Dni olimpijskiej rywalizacji w Pjongaczngu mijają, a polskich medali jak nie było, tak nie ma. Na razie najlepsze z wywalczonych przez Biało-Czerwonych miejsc to czwarte, najsłabsze - oj, tu szukać w wynikach trzeba daleko - 83.
Cztery lata temu Polacy wracali z Soczi z sześcioma medalami - czterema złotymi, srebrnym i brązowym. Było wiadomo, że powtórzenie takiego wyniku będzie niemożliwe.
Kto, jeśli nie oni
W Korei największe szanse mieli i mają skoczkowie. Jeden konkurs wybrańcy trenera Stefana Horngachera już zakończyli - niestety, bez medalu. Rządził wiatr, to prawda, loteryjności było w tym dużo. Stefan Hula po pierwszej serii prowadził, Kamil Stoch był drugi. Po próbie finałowej Stoch wylądował na miejscu czwartym, Hula na piątym.
Rozczarowanie ogromne, a dotychczas to i tak najokazalszy dorobek Polaków w Pjongczangu.
W sobotę walka na całego na skoczni dużej. Kto ma sięgnąć po medal, a nawet medale, jeśli nie oni?
W czwartek na szóstej pozycji biathlonowy bieg na 15 km ukończyła Monika Hojnisz, w poniedziałek Natalia Czerwona była dziewiąta na dystansie 1500 m w łyżwiarstwie szybkim. I to tyle jeśli chodzi o obecność Biało-Czerwonych w czołowych dziesiątkach.
Justyna Kowalczyk - w Soczi złota na 10 km klasykiem - tym razem ma 17. lokatę w biegu łączonym i 22. w sprincie. Mistrz sprzed czterech lat w łyżwiarstwie szybkim Zbigniew Bródka w Pjongczangu ukończył 1500 m na miejscu 12.
Najniższą lokatę - choć to oczywiście zależy od liczby startujących - zajmuje na razie Magdalena Gwizdoń, 83. na 87 startujących w biathlonowym biegu na 15 km.
W Soczi najniżej z Biało-Czerwonych - na miejscu 86. - byli biathloniści Rafał Lepel w sprincie i Łukasz Słonina w biegu indywidualnym.
Autor: rk, pqv / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Momot/PAP