Czwartek, 18 sierpnia Jeżdżą pod prąd, bo tak jest bliżej i wygodniej, chociaż na ulicy znajduje się szkoła i park. Tłumaczą, że się spieszą i na pewno nikomu to nie przeszkadza. Dla mieszkańców jednej z ulic w centrum Warszawy tacy kierowcy, to prawdziwe utrapienie. Wypowiedzieli im wojnę - na razie w internecie.
Ulica Dantyszka na warszawskiej Ochocie to niewielka ulica obsadzona zielenią. Przy wjeździe z jednej strony stoi widoczny znak "zakaz wjazdu". Mimo to codziennie wielu kierowców świadomie łamie przepisy i jeździ pod prąd, robiąc sobie skrót do innych uliczek i omijając w ten sposób korki.
- Kierowcy podjeżdżają do skrzyżowania, zwalniają, żeby zobaczyć, czy na pewno nikt się tam nie czai i robią co mogą, by jak najszybciej przeskoczyć ten malutki odcinek - mówi Aleksandra, mieszkanka ulicy Dantyszka.
Tłumaczenia są różne: "bo się spieszą", "bo się nie zorientowali, że ulica jest jednokierunkowa", "bo to nikomu nie przeszkadza". Ulicą chodzą jednak dzieci, matki z wózkami, inwalidzi. A jeżdżące pod prąd auta powodują zagrożenie.
"Kto posuwa Dantyszka"
Mieszkańcy ulicy mają dość. Skrzyknęli się na Facebooku pod dość kontrowersyjnym hasłem "Kto posuwa Dantyszka". Walczą o zainstalowanie monitoringu i zwiększenie liczby policyjnych patroli na swojej ulicy.
- To jest fajne jako społeczna akcja, bo skoro ludzie mieszkają w jednym miejscu, to powinni sami się skrzyknąć, żeby rozwiązywać problemy, których nie potrafią pokonać urzędy - mówi Bartosz, mieszkaniec ulicy. Z inicjatywy cieszy się też obcojęzyczna część mieszkańców, bo ma dość samowoli kierowców. - Polacy czują, że mogą korzystać z wolności, które każdy bardzo chciałby mieć, ale które nie do końca sprawdzają się w zatłoczonym mieście - mówi Amerykanin Matthew, który też mieszka na Dantyszka.