- Usłyszeliśmy z bardzo daleka pomruk artylerii - wspomina wydarzenia z końca stycznia 1945 roku 90-letni Zygmunt Bukowski. Hałas dochodził gdzieś ze wschodu. Do Poznania docierała właśnie kontrofensywa radziecka. Po chwili dwa pociski trafiły w dach ich domu. - Stwierdziliśmy, że nie ma co w domu siedzieć, bo chybią i nas tu zasypie - opowiada. Wtedy zapadła decyzja: przenoszą się do schronu. Pod ziemią spędzili dwa tygodnie.
Na ulicy Słowackiego 7 w Poznaniu powstaje właśnie pięciopiętrowy budynek z 61 mieszkaniami i podziemną halą garażową. Gdy łyżka koparki poruszyła ziemię, nikt nie przypuszczał, że jednocześnie odkopane zostaną głęboko skryte wspomnienia.
Podczas prac natrafiono na szczelinę przeciwlotniczą - schron dla ludności cywilnej zbudowany pod koniec II wojny światowej na rozkaz Niemców. Jeden z korytarzy znalazł się dokładnie w miejscu, gdzie stanąć miały filary podziemnego parkingu. Nie było wyboru - betonową przeszkodę trzeba było częściowo wyburzyć. Nim to się stało, została ona dokładnie zinwentaryzowana.
W maju do środka weszła też Poznańska Grupa Eksploracyjna. To pasjonaci, którzy zapuszczają się do różnego rodzaju schronów w stolicy Wielkopolski. Weszli mniej więcej do połowy z ponad 130 szczelin przeciwlotniczych, o których istnieniu wiedzą.
Nagranie pokazujące wnętrze szczeliny opublikowali w internecie. Na prośbę inwestora film i zdjęcia pokazujące schron opublikowali dopiero w sierpniu. Wtedy odezwał się do nich jeden z mieszkańców Poznania. - Powiedział, że jego ojciec podczas drugiej wojny światowej przez dwa tygodnie mieszkał w tej szczelinie - mówi Mikołaj Rembikowski z Poznańskiej Grupy Eksploracyjnej.
90-letni pan Zygmunt zdecydował się opowiedzieć o tamtych trudnych chwilach, o których dotychczas milczał. - Nie wspominaliśmy z rodzicami tego czasu. To były niemiłe wspomnienia - przyznał tuż po tym, jak po 76 latach ponownie wszedł do szczeliny. Nie tej samej, bo do niej w sierpniu wejść już się nie dało, a do bliźniaczej, w parku Marcinkowskiego.
***
Zygmunt Bukowski urodził się w Krotoszynie. Tam spędził pierwsze lata swojego życia. Potem całą rodziną, za chlebem, przenieśli się do Poznania. - Już nie pamiętam, czy to był rok 1936, czy 1937. Wujek, mąż siostry mamy, nas ściągnął, bo tam - już od paru lat - nie było żadnej pracy dla ojca. Wujek zatrudnił ojca u siebie, zajmowali się przeprowadzkami, przewozili meble - opowiada.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam