Jeszcze niedawno Anita Włodarczyk miała chwile zwątpienia. Chciała zerwać z rzutem młotem, ale wytrwała i przywiozła z Londynu srebrny medal. W finale pomógł jej spokój i opanowanie, nawet w krytycznym momencie. - Gdy przegrywałam z Niemką Kathrin Klaas o 3 cm, mówiłam sobie: weź się, kurczę, Anita w garść i walcz do końca. Udało się - wspominała w TVN24 udany dla siebie konkurs była rekordzistka świata.
Chwile zwątpienia u Włodarczyk pojawiły się po paśmie kolejnych kontuzji, przez które straciła dwa lata. W ubiegłym roku rozważała rozbrat ze sportem.
- Nie mogłam dojść do swojej optymalnej formy, ale na szczęście wszystko udało się poukładać. Myślałam nawet, żeby skończyć ze sportem. Umocniła mnie pomoc psychologa - opowiadała srebrna medalistka z Londynu.
Pewna medalu
Na Wyspy pojechała, ale w faworytką jednak nie była. Uzyskała drugą odległość w konkursie, przegrała tylko z mistrzynią świata Tatianą Łysenko.
- Byłam spokojna, jakoś dziwnie przekonana, że będe miała medal - mówiła Włodarczyk. Zaowocowała, przekonywała, "ciężka, katorżniczą pracą przez cztery lata".
O wakacjach na razie nie myśli. Przed nią jeszcze cztery starty. Jeszcze dziś idzie na trening, by przygotować się do sobotniego III Memoriału Kamili Skolimowskiej.
I tak do połowy września. - Wtedy będzie czas na odpoczynek, sanotorium - zakończyła.
Autor: twis / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24