"Krew Boga" Bartosza Konopki to godna uwagi opowieść wypełniona symboliką i zrealizowana z inscenizacyjnym rozmachem. Tym bardziej, że takiego kina w Polsce prawie w ogóle się nie robi.
Wczesne średniowiecze. Na ostatnią pogańską wyspę, cudem uniknąwszy śmierci, dociera rycerz Willibrord (Krzysztof Pieczyński). Okrutnie doświadczony przez los, lecz twardo stąpający po ziemi wojownik już dawno zginąłby, gdyby nie pomoc Bezimiennego – pełnego ideałów chłopaka, skrywającego przed światem prawdziwą tożsamość.
Pomimo różnic światopoglądowych mężczyźni zostają towarzyszami podróży, kontynuując wędrówkę połączeni wspólnym celem. Chcą odnaleźć i ochrzcić ukrytą w górach osadę pogan.
Mimo że chrystianizacja mieszkańców to jedyny sposób, by uchronić ich przed zbliżającą się zagładą, spotkają na swojej drodze wrogów. Jednak w ostatnim bastionie "starej wiary" Willibrord i Bezimienny mogą liczyć na nieoczekiwanego sojusznika. Dojdzie do nieuchronnej konfrontacji miłości z nienawiścią, dialogu z przemocą oraz szaleństwa z zasadami.
W filmie Bartosza Konopki, o którym myślał już od wielu lat, widać inspiracje klasykami: Rolandem Joffé, Nicolasem Windingiem Refnem czy Wernerem Herzogiem.
Autor: tmw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kino Świat/Mastercard Off Camera