Na węgierskiej scenie politycznej od lat dominuje jedna partia. Poparcia dla niej nie umniejszyły nawet obyczajowe skandale. Ostatni z nich - seksparty z europosłem - rozgrywa się jednak w newralgicznym momencie unijnych negocjacji. Czy ta kombinacja cokolwiek zmieni?
Marzec 1988 roku. Marzenie 24-letniego Viktora Orbana i jego uczelnianych kolegów spełniło się. Przyszły węgierski premier razem z kolegami zakłada Fidesz. Wszyscy są młodzi - ten polityczny zryw napędzają ludzie, których górna granica wieku wynosi 35 lat. Chcą zmian. Zespajają ich liberalne poglądy. Domagają się, by miejsce komunizmu zastąpiła demokracja. W pierwszym politycznym programie, przyjętym jesienią 1988 roku, piszą między innymi o potrzebie reformy szkolnictwa i zwrotu do gospodarki wolnorynkowej. Początkowo działają jako nielegalna organizacja i dopiero w 1989 reżimowe władze pozwalają im na legalizację.
Zamiast bezpośrednio atakować rządy komunistyczne stworzymy małe wyspy wolności, powiązane ze sobą kręgi i stowarzyszenia społeczne, które, kiedy nadejdzie chwila, będzie można połączyć, by zmienić system.Viktor Orban w 1988 roku
Na początku lat 90. kierownictwo Fideszu zorientowało się jednak, że liberalne poglądy w kraju przechodzącym transformację są kulą u nogi w drodze do politycznego sukcesu. Dostrzeżono jednak furtkę po prawej stronie sceny politycznej i partia zaczęła kroczyć w bardziej konserwatywnym kierunku. Poskutkowało to opuszczeniem struktur Fideszu przez kilku bliskich politycznych towarzyszy Orbana, ale on sam stał się przewodniczącym partii. To był początek konserwatywnej ewolucji partii, która pod jego wodzą zbierała poparcie Węgrów na prawo od centrum.
Ucieczka po rynnie
Bruksela, ostatni piątkowy wieczór listopada 2020 roku. Policja dostaje zgłoszenie o nielegalnej seksimprezie. Nielegalnej, bo wbrew obowiązującym w Belgii obostrzeniom, udział w niej bierze ponad 20 osób. Media donoszą, że większość z nich stanowili mężczyźni.
Jeden z uczestników orgii próbuje uciec przed interweniującymi funkcjonariuszami, zsuwając się po rynnie. To konserwatywny europoseł Jozsef Szajer z węgierskiego Fideszu, u którego policjanci znaleźli tego wieczoru również narkotyki. Do udziału w seksparty 59-latek - orędownik tradycyjnego modelu rodziny, złożonej z kobiety i mężczyzny - przyznaje się we wtorek, dwa dni po złożeniu rezygnacji z mandatu w Parlamencie Europejskim, który piastował od 2004 roku. Zażywaniu narkotyków w czasie orgii zaprzecza. Potem występuje z partii Viktora Orbana - ugrupowania, którego był fundamentem.
Jozsef Szajer nie był zwykłym szeregowym politykiem Fideszu. Był z Orbanem już w marcu 1988 roku. Potem przez lata 90., aż do wejścia Węgier do Unii Europejskiej, był przewodniczącym frakcji parlamentarnej Fideszu. Tuż przed akcesją był także przez cztery lata przewodniczącym parlamentarnej komisji integracji europejskiej. - To on odpowiadał za przystąpienie Węgier do Unii - wskazuje prof. Bogdan Góralczyk z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego. - Był prawą ręką Viktora Orbana w Brukseli. Kiedy tylko węgierski premier tam pojechał, to przy każdej okazji spotykali się na lunchu czy obiedzie - dodaje.
- Był jednym z autorów węgierskiej konstytucji, co jest ważne dla całego środowiska Fideszu, ale też dla elektoratu. Mówiono nawet, że redagowano ją dosłownie na jego iPadzie. Domagał się tego, żeby w węgierskiej konstytucji znalazł się zapis o tym, że małżeństwo to dobrowolna wspólnota mężczyzny i kobiety. To jest coś, na czym bardzo mu zależało. I zostało to faktycznie wpisane do konstytucji - przypomina dr Dominik Héjj z Instytutu Europy Środkowej, redaktor naczelny portalu kropka.hu.
Nie tylko orgia
Czy seksskandal z udziałem eurodeputowanego wpłynie na partię Viktora Orbana i Fidesz straci w sondażach? - Myślę, że w żaden sposób nie wpłynie - uważa Héjj. Jak mówi, po pierwsze uznano w kierownictwie Fideszu, że Szajer ma sobie z tym poradzić sam i odcięto się od niego. - Orban w krótkim komunikacie powiedział, że to, co zrobił Szajer, nie mieści się w wartościach reprezentowanych przez wspólnotę polityczną, ale nie można zapomnieć o 30 latach jego wkładu i pracy na rzecz Węgier. Kiedy Szajer składał mandat, to frakcja Fidesz podziękowała mu za to, że wartości demokracji chrześcijańskiej, konserwatyzmu znalazły swoje miejsce na scenie politycznej w Parlamencie Europejskim - dodaje Héjj.
Zauważa, że wyborcy Fideszu w dużej mierze skupieni są poza Budapesztem, co oznacza, że postrzegają rzeczywistość przez pryzmat mediów, a w mediach prorządowych o tej sprawie prawie nie ma nic bądź jest tylko wzmianka. - Stara się przypominać dwie rzeczy. Z jednej strony, że afery obyczajowe były też w innych środowiskach politycznych. A z drugiej, węgierskie państwo uznało, iż nie można wykluczyć, że za sprawą Szajera stoją służby, konkretnie niemieckie - wylicza Héjj. Co więcej, "Szajer był europosłem, w związku z tym bardzo łatwo jest namalować narrację, że uległ czemuś na Zachodzie". - On nie miał takiego dużego rezonowania na politykę krajową. Natomiast też inne skandale, które były wokół Fideszu, pokazują, że to się w ogóle nie przekłada na poparcie - dodaje Héjj.
Jakie to skandale? Tuż przed wyborami samorządowymi na Węgrzech w 2019 roku wybuchła afera ze startującym na burmistrza miasta Gyor Zsoltem Borkaiem z Fideszu. Polityk stał się bohaterem obiegającego internet wideo z seksimprezy na jachcie. I wybory wygrał. - Wystartował formalnie bez poparcia Fideszu, ale partia nie wystawiła mu kontrkandydata w tym okręgu. Faktycznie podał się później do dymisji, natomiast dobrze żyje. To nie miało specjalnych konsekwencji tak naprawdę - ocenia Héjj.
I przypomina jeszcze jedną aferę z tego roku, która w przeciwieństwie do pozostałych była dodatkowo przestępstwem, gdy na komputerze byłego ambasadora Węgier w Peru Gabora Kalety'ego odkryto kilkanaście tysięcy plików z dziecięcą pornografią. W lipcu tego roku Kaleta został skazany, w sierpniu wyrok się uprawomocnił.
"Dość ograniczony system medialny"
Trzy skandale, które potencjalnie mogłyby zdmuchnąć ze sceny politycznej nawet najsilniejszą partię, a co najmniej ją osłabić. Fidesz tymczasem ani drgnie. Jednej z przyczyn takiego stanu rzeczy Héjj upatruje w systemie medialnym Węgier. - Ponieważ system medialny na Węgrzech jest dość ograniczony - tak to nazwijmy - w możliwościach swojego przekazu, to wyborcy, elektorat korzysta z tych środków przekazu, które są mu dostępne. Czyli tych, które są mu w zasadzie podarowane przez rząd - wyjaśnia.
W związku z tym w przypadku Borkaia chociażby wyborcy-odbiorcy rządowych mediów dostali przekaz, że to "człowiek honorowy". - Popełnił błąd, przeprosił rodzinę. Co więcej, pokazał się z tą rodziną, żona powiedziała, że mu wybaczyła, on odszedł z Fideszu. Orban tak naprawdę go nie potępił - wymienia Héjj.
Jego zdaniem, wielka krzywda nie stanie się Szajerowi. - Myślę, że schowają go na jakiś czas. Doradzać na pewno będzie. Myślę, że wypłynie w jakiejś radzie nadzorczej, być może pojawi się w jakiejś spółce zależnej poza granicami Węgier. On jest zbyt ważną postacią. Nie tylko z racji bycia pewnym rdzeniem ideowym ugrupowania. Jest też człowiekiem, który za dużo wie. Będzie to raczej ugrane tak, żeby odciąć go od - nazwijmy to hejtu, z którym ma teraz do czynienia - uściśla Héjj. - Pytanie jeszcze, jaka będzie pozycja jego żony Tunde Hando. To znaczy, czy pozostanie sędzią sądu konstytucyjnego - najpewniej tak - czy też będą próbowali ją przekonać do tego, żeby zrzekła się tej funkcji. Aczkolwiek obstawiałbym, że pozostanie - dodaje.
Czym się różni konserwatyzm węgierski od polskiego?
Na małą siłę rażenia afer seksualnych w Fideszu ma też wpływ "inna niż w Polsce wrażliwość obyczajowa społeczeństwa węgierskiego", które zdecydowanie więcej rzeczy jest w stanie zaakceptować poprzez "uznanie ludzkiej słabości". - W związku z tym nie ma szans, żeby to jakkolwiek wpływało zasadniczo na funkcjonowanie tego ugrupowania. Orban też wpisuje się w tę narrację - nie atakuje ludzi, z którymi współpracował, uznając to za ich słabość. Uznając, że jeśli odejdą z polityki, to sprawa prywatna. Premier, członkowie rządu, stoją na stanowisku, że zagadnienia obyczajowe są wyłącznie osobistą sferą, w którą nikt nie ma prawa ingerować - wyjaśnia Héjj.
- Konserwatyzm węgierski i polski to dwie skrajnie różne rzeczy. Poprzez rolę Kościoła katolickiego w Polsce i na Węgrzech, przez to, że premier przynależy do protestanckiego Węgierskiego Kościoła Reformowanego, przez to, w jaki sposób poruszane są zagadnienia związane z aborcją na Węgrzech, związkami jednopłciowymi. To jest kategoria, która nieco nie mieści się w Polsce - kontynuuje Héjj. W wydaniu węgierskim konserwatyzm "to są między innymi wartości narodowe, to jest podkreślanie resentymentu do Trianon [traktatu po I wojnie światowej okrajającego znacznie Węgry czasów austrowęgierskich - red.], podkreślanie przynależnej pozycji, tego, że 'my nie jesteśmy małym państwem' (...), upominanie się o swoją diasporę, o swoją niesprawiedliwość, o rodzinę".
Inną różnicą węgierskiego konserwatyzmu w opozycji do polskiego jest podejście do komunistycznej przeszłości. - Po pierwsze, na Węgrzech nie było lustracji, po drugie - w otoczeniu premiera są ludzie, którzy wywodzą się ze starego systemu i nawet byli w nim bardzo wysoko. I oni nie są publicznie napiętnowani - wyjaśnia Héjj. Jednocześnie po roku 2010 udało się usunąć ze stanowisk ludzi z poprzedniego systemu, więc słyszanej niekiedy nad Wisłą "narracji o tym, że żyjemy wciąż w komunizmie", po Orbanie Héjj się nie spodziewa.
"Najwyższy czas!"
Stawiając na swój pojęty po węgiersku konserwatyzm Fidesz w 1998 roku wygrał wybory z 29-procentowym poparciem, zdobywając największą liczbę mandatów, a Orban został premierem. Pozostał na tym stanowisku do 2002 roku, kiedy Węgierska Partia Socjalistyczna odebrała mu władzę i utworzyła rząd ze Związkiem Wolnych Demokratów. Fidesz musiał pogodzić się z byciem w opozycji. Kolejne zwycięstwo miało jednak nadejść za niespełna dekadę, a ten czas partia wykorzystywała między innymi na zacieśnianie więzi z innymi prawicowymi ugrupowaniami.
Kampanię przed wyborami w 2010 roku Fidesz rozgrywał głównie kwestiami związanymi ze zwiększeniem praw Węgrów poza granicami kraju. Wobec trudnej gospodarczej sytuacji proponował pomoc w rozwoju przedsiębiorcom, walkę z bezrobociem i wprowadzenie dodatkowego podatku dla zagranicznych firm i wielkopowierzchniowych sklepów. Na sztandary wnoszono wyborcze hasło "Najwyższy czas!".
W wyborach wraz z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową (KDNP) Fidesz przejął władzę, zdobywając większość 2/3 głosów w parlamencie. Orban stanął na czele rządu, ciesząc się ponad 50-procentowym poparciem. Mając taki mandat, mógł bez przeszkód forsować swoje reformy, budować nowe i nieliberalne Węgry. Zmiany nadeszły, gdy nie ucichła jeszcze fala niezadowolenia po rządach poprzedników. Mocno zmieniono prawo wyborcze, przejęto media. Obniżono podatek od średnich i małych przedsiębiorstw, podwyższono zaś od dużych. Zlikwidowano prywatne fundusze emerytalne i rozszerzono zakres państwowej kontroli nad systemem bankowym i energetycznym.
W rok od objęcia władzy, po dziewięciu dniach debaty, bez konsultacji społecznych Fidesz uchwalił nową konstytucję, nazywaną konstytucją Orbana. Weszła w życie w 2012 roku. W konstytucji nazwę państwa zmieniono z "Republiki Węgierskiej" na samo "Węgry". Kiedy Orban doszedł do władzy w 2010 roku, to "wykreował się jako przywódca wszystkich Węgrów, nie tylko zamieszkałych na terenie Republiki Węgierskiej" - mówi Góralczyk, wyjaśniając źródło zmiany nazwy.
W nowej konstytucji umieszczono także przepisy mówiące o ochronie życia ludzkiego od poczęcia oraz małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. We wprowadzanych niemal równolegle zmianach ograniczono uprawnienia sądu konstytucyjnego, odebrano część kompetencji samorządom, na nowo zdefiniowano wyznawane wartości. Mniej liberalnych, demokratycznych zasad, więcej konserwatyzmu.
Nie wszystkim zmiany się spodobały i ludzie w sprzeciwie wyszli na ulice. A Orban wszedł w spór z Brukselą. - Konflikt z Unią zaczął się natychmiast po dojściu Viktora Orbana do konstytucyjnej większości. Już w pierwszym roku jego rządów wybuchła bardzo głośna wtedy sprawa ustawy medialnej. Wtedy zaczął przejmować media, potem przejmował sądy, a w ostateczności rozmontował system checks and balances - równowagi i kontroli władz - wyjaśnia Góralczyk. - Wszystko na Węgrzech jest pod kontrolą egzekutywy, czyli rządu, czytaj - Viktora Orbana. Wielu politykom i społeczeństwu podoba się to, że jest politykiem sprawnym, zręcznym, decyzyjnym, ma dobre relacje z wielkimi politykami w świecie - dodaje.
Konstytucyjnych zmian ciąg dalszy
Po czterech latach swobodnych rządów Fidesz ponownie dostał mandat społeczny do sprawowania władzy w kraju, zapewniając sobie miażdżącą większość w Zgromadzeniu Narodowym (133 na 199 mandatów). Ta kadencja upływała między innymi pod znakiem dalszych zmian w mediach, walki z amerykańskim miliarderem, inwestorem giełdowym i filantropem Georgem Sorosem, ale największym wyzwaniem dla rządu Orbana stał się kryzys migracyjny 2015 roku. Premier sprzeciwiał się przyjmowaniu imigrantów i podejmował działania, które miały oddalić od tego Węgry. Chciał pokazać w ten sposób obywatelom, że walczy o interesy narodu w Unii Europejskiej, tym samym pogłębiając swój spór z Brukselą.
Trzecie z rzędu zwycięstwo Fideszu (w koalicji z KDNP) w 2018 potwierdziło dominację ugrupowania na węgierskiej scenie politycznej. A rząd Orbana mógł dalej prowadzić swoją politykę w duchu konserwatyzmu. Kontynuuje ją zresztą do dziś. W listopadzie węgierski rząd zaproponował wpisanie do konstytucji poprawki mówiącej o wychowywaniu dzieci zgodnie z chrześcijańską interpretacją ról płciowych. Napisano w niej, że "podstawą więzi rodzinnej jest małżeństwo oraz relacja rodzica z dzieckiem" oraz że "matką jest kobieta, a ojcem mężczyzna". W projekcie napisano również, że Węgry "chronią prawo dzieci do tożsamości płciowej, z którą się urodziły".
Złożono także poprawkę do kodeksu cywilnego, zgodnie z którą dziecko może być adoptowane tylko przez małżonków - wyjątkiem jest adopcja przez krewnych lub małżonka rodzica. Dotąd dziecko mogło być adoptowane również przez osobę samotną. W poprawce napisano, że zapewnia ona "edukację zgodną z wartościami opartymi na tożsamości konstytucyjnej Węgier i kulturze chrześcijańskiej".
Wcześniej, w maju, na Węgrzech przyjęto ustawę, która zakazuje osobom transpłciowym zmiany płci w oficjalnych dokumentach na inną niż określona przy narodzinach. - Teraz przepis ten zostanie wpisany do ustawy zasadniczej, jednakże wciąż istnieje instytucja rejestrowanych związków partnerskich, której póki co rządowa koalicja nie nowelizuje - mówi Héjj. Niemniej, węgierska społeczność LGBT obawia się, że może stać się celem skoordynowanych ataków politycznych przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w 2022 roku.
Orban nie zmienia też swojej retoryki suwerenności kraju i niezależności od unijnych instytucji. Ostatnim orężem w starciu z Brukselą jest groźba weta unijnego pakietu budżetowego. A wszystko dlatego, że Orban nie zgadza się na mechanizm wiążący wypłatę unijnych pieniędzy z praworządnością. Podobne stanowisko wyraża także Polska.
Jak ten ruch Orbana przyjmą wyborcy? - Myślę, że Węgrzy już mają wyrobione zdanie - uważa Góralczyk. - Podstawowy problem jest taki, że na Węgrzech nie ma alternatywy programowej, politycznej i osobowej dla jednorękich rządów Viktora Orbana. On przez te 10 lat kompletnie zgrillował opozycję. Na Węgrzech nie ma żadnej silnej partii opozycyjnej, jest kilka rozbitych i słabych - dodaje.
Za to Orban skutecznie buduje wokół siebie opinię, że bez niego partia, a także państwo, nie będą w stanie długo prawidłowo funkcjonować. Wielu w to wierzy, a wyrazem tego jest wyborcze poparcie. - Dopóki same nie popełnią jakiegoś zasadniczego błędu, to takie reżimy trwają. Ale potem gwałtownie mogą się załamać. I nie wiadomo, co będzie tą iskrą. Być może nie sprawa Szajera, ale jakaś inna może taką być - ocenia Góralczyk.
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: DAINA LE LARDIC/UE