Khing Hnin Wai nie spodziewała się tego. Jak co dzień poszła ćwiczyć fitness i nagrywać swoje postępy. Chciała mieć dobrą scenerię, a główna aleja stołecznego Naypyidaw, prowadząca do parlamentu, to zapewniała. Ta kilkunastopasmowa, szersza niż moskiewskie prospekty ulica może służyć jako lotniczy pas startowy. Świetnie nadaje się więc na ładne, szerokie tło. Khing Hnin Wai nagrała swoje poranne ćwiczenia i wrzuciła je do sieci. Ot, dzień jak co dzień.
Jakież było zdumienie Khing Hnin Wai, gdy jej filmik wkrótce stał się globalnym viralem: zawojował cały świat, doczekując się masy komentarzy w duchu "oto 2021", memów, a nawet przeróbek (z Trumpem tańczącym z nią w rytm levan polkki). Instruktorka fitness nagrała bowiem moment birmańskiego zamachu stanu: gdy ona wykonuje podskoki i macha rękami, za jej plecami jadą pojazdy opancerzone, by rozpędzić parlament.
W ten sposób Khing Hnin Wai stała się "dziewczyną z zamachu stanu", a jej filmik – gwarantowanym na lata symbolem birmańskiego puczu.
Porażka "zdyscyplinowanej demokracji"
Nie tylko Khing Hnin Wai się nie spodziewała. Inni Birmańczycy też byli w szoku, gdy 1 lutego rano obudzili się ponownie w kraju rządzonym przez juntę. Chociaż napięcia między rządem cywilnym a wpływową armią, po birmańsku Tatmadaw, rosły od przynajmniej miesiąca, zaś w tygodniu poprzedzającym zamach osiągnęły niebezpieczny poziom, powszechnie sądzono, że skonfliktowane strony znajdą porozumienie. Zakładano, iż generałom nie będzie opłacać się dokonanie zamachu stanu, skoro obecny system - "zdyscyplinowana demokracja" (sic!), zaprojektowana przez armię dekadę temu - gwarantuje wojsku współrządzenie krajem z tylnego siedzenia.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam