam normalnie. Tylko przez jej błędy cały czas traciłyśmy prędkość. Końcówkę już wszyscy dokładnie widzieli - opisywała swoje odczucia 34-letnia zawodniczka.
Dobrze przygotowana
Osiem lat temu w Vancouver narciarka z Kasiny Wielkiej w tej konkurencji wywalczyła srebrny medal igrzysk, przegrywając tylko z Marit Bjoergen. Tym razem Norweżki zabrakło na starcie.
W tym sezonie to właśnie w tej konkurencji Kowalczyk uzyskała najlepszy wynik w Pucharze Świata - siódme miejsce 2 grudnia w Lillehammer. Na igrzyskach liczyła co najmniej na finał. Tego celu nie udało się osiągnąć, choć przygotowała się optymalnie. - Narty miałam bardzo dobrze przygotowane na podbieg. Wydolnościowo też byłam dobra, ale czegoś zabrakło. Muszę sobie to wszystko jeszcze raz obejrzeć. Gdybym biegła tak, jak Niepriajewa, czyli z przodu, to takie rzeczy by się nie wydarzyły. Widocznie nie był to dzień na wygrywanie - analizowała podopieczna Aleksandra Wierietielnego.
Czuje zimno
Kowalczyk była wyraźnie rozczarowana i trudno jej się dziwić. - Czuję w tej chwili zimno i to, że zaraz muszę iść do trenera i spojrzeć mu w oczy. Później pewnie będę czuła więcej - oceniła. To był jej drugi start w koreańskich igrzyskach. W pierwszym - w biegu łączonym (7,5 km techniką klasyczną + 7,5 km techniką dowolną) zajęła 17. miejsce. Kolejnym będzie sprint drużynowy techniką dowolną w parze z Sylwią Jaśkowiec. Trzy lata temu w Falun stanęły na najniższym stopniu podium mistrzostw świata. Teraz jednak na taki wynik nie mają praktycznie szans. Po wielu problemach zdrowotnych Jaśkowiec z pełnym obciążeniem trenuje dopiero od grudnia. Po złoty medal sięgnęła we wtorek Szwedka Stina Nilsson. Druga była Norweżka Maiken Caspersen Falla, a trzecia występująca pod flagą olimpijską Rosjanka Julia Biełorukowa. W kwalifikacjach odpadły dwie inne polskie biegaczki. Jaśkowiec zajęła 37. miejsce, a Ewelina Marcisz 38.
Autor: dasz/twis / Źródło: sport.tvn24.pl