Zespoły Legii i Korony jawią się jako największe zagadki tej wiosny. Oba kluby postawiły na zagranicznych trenerów, dały im swobodę na rynku transferowym i spory kredyt zaufania. W piątek przekonamy się, który z nich wykonał zimą lepszą pracę.
Patrząc na powiększającą się przepaść między Legią a resztą ligi - zarówno w sferze sportowej jak i finansowo-organizacyjnej - trudno oprzeć się wrażeniu, że klub z Łazienkowskiej jest murowanym faworytem do mistrzostwa kraju.
Legia odskakuje od reszty
W czasach gdy inni szukają piłkarzy w krajach uboższych piłkarsko od naszego (tak, są takie) i podpisują kontrakty wyłącznie z wolnymi graczami, Legia potrafiła wydać ok. pół miliona euro na Orlando Sa, który nie tak dawno ocierał się o reprezentację Portugalii.
Sa ma być lekiem na dotychczasowe dolegliwości mistrza Polski - powinien wzmocnić rywalizację na pozycji wysuniętego napastnika i dać na tej pozycji sporą jakość. Gdy Śląsk mógł liczyć na Marco Paixao, a Wisła na Pawła Brożka, Legii brakowało snajpera, który w pojedynkę przesądziłby o losach spotkania. Lidera szczególnie brakowało w europejskich pucharach. Z Sa na szpicy warszawianie chcą zrobić krok naprzód.
Korona z liderem
Ale i Korona potrafiła wszystkich zaskoczyć. Zimą sprowadziła Siergieja Chiżniczenkę, gracza, który swoją markę wyrobił w eliminacjach do tegorocznej Ligi Mistrzów, gdzie strzelił cztery gole, w tym słynnemu Celticowi, i niemal poprowadził swój Szachtior Karaganda do fazy grupowej tych elitarnych rozgrywek.
Chiżniczenko ma być liderem nowej, lepszej Korony, od początku do końca zbudowanej ręką trenera Pachety. Kielczanie chcą wreszcie oderwać łatkę brutali i zacząć czarować swoich kibiców szybką, efektowną grą.
Na nasze nieszczęście w piątek nie dojdzie do pojedynku Sa - Chiżniczenko, bowiem certyfakt Portugalczyka wciąż znajduje się na Cyprze. Mimo to spotkanie zapowiada się niezwykle emocjonująco. Dla Legii zwycięstwo jest obowiązkiem, z kolei Korona nie ma nic do stracenia.
Autor: koma