Od blisko dekady parlament jest głuchy na apele Państwowej Komisji Wyborczej, więc turystyka wyborcza kwitnie. W podwarszawskim Sulejówku niemal co dziesiąty głos został oddany na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania w dowolnym miejscu. Jest bardzo prawdopodobne, że w okręgu kieleckim PiS straciło jeden mandat dzięki przyjezdnym wyborcom. Na które okręgi powinno być przypadać więcej mandatów, a na które mniej?
Jeden człowiek - jeden głos. To zasada, na którą umówiliśmy się, organizując wybory, bo chcemy, żeby były równe. Formalnie tak właśnie jest. Ale gdy przyjrzymy się z bliska, jaką siłę ma głos w Koszalinie, Chełmie czy Wałbrzychu, a ile waży jeden głos wrzucony do urny w Warszawie, Poznaniu czy Rzeszowie - pojawiają się wątpliwości.
Stąd właśnie wzięła się turystyka wyborcza, którą widzieliśmy 15 października. Nie byłaby potrzebna, gdyby Sejm posłuchał wcześniej tego, co miała do powiedzenia Państwowa Komisja Wyborcza. Dokładnie wszystko wyliczyła i pokazała, jakie zmiany są potrzebne. Ale choć ostatnie takie pismo trafiło do marszałek Sejmu rok temu, żadnych zmian nie było. Czy po zmianie władzy będą zmiany, które nie od dziś wymusza demografia?
Kilka tygodni przed wyborami przypominał o tym w TVN24 rzecznik praw obywatelskich. - Zgodnie z przepisami Kodeksu Wyborczego PKW ma obowiązek sygnalizować Sejmowi potrzebę zmiany proporcji między okręgami wyborczymi a liczbą posłów, którzy są wybierani - tłumaczył Marcin Wiącek. Zgodnie z przepisami liczbę wybieranych posłów w poszczególnych okręgach należy zmieniać, między innymi wtedy, gdy wyraźnie zmienia się w nich liczba mieszkańców.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam