|

Wolny pokój

barry
barry

Prezes PiS straszył uchodźcami, że mają pasożyty, więc Bodzia i Piotr postanowili sprawdzić, czy jest się czego bać. Marcin z rodziną przekonali się podczas pandemii i zamknięcia w domu, ile mają, więc "postanowili wyjść ze swojej strefy komfortu".

Artykuł dostępny w subskrypcji

- To musi być rzeczywiście ciekawa organizacja, skoro zostało jej poświęcone tyle miejsca na stronie - powiedział do partnerki Piotr, czytelnik także prawicowych mediów.

Czytał o międzynarodowym ruchu Refugees Welcome, który powstał w Niemczech w 2015 roku w czasie kryzysu uchodźczego jako oddolna inicjatywa. Działa już w 16 krajach na świecie. Dzięki niemu prawie 1200 uchodźców znalazło nowy dom u lokalnych mieszkańców. W Polsce fundacja działa w Warszawie i Łomży. Dla porównania w Niemczech - w każdym z 16 landów.

Duże wrażenie na jego partnerce Bogusławie wywarły słowa prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego o różnego rodzaju pasożytach, pierwotniakach, które miały nie być groźne w organizmach uchodźców, jednak miały one stanowić zagrożenie dla prawdziwych z krwi i kości Polaków, jak interpretowali te słowa niektórzy publicyści.

Kaczyński zastanawia się czy uchodźcy sprowadzą do Polski choroby
Kaczyński zastanawia się, czy uchodźcy sprowadzą do Polski choroby

Piotr odszedł od komputera, spojrzał na Bogusławę i zapytał, czy nie chcą sprawdzić na swojej skórze, czy rzeczywiście jest się czego bać.

Sprawdzili. Bogusława to jedna z najbardziej doświadczonych wolontariuszek z Polski. W swoim domu gościła już trzech uchodźców. Od września mieszka razem z jej rodziną Behram z Iranu.

Marcin razem z żoną Kasią i ich nastoletnią córką Zosią czuli, że mimo tego, że konflikt na Bliskim Wschodzie jest tak daleko, to i tak w jakimś stopniu ich dotyczy. Mieszkają w Płocku, mieście oddalonym od stolicy o ponad sto kilometrów. O ludziach, którzy przeciążonymi pontonami próbują dostać się przez Morze Śródziemne do Europy albo na piechotę pokonują granice kolejnych państw, idąc tygodniami, tylko słyszeli w mediach. Tak jak usłyszeli apel papieża Franciszka. - Niech każda parafia, każdy klasztor i każde sanktuarium przyjmą uchodźców. Po jednej rodzinie – wzywał we wrześniu 2015 roku na placu Świętego Piotra. Chcieli pomóc, ale od różnych organizacji, do których trafili, słyszeli, że nie ma za bardzo jak. Musiało minąć kolejne pięć lat.

Podczas lockdownu, surfując po internecie, Marcin znalazł Fundację Ocalenie. To "pod jej skrzydłami" działa program Refugees Welcome Polska. Mieli spore obawy. Pandemia COVID-19 uświadomiła im, że mają stabilną sytuację finansową, dach nad głową i siebie nawzajem. Ale bali się przyjąć zupełnie obcą osobę do domu. Z perspektywy czasu nie wiedzą, czy gdyby nie pandemia, zdecydowaliby się na tak odważny krok.

- Ta decyzja o przyjęciu kogoś do własnego domu była jednak całkiem dużym wyjściem z naszej strefy komfortu - wspomina Marcin.

***

Córka Marcina, gdy rodzice pojechali po ich nowego współlokatora, została w domu. Nie wiedziała, kto będzie nowym domownikiem. Była pełna obaw. Zastanawiała się, czy złapie z tą osobą dobry kontakt. Gdy rodzice przyjechali z Barrym, od razu zrobił na niej dobre wrażenie, bardzo wygadany. Poczuła, że się dogadają.

Marcin też to poczuł: - To będzie nasz chłopak, pomyślałem. I tak rzeczywiście się stało.  

Bogusława, choć czuła się przygotowana przez fundację do goszczenia uchodźcy, też miała obawy. Gdy weszły do kawiarni, z daleka zobaczyły młodą Kamerunkę siedzącą z fundacyjną opiekunką przy jednym ze stolików. Wyglądała na spokojną. Nie to, co Bogusława. Z córką poszła do łazienki uspokoić się. Zapytała o jej pierwsze wrażenie. - Ona ma takie smutne oczy, mamo - powiedziała sześcioletnia Olga. Bogusława się popłakała. Po chwili, gdy już suchymi oczami popatrzyła w oczy Chantal, zrozumiała, że pasują do siebie. Tak to wspomina. Był 2017 rok.

Strach ma wielkie oczy. Czy się bała? Bodzia, bo tak w rodzinie wszyscy mówią na Bogusławę, przyznaje, że bardzo. "Że ludzie, jak się dowiedzą o czarnoskórej lokatorce, spalą im dom, że ktoś zrobi kobiecie z Afryki krzywdę". - Wyobrażałam sobie, że ci wszyscy ludzie sobie tak myślą, że my ściągamy takie nieszczęście na nasz kraj i w obawie o swoje dzieci zrobią i nam krzywdę. Ja się bardzo bałam – mówi.

Co jeszcze czuła? Radość. Kiedyś chciała mieć więcej niż jedno dziecko. Gdy zamieszkała z nimi Kamerunka, śmiała się, że zyskała drugą córkę "i to już taką super, bo odchowaną". Chantal, kiedy zamieszkała w Warszawie z Bogusławą i Piotrem oraz ich córeczką, miała 28 lat. Do Bodzi mówiła "maman", a do Piotra "papa".

Natalia Borysławska z fundacji Ocalenie podkreśla, że najtrudniejsze w przyjęciu uchodźcy do swojego domu azylu jest pokonanie swojego lęku. - A zaproszenie kogoś i to jeszcze z zupełnie innego kręgu kulturowego jest naprawdę trudne – podkreśla opiekunka wolontariuszy.

Nie tylko dla gospodarzy.

Bogusława, zanim wprowadziła się do niej Chantal, uprzedziła sąsiadów, że zwiększy im się liczba domowników. Ich pierwsza reakcja była dla niej szokująca. - Pytali, czy rzeczywiście zdajemy sobie sprawę, że bierzemy sobie terrorystę pod dach. Jeszcze inni pytali się, czy nie boi się tych obcych bakterii – opowiada.

Była przerażona, ale reakcją ludzi na kogoś, kogo nawet nie widzieli. Zorganizowała sąsiedzkie spotkanie, żeby wszyscy mogli poznać Chantal osobiście. Ta sama sąsiadka, która wcześniej pytała o obce bakterie, po jakimś czasie zapytała pochodzącą z Kamerunu kobietę, czy w wolnej chwili mogłaby się zająć jej dziećmi.

 - Gdy poznasz kogoś innego, po czasie zauważasz, że nie ma między wami różnicy - wspomina. Sąsiadka powierzyła już Chantal pod opiekę własne dzieci.

Lęk Bodzi przeminął z czasem. Radość z goszczenia uchodźczyni pozostała.

***

Pokój Barry'ego
Pokój Barry'ego

Kasia, żona Marcina, też miała obawy. Od początku brała pod uwagę, że w każdej chwili może chcieć się wycofać z umowy z fundacją. Bała się reakcji sąsiadów. Innych.

Dobrze pamięta pierwszą wspólną wizytę z Barrym w osiedlowym sklepie. Ekspedientki nic nie powiedziały, uśmiechały się życzliwie. Sąsiedzi nie odwracali na ich widok głów, witali typowym skinieniem głowy. Strach ustępował miejsca zadowoleniu.

Teraz śmieją się z tego, czego bał się w związku z nowym lokatorem Marcin. A bał się, że nie uda utrzymać się w mieszkaniu… porządku, jaki zawsze lubił mieć. Szybko przekonał się, że z Barrym, który ma 30 lat, łączy go więcej, niż mógł się spodziewać – potrzeba ładu wokół właśnie.

- Wcześniej sobie myślałam: Boże, aż trzy miesiące, bo na tyle podpisuje się pierwszą umowę z fundacją, później można ją przedłużyć o kolejne trzy. Teraz sobie myślę, że to tak szybko minęło. Gdy minął ten okres, zrobiło mi się strasznie przykro. Na szczęście Barry został z nami dłużej – mówi nastoletnia Zosia, córka Kasi i Marcina.

***

Gdy przestali się oglądać na innych, zaczęli przyglądać się sobie.

Barry nie przestaje zadziwiać Marcina. Po tym, jak przekonał się o pedantycznym usposobieniu gościa, odkrył, że… słuchają tej samej muzyki. On tu w Polsce, a Barry w swoim domu, w maleńkim biednym państwie w zachodniej Afryce podrygują w rytm reggae. W szczególności lubią słuchać piosenek Boba Marleya.

I jeszcze wtedy nie potrafił ukryć swojego zdziwienia: - Przyjeżdża do nas facet - nauczyciel z zawodu. Zapytał któregoś dnia, czy czytam Zygmunta Baumana, jego ulubionego socjologa. Z perspektywy czasu jest mu głupio. Bo Marcin interesuje się kulturą żydowską, Bauman miał żydowskie pochodzenie, poruszał w swoich pracach wątek judaizmu, a jednak przed przyjazdem Barry'ego rzadko czytał tego filozofa. Częściej robił to, jak się okazało, uchodźca pochodzący z Gwinei.

Pobyt Afrykańczyka sprawił, że Marcin jeszcze bardziej zrozumiał komfort, w jakim żyje. Mógł pomstować na warunki w polskich publicznych szkołach, na nauczanie zdalne i zastanawiać się, jak niedorzeczne wydają się niektóre problemy w obliczu miejsc na świecie, gdzie i bez pandemii jest ciężko. Jak zachować dystans społeczny w klasie, w której jest 70 uczniów, a większość stoi, bo jest tylko parę miejsc siedzących. Klas jest tyle, że zajęcia trwają bez przerwy od rana do nocy. Takie warunki w pracy miał Barry.

***

Marcin, Kasia, Zosia i Barry
Marcin, Kasia, Zosia i Barry

Marcin i jego rodzina deklarują, że są niewierzący. Ich przybysz z Gwinei jest muzułmaninem.

- Każdy chrześcijanin powinien to usłyszeć, żeby przestać w końcu wierzyć, że każdy muzułmanin to terrorysta. Barry powiedział: "muzułmanin, który nie wierzy w Jezusa, nie jest prawdziwym muzułmaninem". Zaczął wymieniać wszystkich naszych wspólnych proroków. Wszystko, co nas łączy - Marcin był zaskoczony, że jest tych rzeczy aż tyle. Dogadywali się. Przy okazji rodzice odkryli, że ich córka bardzo dobrze mówi po angielsku. Podczas lockdownu Barry uczył ich francuskiego, który jest językiem urzędowym w kraju, z którego pochodzi. W Polsce również znalazł pracę lektora.

- Myślę, że język to żadna przeszkoda. Jak jest chęć się dogadać, to wspólny język się znajdzie - po dłuższym zastanowieniu dodaje Bogusława.

To wolontariusze fundacji decydują, kto trafi do jakiego domu. Przyjeżdżający do Polski uchodźcy mówią w różnych językach. Zazwyczaj jest to język rosyjski i angielski. Dlatego podopieczni fundacji chodzą na kursy języka polskiego.

***

Bodzia każdego nowego lokatora wita chlebem i solą
Bodzia każdego nowego lokatora wita chlebem i solą

Ile oni dają, uchodźcy wiedzą. Potrafią docenić to, co otrzymują w zamian.

Bogusławę najbardziej zaskoczyło, jak człowiek, któremu zapewni się podstawowe potrzeby – dach nad głową, jedzenie, powie mu się dobre słowo – szybko potrafi się zmienić.

- Jak przyjeżdżają, to często kładą się w łóżku i przykrywają się kocem. Gdy stworzy im się podstawowe warunki do życia, to oni zaczynają powoli rozkwitać. Bardzo szybko chcą się usamodzielnić – opowiada Bogusława. Kobieta bardzo się cieszy, że mogła mieszkać z praktykującym muzułmaninem, który modlił się w kierunku Mekki pięć razy dziennie. U niej w domu był to kierunek akurat na drzwi wejściowe. Pięć razy dziennie bił te pokłony.

Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że Chantal, która w swoim kraju przeszła przez piekło, spała u niej spokojnie.

To jej pobyt najbardziej zmienił Bogusławę. Dziewczyna z Afryki zwróciła jej uwagę na rzeczy, nad którymi wcześniej się nie zastanawiała. Dobrze pamięta, gdy w pierwszych dniach jej obecności w Polsce tłumaczyła jej, jak działa pralka. Krok po kroku opowiadała o każdej czynności, którą się robi przed włączeniem prania. Najbardziej Kamerunkę zdziwiło wlewanie płynu do zmiękczania ubrań.

- Po co? - zapytała zdziwiona Chantal.

Bogusława nie umiała jej odpowiedzieć.

- Innego dnia, gdy robiła porządek w lodówce - opowiada - Chantal zapytała, czemu niektóre produkty wyrzuca do kosza. Zaczęła jej tłumaczyć, że na opakowaniu każdego produktu jest napisana data i gdy jej termin mija, to produkt należy wyrzucić. Znowu zapytała czemu, "przecież wygląda dobrze". Bogusława od tego czasu jest zero waste.

- Na każdym kroku mieszkanie z uchodźcami sprawiało, że zdawałam sobie sprawę, jak dużo mam. Że w Europie jesteśmy jak pączki w maśle. Jaka jest w tym nasza zasługa? Urodziliśmy się po prostu w lepszym miejscu – stwierdza Bogusława.

Zapytała ostatnio swoją córkę, jacy powinni być ludzie, którzy przyjmą obcą osobę do swojego domu. - Powinni być mili – odpowiedziała dziewięcioletnia już Olga.

A Bogusława wspomina ze wzruszeniem, jak Chantal śpiewała jej córce na dobranoc afrykańskie kołysanki.

Przyjęcie Barry'ego do domu zmieniło rodzinę Marcina. Jego córka zapamiętała dzień, w którym Barry bardzo chciał zrobić dla nich deser z kaszy tapioki. Zaangażowała się w to cała rodzina. Poszukiwania trwały dobrych parę dni. - Barry tak się cieszył, kiedy ciocia przyniosła mu tę kaszę. Ta radość była taka niezwykła. Nigdy czegoś takiego nie widziałam – opowiada Zosia.

Jak i tego, jak Barry przez pierwsze dni nie mógł zrozumieć, w jaki sposób działa kuchenka elektryczna w kuchni w jego nowym domu. W swojej rodzinnej wiosce musiał wcześniej nanieść drewna, żeby zagotować wodę. Marcin zrozumiał wtedy, że odnaleźć szczęście można chociażby doceniając to, że wstawienie wody na herbatę jest takie proste.

- Łatwo nienawidzić kogoś obcego, jakąś abstrakcję. Obcy, gej, Żyd, ateista, czarny, ale jak człowiek zaczyna z nim rozmawiać, wszystko się zmienia. Ludzie nienawidzą innych, bo ich nie znają. To, co obce, wydaje się straszne. Wystarczy chwila, żeby to się zmieniło – mówi tata Zosi.

Bogusława dobrze pamięta pewien wieczór, gdy Chantal wróciła do domu smutna. Okazało się, że mężczyzna obok którego usiadła w metrze, zmienił miejsce. Kamerunka odniosła wrażenie, że chodziło o jej kolor skóry. Bogusława przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. Po chwili zaczęła się śmiać. - Jeżeli ktoś się przesiada w metrze, bo ty masz więcej melatoniny w skórze, to mnie to śmieszy – odpowiedziała.

Kolor skóry to według Bogusławy tylko kwestia przyzwyczajenia. Jej córka podsumowała to w trafny sposób. - To trochę tak, jakbyś cały czas zwracał uwagę na to, jakiego koloru ma ktoś sweter – ocenia dziewięciolatka.

Uchodźcy u Bogusławy mieszkają w pokoju, który był kiedyś pokojem do jogi.

- Jak dziś o tym myślę, to mnie to trochę zadziwia. Teraz ten pokój to dla kogoś dom. Coś dobrego. A jogę mogę przecież uprawiać wszędzie. Cały świat jest moją matą do jogi. 

Bogusława dała dom trzem uchodźcom.

- Człowiek kiedyś będzie robił bilans swojego życia. Nie będzie ważne wtedy to, co miał i jakie rzeczy materialne zdobył. Ja w tym momencie na pewno pomyślę o swojej córce, mojej żonie i na pewno o momencie, kiedy pomogłem komuś, i tak jak Barry'emu dałem dom. W zasadzie więcej dostałem, niż dałem – ze łzami w oczach mówi Marcin.

Zwraca uwagę również na ideę najważniejszego święta w Polsce. W Wigilię Bożego Narodzenia w polskich domach zostawiamy jedno wolne miejsce dla przybysza.

- Jeżeli uświadomisz sobie, jak łatwo jest pomóc, to wszystko jest prostsze. Pomyśl, w jak dobrej sytuacji jesteś – nie ma wojny, strzałów na ulicach, możesz wyjść ze swojej strefy komfortu na swoich zasadach. Nie tylko kliknąć "lubię to" na Facebooku. Możesz komuś pomóc życie odbudować. Niewiele stracisz, a możesz przecież tyle zyskać.

Barry z Gwinei. "To będzie nasz chłopak, pomyślałem. I tak rzeczywiście się stało"
Barry z Gwinei. "To będzie nasz chłopak, pomyślałem. I tak rzeczywiście się stało"

***

Święta Marcina będą inne niż dotychczas. Nie spędzi ich z całą dużą rodziną – jest pandemia, są obostrzenia i strach przed narażeniem bliskich z grupy ryzyka na zakażenie koronawirusem. Do stołu z nim, jego żoną i córką usiądzie Barry z Gwinei. I trzyosobowa ukraińska rodzina - Katia, Igor i ich syn. Żona Marcina uczy ich języka polskiego. Nie pojadą na Ukrainę ze względu na epidemię. Nie będą jednak sami. Marcin mówi, że pomimo niespodziewanych gości przy swoim wigilijnym stole i tak zostawią puste miejsce.

Talerz i krzesło na zbłąkanego wędrowca czekać będą też przy stole Bogusławy. Święta jak zwykle spędzi w domku na Kaszubach, tylko z najbliższymi. Mówi jeszcze, że często wraca myślami do jednej z Wigilii z dzieciństwa. Jej tata pracował wtedy w stoczni, długo nie wracał z pracy. Wszystko gotowe, na niebie już dawno zabłysła pierwsza gwiazdka, tylko ojca nie było. W końcu jest! Nie sam, z kolegą z pracy. Mężczyzna był bez nogi, nikt go nie znał. Tata powiedział, że znajomy nie miał z kim usiąść do wigilijnego stołu. Wydawało jej się wtedy, że ojciec popsuł im magię świąt. Jak trochę podrosła, doceniła. Dziś wie, że to jest właśnie ich istota.

***

W ramach programu Refugees Welcome Polska w domach Polaków zamieszkało do tej pory 33 uchodźców i uchodźczyń. Pochodzili z całego świata – Iranu, Iraku, Egiptu, Kamerunu, Jemenu, Nigerii, Gabonu, Gwinei, Tadżykistanu, Czeczenii i Palestyny. Wszyscy, którzy znaleźli dom w Polsce, podczas programu uczyli się języka polskiego na bezpłatnych kursach Fundacji Ocalenie. W fundacji mogli też korzystać z pomocy w szukaniu pracy, wsparcia prawnego i psychologicznego. Większość przybyszów, uczestniczących w programie Refugees Welcome, średnio po sześciu miesiącach usamodzielnia się, znajduje pracę i wynajmuje własne mieszkanie. Wielu z nich pomaga również nowym uczestnikom i uczestniczkom programu stanąć na nogi. Większość z nich po zakończeniu programu zostało na stałe w Polsce. Żeby zostać gospodarzem i przyjąć uchodźcę pod swój dach, wystarczy wypełnić formularz na stronie programu lub skontaktować się z Fundacją Ocalenie w mediach społecznościowych. Kryterium to wolny pokój.

Refugees Welcome Polska
Program "Refugees Welcome". W domach Polaków zamieszkało do tej pory 33 uchodźców i uchodźczyń
Źródło: Refugees Welcome
Czytaj także: