Denerwował się bardzo, na szczęście do samego końca walczył o swoje. I cel osiągnął. 27-letni Wojciech Nowicki ostatnim rzutem zapewnił sobie olimpijski brąz w rzucie młotem.
Dobrze mu w cieniu Pawła Fajdka. To na Fajdka zawsze skierowane są kamery, flesze i mikrofony, a on zamieszania wokół siebie nie lubi. Woli w spokoju robić swoje. I robi. Zanim przyleciał do Rio, zdobył już brązowe medale i mistrzostw świata 2015, i mistrzostw Europy 2016. Rekord życiowy doprowadził do bardzo dobrego 78,71 m.
Dużo więcej od planu minimum
Już w Rio, w eliminacjach, zawalił dwie pierwsze próby. W tej trzeciej machnął 77,64 i z numerem 1 wszedł do finału. Zabrakło w nim Fajdka. Hegemona i dominatora, autora równo 10 najdłuższych rzutów tego sezonu na świecie. A eliminacji nie przebrnął, jak cztery lata wcześniej w Londynie. Zakończył je skromnym 72,00 i łzami. W finale Nowicki był zatem sam. - Plan minimum wykonany. Mam nadzieję, że teraz opadnie cały ten stres i będzie jeszcze lepiej - zapowiadał.
I zaczął agresywnie, młot poleciał daleko. Sędziowie zadecydowali, że próba była spalona, zawodnik przekonywał, że nie mają racji. Nic nie wskórał. Po próbie drugiej znowu były wątpliwości. Zrobiło się nerwowo. Po trzeciej kolejce był poza strefą medalową, potem dwa rzuty znowu spalił. Zmobilizował się i - kiedy znalazł się pod ścianą - uzyskał 77,73 m. A to dało mu brązowy medal. Złoto dla Dilszoda Nazarowa z Tadżykistanu - 78,68. Srebro dla Białorusina Iwan Tichona - 77,79.
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl