Premium

Zgłosiła gwałt. Mijały tygodnie, mąż kosił trawę, jeździł do pracy. A teraz wszyscy nie żyją

Zdjęcie: Paweł Topolski / PAP

Dusił panią? Nie, nigdy jej nie uderzył, nie popchnął. Czy przemoc się nasiliła? Zgłosiła gwałt. Nie było świadków ani śladów. Nie zatrzymali męża. Czy mówił, że się zabije? Tak, ale sąsiadce, z którą nikt nie rozmawiał. Czy w domu jest broń? Zginęli od ciosów nożem kuchennym: ich dwie małe córki, ona i on.

Po północy usłyszała za ścianą płacz. "Dziecko" - pomyślała. Nie zaniepokoiła się. Dzieci sąsiadów od zawsze płakały. Jak to małe dzieci. Maja miała trzy lata, Lena sześć.

Poszła do sypialni na piętro. Płacz w mieszkaniu obok ustał szybko. Teraz dobiegały ją stamtąd dziwne odgłosy, puknięcia w ścianę, szuranie po poręczy i jakby ktoś ciągnął coś po schodach. Co ta Kasia się tak tłucze o tej porze? Nie pomyślała, że to Tomek. Była noc z czwartku na piątek, nie powinno go być w domu, w tygodniu pracował w delegacji, wracał tylko na weekendy.

- Pewnie wtedy to się dokonywało - mówi dziś pani Halina, rozcierając na ramionach gęsią skórkę. Po wszystkim, jak wieść o tragedii na ulicy świętego Marcina rozniesie się po całym Tarnowie, od znajomej usłyszy: "tam się takie sceny działy, czemu nic nie zrobiłaś, wystarczyłby jeden telefon".

Ale jakie sceny? Ona też dopiero po wszystkim dowiedziała się, że sąsiedzi mieli Niebieską Kartę.

Następnego dnia od rana kisiła kapustę. Przyjechała koleżanka, opowiadała o chorym mężu. Za ścianą było cicho, dzieci powinny być w przedszkolu, Kasia musiała odwieźć je rano i pewnie jak zwykle została u mamy. Kisiła kapustę, nosiła słoiki na strych, pocieszała koleżankę, której właśnie umierał mąż.

A co tu robi mama Kasi? Tuż po południu zobaczyła ją przez okno w kuchni. Stała przed bramą do posesji córki. Dlaczego jej nie otwierają? Chyba coś zobaczyła za szklanymi drzwiami sieni, bo zaraz na osiedlu domków szeregowych na przedmieściach Tarnowa podniósł się straszny rwetes. Karetki, policja, straż, pełno wozów, wybili okno.

- Trzy ciała, powiedział mi znajomy ratownik - mówi pani Halina. - Potem jeszcze znaleźli Tomka.

***

Ciała Tomasza i Katarzyny O. oraz ich córek znajdowały się w domu zamkniętym od wewnątrz. Wykluczono, że ktoś jeszcze był tam oprócz nich w chwili tragedii. Wszyscy mieli rany cięte i kłute w okolicach szyi i klatki piersiowej. Obrażenia na rękach, stwierdzone u kobiety i starszej dziewczynki wskazywały na to, że się broniły. Kobieta leżała na parterze blisko drzwi wejściowych. Mężczyzna - na piętrze w garderobie, oparty od środka o zamknięte drzwi. Wszystko wskazuje na to, że to on zabił żonę i dzieci, a na końcu siebie - taką wersję wstępnie przyjęli śledczy. Badają jeszcze jego telefon, zawartość nośnika pamięci może pomóc w ustaleniu motywu i przebiegu zdarzenia. Jak informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie Mieczysław Sienicki, śledztwo najprawdopodobniej zostanie umorzone.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam