Trener Duńczyków łapał się za głowę. Trudno mu się dziwić, bo jego zawodnicy rzucali i rzucali, a strzegący polskiej bramki Piotr Wyszomirski odbijał i odbijał. W dogrywce olimpijskiego półfinału rywale okazali się jednak lepsi o jedno trafienie - wygrali 29:28. Polska zagra o brąz.
Nastroje przed tym pojedynkiem były bojowe. Słusznie, skoro w ćwierćfinale Polacy rozprawili się z Chorwacją, a za faworytów ich nie uznawano. W fazie grupowej zawodzili, nawet rozczarowywali. Chorwatów pokonali 30:27 i szybko chcieli o tym zapomnieć. Musieli, bo na radość było za wcześnie. Bo czekał ich kolejny ważny pojedynek. - Jeszcze nic nie osiągnęliśmy - mówił Karol Bielecki, który w tym ćwierćfinale był wielki. Dowodzący Biało-Czerwonymi selekcjoner Tałant Dujszebajew zadbał o każdy szczegół. Była analiza gry Duńczyków. Była regeneracja. Był zakaz opuszczania wioski olimpijskiej i udzielania wywiadów. Trener stwierdził, że skoro Duńczycy awans do półfinału zdobyli całe 3,5 godziny przed Polakami, to mają więcej czasu na wypoczynek, więc siłami nie ma co szafować.
Zły początek
Dania ma w składzie indywidualności. Dania gra ładnie, szybko i technicznie, jej zawodnicy świetnie rzucają, potrafią kontrować i atakować skrzydłami. Oni w 1/4 finału bez problemów - 37:30 - odprawili Słowenię. W piłce ręcznej na olimpijskie podium ich reprezentacja nie wdarła się nigdy. Polska dokonała tego raz, długie 40 lat temu była trzecia. Przed piątkowym meczem trwała walka sztabu medycznego o postawienie na nogi Michała Jureckiego, zmagającego się z urazem stawu skokowego. Niestety, zdecydowano, że nic z tego, że trzeba sobie radzić bez niego. Początek był zły. Morten Olsen pokonał Sławomira Szmala, a Niklas Landin strzał Kamila Syprzaka odbił. Potem kolejna stracona bramka. I trzecia. Nie tak miało być. Duńczycy potrafili znaleźć luki w polskiej obronie. A kłopotów z tym nie mieli, bo obrona była dziurawa. W końcu Mariusz Jurkiewicz trafił do siatki.
Wyszomirski w transie
Szmala zastąpił na posterunku Wyszomirski. Stratę do rywali udało się zmniejszyć do jednego gola, do przerwy było 15:16.
A po przerwie Wyszomirski - bohater spotkania z Chorwacją - wpadł w trans. Czarował. Zachwycał. Jak inaczej nazwać to, co wyprawiał między słupkami? Wygrywał pojedynki sam na sam, bronił bomby z dystansu, nie dawał się pokonać ze skrzydeł. Trener Duńczyków chował twarz w dłonie.
Mobilizacja w zespole była ogromna. A walka trwała, w ataku trudno było się przebić, by zaskoczyć Landina.
Szalony rzut Daszka
Minuta do końca, 24:24. I karny dla Duńczyków. Za co, panie sędzio? 24:25. Dujszebajew poprosił o czas. Piłka krążyła między Polakami, wreszcie trafiła do Michała Daszka. A ten wykonał rzut życia, szalony, z biodra. Nieważne. Ważne, że trafił! Na dwie, może trzy sekundy przed końcowym gwizdkiem. 25:25. Dogrywka. Kolejny horror.
Duńczycy zaczęli ją lepiej, strzelili trzy gole. Tym razem kapitalnie bronił Landin. Co to były za emocje. Trzeba było gonić, bić się o miejsce w olimpijskim finale. Obronił Wyszomirski. Obronił Landin.
Niestety. Porażka. Zadecydował jeden gol. 28:29, po takiej walce. Bielecki usiadł na ławce i płakał.
W meczu o brąz Polacy zmierzą się z Niemcami. Dania w wielkim finale zagra z Francją.
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl