Premium

Zupa z byle czego i pocerowane rajstopy. Tak się żyje w polskim Biedańsku

Zdjęcie: Shutterstock

"Te dane powinny nami wstrząsnąć" - tym zdaniem zaczyna się raport o biedzie i o ludziach żyjących w "Biedańsku", na "ulicy Bezradnej" i na "Osiedlu Niespokojnej Starości". Na przeżycie jednego dnia mają średnio trzydzieści złotych. Często mniej. - Skrajne ubóstwo w Polsce dotyczy już prawie dwóch i pół miliona osób, w tym pół miliona dzieci - mówi nam Joanna Sadzik, prezeska zarządu Stowarzyszenia Wiosna, organizującego akcję Szlachetna Paczka.

"Raport o biedzie. Biedańsk", przygotowany przez Szlachetną Paczkę, powstał m.in. na bazie danych Głównego Urzędu Statystycznego i "Poverty Watch" za 2023 r. Jego autorzy zwracają uwagę, że w ubiegłym roku "ludność Biedańska zwiększyła się o 47 proc. Ostatni raz tylu mieszkańców Biedańsk miał w 2015 r.". Wpływ na to miała m.in. migracja.

SPRAWDŹ, JAK WESPRZEĆ SZLACHETNĄ PACZKĘ >>>

Marcin Zaborski: Przepraszam, którędy na Biedańsk?

Joanna Sadzik, prezeska zarządu Stowarzyszenia Wiosna: To niedaleko. Wystarczy stanąć w miejscu, obrócić się dookoła i dobrze rozejrzeć wokół siebie. Nie wierzę, że w linii naszego wzroku nie znajdzie się ktoś, kto może żyć właśnie w Biedańsku.

Skoro to największe miasto w Polsce - jak piszecie w swoim raporcie - dlaczego tak łatwo go nie zauważyć?

Bo to coś tak wstrząsająco niewygodnego.

Przypominamy sobie o tym czasami, gdy sami zmagamy się z tym problemem albo gdy czujemy, że naprawdę możemy komuś pomóc, czyli na przykład przy okazji robienia Szlachetnej Paczki. To świetna tradycja - skrzykujemy się przed świętami i wspieramy jedną z rodzin...

…żyjącą gdzieś na ulicy Bezradnej albo Bezsilnej. A takich rodzin, jak się okazuje, jest znowu więcej.

Oficjalne dane za 2023 rok mówią o tym, że dwa i pół miliona ludzi żyje w Polsce poniżej granicy, która zakłada, że mamy wystarczające środki na przeżycie.

Trzeba też jednak pamiętać, że te statystyki dotyczą tylko gospodarstw domowych, a to znaczy, że pomijają wiele osób, na przykład tych przebywających w ośrodkach samotnej matki, ośrodkach wsparcia, domach opieki albo w schroniskach dla osób bezdomnych. To znaczy, że osób żyjących w skrajnym ubóstwie mamy jeszcze więcej, niż pokazują to oficjalne dane GUS-u.

Na przeżycie mają często 30 złotych dziennie. Nierzadko mniej?

Na przykład pani Wanda, która była kierowcą samochodu ciężarowego. Zdarzyła się jej kontuzja nogi i potrzebna była bardzo skomplikowana operacja. Gdy kobieta wyszła ze szpitala, okazało się, że pracodawca nie płaci jej chorobowego. Potem wyszło na jaw, że nie były opłacane jej składki zusowskie, o czym nic nie wiedziała. Tu też więc nie może liczyć na żadne pieniądze. Walczy teraz o nie w sądzie, ale to może potrwać kilka miesięcy, a może nawet dwa lata.

Tymczasem pani Wanda nie ma nic.

Sąsiedzi zgłosili ją do ośrodka pomocy społecznej, gdzie też był kłopot z uzyskaniem wsparcia, ponieważ oficjalnie jeszcze przed chwilą miała całkiem dobre zarobki. Ale nie takie, żeby mogła cokolwiek odłożyć. Pomagają jej sąsiedzi, którzy dzielą się z nią żywnością. I dzięki temu żyje, ale ma odłączony prąd, telefon, telewizję. A wszystko zdarzyło się z dnia na dzień.

To jest sytuacja, która może dotyczyć każdego z nas.

Dane z "Raportu o biedzie" Szlachetnej Paczki (2024)Szlachetna Paczka / tvn24.pl

Często się tak zaczyna - od jednej przewróconej kostki domina, która porusza kolejne i napędza spiralę biedy?

Kiedy czytam historie rodzin, do których docierają nasi wolontariusze, często zastanawiam się, co jeszcze może je spotkać. Jak wiele nieszczęść może przytrafić się jednemu człowiekowi? Na przykład wypadek, który uniemożliwia komuś wykonywanie zawodu, sprawia, że trzeba się przekwalifikować. A to często ogromne wyzwanie, szczególnie gdy ma się na przykład pięćdziesiąt kilka lat.

Ale w waszym raporcie są też dużo trudniejsze historie. Na przykład to, co spotkało panią Joannę. Dręczona przez przemocowego męża, bita w czasie ciąży, rodzi martwe dziecko. Ucieka do rodziców, popada w depresję, a potem zmaga się z kolejnymi chorobami - zanik mięśni, cukrzyca, problemy z tarczycą i sercem. Organizm jakby się poddał i przestał o siebie walczyć.

Często tak jest, że nieszczęścia się przyciągają…

Pani Anna - mama trójki dzieci, z czwartym w ciąży. Zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Ma bardzo ładny dom z ogrodem, więc gdy ktoś patrzy na to z boku, pewnie nie spodziewa się kłopotów. Tymczasem u dwojga dzieci całkiem niedawno wykryto chorobę genetyczną, która się pogłębia i sprawia, że ich życie będzie krótsze. Kilka miesięcy temu mama musiała zostać z nimi w domu, a potem dowiedziała się, że jej mąż ma nowotwór i też nie może pracować, bo jest w trakcie leczenia. Dostaje zasiłek chorobowy, który za chwilę się skończy, bo jest wypłacany tylko przez kilka miesięcy. Ich życie obróciło się nagle o 180 stopni.

A w systemie opieki społecznej wystarczy mieć 776 złotych na miesiąc (granica ubóstwa ustawowego w przypadku gospodarstwa rodzinnego jednoosobowego - przyp. red.), żeby nie być skrajnie biednym.

Więcej wydaję na podstawowe rachunki. Prąd, gaz, woda, śmieci, telefon i internet - każdy z nas wie, ile to kosztuje.

Bardzo często, gdy rozmawiam z osobami zawodowo zajmującymi się pomocą społeczną w samorządach, słyszę: pomóżcie! Szukają różnych sposobów, żeby wesprzeć kogoś potrzebującego, bo wiedzą, że sami nie mogą tego zrobić. Te formalne kryteria finansowe zamykają im często drogę do pomocy, choć jest ona ewidentnie potrzebna. I wtedy zgłaszają się na przykład do nas - do Szlachetnej Paczki. Dlatego współpracujemy z ośrodkami pomocy społecznej. Jest w nich wiele bardzo ciężko pracujących osób, które działają w wyjątkowo trudnych warunkach. Na co dzień widzą to, co poznają też nasi wolontariusze, odwiedzając rodziny, którym jest bardzo ciężko. Trudno sobie z tym poradzić. Chcielibyśmy przecież, żeby świat wyglądał zupełnie inaczej.

Opowieść o Biedańsku. Z "Raportu o biedzie"Szlachetna Paczka / tvn24.pl

Szczególnie, kiedy widzimy, że skrajne ubóstwo dotyczy kilkuset tysięcy dzieci…

Jest ich ponad pół miliona! Mamy w Polsce dzieci, które są głodne i mamy w Polsce dzieci, które są bezdomne.

Te głodne pojawiają się w wielu opisanych przez was historiach. "Nie ma nic gorszego dla matki niż głodne spojrzenia" - mówi jedna z potrzebujących. Od kiedy zlikwidowano zadania domowe, wymyśla je sama, żeby zająć czymś swoje dzieci. Chodzi o to, żeby za szybko nie wołały o kolację.

Słyszymy od wielu rodziców, że jedynym posiłkiem, jaki przygotowują dla dzieci, jest zupa, bo jest sycąca i da się ją zrobić z byle czego. Można do niej dołożyć na przykład jarzyny, których nie udało się komuś sprzedać, więc je wyrzucił. Te znalezione na śmietniku warzywa stają się dla wielu ratunkiem.

Tomasz, czterdziestolatek, mąż Elwiry chorującej na stwardnienie rozsiane, ojciec trójki dzieci, który mówi tak: "Kanapki, które żona robi mi do pracy, przynoszę z powrotem i podrzucam rano dzieciom do plecaków. Ja umiem sobie wytłumaczyć głód, ale co mam powiedzieć takim maluchom?".

I ktoś może powiedzieć, że są przecież programy wsparcia - choćby w szkole. Ale tu pojawiają się problemy. Po pierwsze to, jak obliczany jest próg dochodowy, który sprawia, że część dzieci nie może skorzystać z takich programów.

 Jeśli ktoś ma na przykład siedem tysięcy złotych przychodu, ale za swoje leki, które nie są refundowane, płaci co miesiąc sześć tysięcy, zostaje mu ledwie tysiąc na inne wydatki. Mimo to dziecko w szkole nie dostanie obiadu, bo kryterium dochodowe nie uwzględnia tych wydatków na leczenie. My - w Szlachetnej Paczce - bierzemy to pod uwagę i często okazuje się, że po odliczeniu wszystkich naprawdę niezbędnych wydatków jakiejś rodzinie nie zostaje absolutnie nic. Mają dziesięć złotych na minusie. Płacą za prąd co drugi miesiąc. I co drugi za gaz. Gorzej, gdy ktoś zachoruje chociażby na grypę. Wtedy już nie wystarcza na najprostsze leki. Ale tak właśnie powstaje pętla zadłużenia.

Dane z "Raportu o ubóstwie" Szlachetnej PaczkiSzlachetna Paczka / tvn24.pl

Czytam, że co trzecia rodzina włączona do Szlachetnej Paczki ma kredyt. Zdecydowana większość z nich spłaca pożyczki zaciągnięte dla utrzymania godnych warunków życia. Czyli to nie są raty za luksusy?

Dobrym przykładem jest paczka, którą organizuję dla rodziny w Krakowie. To jest pomoc dla kobiety, która po drugiej próbie samobójczej swojej córki, zrezygnowała z pracy na cały etat. Dzięki temu może zaprowadzać tę dziewczynkę do szkoły i odbierać ją po lekcjach. Pracuje na pół etatu, co wystarcza na wynajęcie mieszkania i opłacenie wszystkich rachunków. Dodatki z ośrodka pomocy społecznej pozwalają na wykup leków, bo obydwie są w terapii. Na szczęście terapeuta dla córki jest za darmo, ale dla matki już nie, bo musiałaby czekać w kolejce rok albo dłużej. Nie mają więc pieniędzy na buty czy ubrania, a przecież dziecko w podstawówce wciąż rośnie. Brakuje też ciepła w mieszkaniu. W tej chwili mają w pokoju szesnaście stopni, bo tylko do takiej temperatury ogrzewają elektrycznym grzejnikiem. Żeby rachunek za prąd nie był za duży.

W takim niedogrzanym mieszkaniu żyje też pani Ewa, która na przeżycie ma siedemnaście złotych dziennie. Mówi, że jedną kawę parzy po trzy razy, bo przecież wystarczy wysuszyć fusy i zmielić je ponownie.

Czasem, kiedy o tym czytam albo słucham, wydaje mi się, że wracamy do czasów z powieści czy nowel o tym, jak żyli ludzie na wsi w XIX wieku.

W Biedańsku nie wyrzuca się zepsutej pralki czy lodówki, tylko próbuje się ją wciąż naprawiać. I wciąż chodzi się w rajstopach, które od góry do dołu są pocerowane. Albo chodzi się kolejny rok w tych samych butach, które mają poklejoną podeszwę.

Wciąż widzicie dzieci, które nie mają swojego łóżka?

Tak, śpią na podłodze albo karimacie. Nie zapraszają innych do domu, bo się po prostu wstydzą. Same też do kolegów nie chodzą, bo brakuje im wspólnych tematów. Nie mają komputera, internetu, dostępu do gier. Wyglądają gorzej, zdarza się, że gorzej pachną. Nie przyniosą żadnego prezentu na urodziny, a gdy jest składkowa impreza, nie kupią na nią chipsów, więc po prostu nikt ich nie zaprasza.

W Biedańsku żyje ponad pół miliona dzieci Szlachetna Paczka / tvn24.pl

Ale spotykacie też rodziców, którzy się boją, że ich dzieci będą chciały studiować.

A wiemy przecież, że dobra edukacja jest gwarantem tego, że człowiek nie będzie głodny. To nie jest oczywiście przepustka do cudownego życia, ale im lepsza szkoła, tym większe szanse chociażby na znalezienie pracy. Tymczasem rzeczywiście trafiamy do domów, w których siedemnastolatkowie mówią nam, że zamierzają jak najszybciej skończyć naukę, bo chcą ulżyć rodzicom. Robi się z tego błędne koło.

Do głowy przychodzą różne myśli… Pani Ewa, która samodzielnie wychowuje pięciu synów, mówi tak: "Ze wszystkich momentów biedy najgorszy był ten, gdy pomyślałam, że oddam własne dzieci, by dłużej już nie cierpiały. To mnie ocuciło. Teraz walczę o nas ze wszystkich sił".

I to nie jedyny taki głos. Bardzo często słyszymy matki, które zastanawiają się, co byłoby lepsze dla ich dzieci. A problem jest coraz większy, bo w 2023 roku skrajne ubóstwo wśród dzieci wzrosło o jedną trzecią. Objęło 125 tysięcy dzieci więcej. Największy przyrost obserwujemy właśnie wśród najmłodszych, ale też wśród najstarszych. To często ludzie mieszkający w rejonach komunikacyjnie zaniedbanych, odciętych od reszty świata. Mają na przykład osiem kilometrów do przystanku, ale w zasadzie nie mają tam po co iść, bo autobus przyjeżdża tylko raz dziennie. Jak w takim miejscu szukać pracy?

W Biedańsku jest jeszcze Osiedle Niespokojnej Starości, tak je nazwaliście, a w nim spotykamy na przykład pana Teofila, który choruje na nowotwór. Na przeżycie dnia ma 13 złotych i mówi tak: "Dwa razy w miesiącu mam wlewki. Na jeden kurs autobusem do szpitala i z powrotem muszę odkładać trzy dni. Dobrze, że po chemii nie chce się jeść, to się jakoś wyrównuje".

Zasiłki na leczenie zwykle nie wystarczają. Niemal dwadzieścia procent rodzin w Szlachetnej Paczce nie jest w stanie opłacać leczenia. Co piąta recepta w Polsce nigdy nie będzie zrealizowana. To było dla mnie bardzo zaskakujące i sprawdzałam te dane kilka razy.

Wielu seniorów musi wybierać - zjeść coś ciepłego czy kupić leki. Wielu rezygnuje więc z wizyty w aptece. Osiemdziesiąt procent seniorów przyznaje, że z powodu oszczędności zdarza się im nie wykupić całości lub części recepty.

Przepis z "Raportu o biedzie" Szlachetnej PaczkiSzlachetna Paczka

A co powiedzieć panu Władysławowi, który mieszka w namiocie i przyznaje, że nie ma już siły, by żyć, ale brakuje mu odwagi, by umrzeć… Można dać mu jakąś nadzieję?

Można załatwić mu ciepłe obiady na kilka miesięcy. Można mu pomóc złożyć papiery z podaniem o mieszkanie socjalne. Można też wskazać miejsca, gdzie może szukać schronienia i mieć kawałek swojego kąta. A jeśli nie będzie chciał się nigdzie przenieść, można doposażyć mu namiot, dzięki czemu będzie mu cieplej zimą. I to się czasem udaje.

Znam osoby, które żyły w bezdomności - gdzieś w altanie, na działce - i usłyszały, że to one mogą komuś pomóc. Zostały wolontariuszami na przykład w hospicjum. Oprócz tego, że dostawały tam śniadanie, obiad i kolację, czuły się potrzebne i przynosiły innym nadzieję. Pozwoliło im to odzyskać to, co jest przynależne każdemu z nas, ale często o tym zapominamy. Godność. Takie osoby często przez to, że ją odzyskały i poczuły, że są jeszcze komuś potrzebne, zobaczyły na nowo swoją sprawczość. Przekonały się, że nie muszą już tylko czekać na śmierć, bo mogą jeszcze pomóc innym. A skoro tak, to może warto jeszcze o siebie zawalczyć.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chcesz uzyskać poradę lub wsparcie, tu znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc - zarówno dzieciom, jak i dorosłym >>>

Jedna z wypowiedzi w "Raporcie o biedzie" Szlachetnej PaczkiSzlachetna Paczka / tvn24.pl

Tyle, że ktoś musi pomóc im to zrozumieć. A to chyba nie jest łatwe?

Tym bardziej, że te osoby są często wykluczone cyfrowo. Warto to przypominać, bo wszystkie informacje o zasiłkach, dopłatach, domach samotnej matki, możliwości skorzystania z pomocy pielęgniarki środowiskowej są dostępne w internecie. A przecież osoba, która tej pomocy potrzebuje, często nie ma pieniędzy na opłacenie internetu. Nierzadko też nie umie z niego korzystać, więc nie znajdzie tej informacji. Jeśli więc nie spotka na swojej drodze kogoś, kto w prosty sposób wytłumaczy, dokąd pójść i gdzie zapytać o wsparcie, po prostu go nie znajdzie.

Politycy chętnie czytają wasz raport o biedzie?

(uśmiech) Co roku wykonuję w tej sprawie mrówczą pracę. Siadam przed komputerem i na stronach Sejmu i Senatu szukam adresów wszystkich posłów i senatorów. Każdemu z nich wysyłam ten raport, pisząc do każdego z osobna. Naprawdę żmudna robota…

Odpisują?

W zeszłym roku… troje odpisało. Ale często słyszę, że biura parlamentarzystów robią paczki razem z nami.

A zdarza się, że politycy wam nie wierzą? Mówią, że historie, które opowiadacie, są zmyślone, nieprawdziwe, naciągane?

Chyba dwa lata temu przy okazji publikacji raportu Szlachetnej Paczki usłyszeliśmy jeden mocny głos polityczki, której nazwiska z litości nie wymienię. Powiedziała wtedy, że przecież biedy w Polsce nie ma, a dzieci są objęte pomocą, bo mogą jeść obiady w szkole.

Może tak właśnie wyglądała rzeczywistość widziana z fotela ówczesnej pani minister odpowiedzialnej za sprawy rodziny…

Być może nie sprawdziła tego, jaki procent ubogich dzieci korzysta z tych darmowych obiadów. A wtedy widzieliśmy, że to tylko kilkanaście procent uczniów, którym się to należy. Przyczyny były bardzo różne - na przykład w części szkół nie ma stołówek, a nikt nie wpadł na to, że tym dzieciom trzeba coś innego zorganizować. Często rodzice tych dzieci nie upominali się o posiłki, a nierzadko w ogóle nie wiedzieli, że mogliby o nie zawalczyć.

Byłam na wielu wywiadówkach w klasach moich dzieci w szkole i nigdy nie usłyszałam, że jeśli ktoś ma trudną sytuację materialną, jego dzieciom należy się obiad. Po prostu nie było takiej informacji…

Raport, który szokuje. Dwa i pół miliona Polaków znajduje się w skrajnej biedzie
Raport, który szokuje. Dwa i pół miliona Polaków znajduje się w skrajnej biedzieMartyna Olkowicz/Fakty po Południu TVN24

Czyta pani internetowe komentarze i wpisy ludzi, którzy piszą: "Biedy nie ma!", "Nawet ci, którzy dostają zasiłki, mają w kieszeniach najnowsze telefony!".

(śmiech) Tak. Czytam, że ktoś chciał mieć czwórkę dzieci po to, żeby żyć z zasiłków… Jak słyszę, że da się w Polsce żyć z zasiłków, to ogarnia mnie śmiech. To po prostu nieprawda.

Trzeba mieć własne mieszkanie, najlepiej żeby było ogrzewane w tani sposób. Do tego trzeba być zdrowym i mieszkać w dużym mieście, w którym działają takie organizacje, jak Caritas czy Bank Żywności. Wtedy można by pomyśleć o życiu z zasiłków - ale czy to będzie godne życie? Moim zdaniem nie.

Naprawdę nie spotkałam w Szlachetnej Paczce osób, które miałyby kolejne dziecko z powodu 500 czy 800 Plus.

Jeszcze przed powodzią ponad dwa miliony Polaków żyło w mieszkaniach niespełniających norm dotyczących ochrony przed wilgocią. Teraz może być tylko gorzej, skoro za nami powódź, która wielu ludziom zabrała mieszkania, domy i nadzieję…

To jest bardzo trudny temat. Na terenach, przez które przeszła powódź, mamy przecież wciąż osoby, którym już wcześniej trzeba było pomagać. I ci ludzie zostali teraz zostawieni trochę sami sobie, dlatego że ci, którzy ich wcześniej wspierali, teraz sami potrzebują pomocy, usuwając skutki żywiołu. Na przykład starszym rodzicom wcześniej pomagały ich dzieci, ale teraz muszą odbudować swoje życie.

Czyli ta pomoc skończyła się z dnia na dzień…

Tak, cały system się załamał. Mnóstwo jest takich historii. Pani Halina jest na przykład rodziną zastępczą dla dwójki swoich wnucząt. Ich rodzice zginęli w wypadku. Dzieciaki mają rentę, rentę ma też ich babcia. Już wcześniej te dzieci chodziły w używanych ubraniach, korzystały z pomocy Banku Żywności, ale jakoś było. Ale teraz życie im odpłynęło... Mieszkają na parterze domu, który był zalany do pierwszego piętra. Budynek jest co prawda osuszony, ale na dobrą sprawę dopiero wiosną będzie widać, czy skutecznie. Na pewno trzeba teraz dużo mocniej ogrzewać to mieszkanie, a to znaczy, że rachunki za prąd będą dwa razy wyższe. Do tego powódź zabrała tej rodzinie wszystkie sprzęty elektroniczne. Laptop dzieciaków, pralka, kuchenka.

Gdy pytamy panią Halinę, czego im potrzeba, bezradnie rozkłada ręce. Nie jest w stanie powiedzieć, co jest im potrzebne.

Bo potrzebne jest wszystko?

Właśnie. Pani Halina mówi, że otworzyłaby szafy i pokazała nam, że są puste. Tyle, że nie ma szaf w jej mieszkaniu. Popłynęły razem z rzeką.

Szlachetna Paczka wystartowała ze swoją coroczną akcją. Dlaczego warto się zaangażować?
Szlachetna Paczka wystartowała ze swoją coroczną akcją. Dlaczego warto się zaangażować?Małgorzata Mielcarek/Fakty TVN

Boi się pani, że pomoc nie nadejdzie? I że któregoś razu Szlachetna Paczka po prostu się nie uda?

Boję się, że w tym roku się nie uda! Za każdym razem tak jest, ale w tym roku widzę, że mamy więcej potrzebujących niż wcześniej i bardzo często tymi potrzebującymi są osoby, które do tej pory robiły z nami Paczkę. Patrząc codziennie na nasze raporty z danymi, widzę, że naprawdę jest trudniej. I nie jestem pewna, czy wszystkie rodziny znajdą tym razem pomoc.

Wasze bazy są otwarte od kilku dni. I wciąż można wybierać rodziny, które czekają na wsparcie?

Tak, codziennie odwiedzamy mniej więcej tysiąc kolejnych rodzin i publikujemy ich historie na stronie Paczki. Tak będzie do początku grudnia. Planujemy dotrzeć do większej liczby rodzin niż w poprzednich latach, a to wymaga większego wsparcia tych, którzy nam pomagają. Potrzebujemy więc tych, którzy do tej pory nie włączali się w naszą akcję. Może na przykład obawiali się, że nie uda im się zorganizować paczki albo myśleli, że ich 100 złotych nie ma znaczenia. Ma ogromne znaczenie! W tym roku większe niż kiedykolwiek, bo mamy dużo więcej potrzebujących.

Czasem ich potrzeby są naprawdę zaskakująco skromne. Na przykład wizyta u fryzjera albo wymiana okularów, bo stare mają już trzydzieści lat!

I to są sprawy, które często odkładają z roku na rok. Powtarzają, że inni mają przecież ważniejsze potrzeby. Bo bez czerwonych korali albo nowej szminki da się żyć.

To o czym jeszcze marzą, jeśli już mówią o marzeniach?

Pan Piotr na przykład o nowym wózku, bo ten, na którym teraz się porusza, jest na tyle duży i ciężki, że nie może przecisnąć się przez drzwi jego mieszkania. Jest za szeroki. Największym marzeniem pana Piotra jest wyjść jeszcze z domu na zewnątrz, a bez wymiany wózka to się po prostu nie uda.

Z kolei siedmioletni Adam marzy o lalce, ale takiej, która byłaby chłopczykiem. Co prawda ma lalkę po starszej siostrze, ale ta lalka jest dziewczynką z długimi włosami. Adam ma niedawno zdiagnozowany autyzm, a jego mama musi poświęcić się jego rehabilitacji, więc nowe zabawki nie są na pierwszym miejscu listy zakupów. Nawet nie na drugim czy trzecim miejscu…

Pani Halina natomiast wstydziła się przyznać do swojego marzenia, ale w końcu zdradziła, że ucieszyłaby ją gofrownica. Gdy była młodą dziewczyną, wyjeżdżała z mężem do Sopotu i tam właśnie jadła pyszne gofry. Jej mąż zachorował i zmarł kilka lat temu, a ona żyje sama z niewielkiej emerytury. Mieszka na Śląsku, nad morze już nigdy nie pojedzie - tak mówi - ale tamten smak gofrów chciałaby sobie jeszcze przypomnieć.

Z raportu o biedzie: "Według danych GUS społeczność Biedańska w 2023 roku liczyła niemal 2,5 mln mieszkańców, co stanowi 6,6 proc. populacji Polski"Szlachetna Paczka

Joanna Sadzik - prezeska zarządu Stowarzyszenia Wiosna, organizującego akcję Szlachetna Paczka. Związana z Wiosną od 2012 roku, także w roli wolontariuszki Szlachetnej Paczki. Mieszka w Krakowie.

Autorka/Autor:Marcin Zaborski

Źródło: tvn24.pl

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam