Ignacy Jan Paderewski widział go na placu Wolności. Pomnik Woodrowa Wilsona pojawił się też na skwerze przy Świętym Marcinie. Na dłużej został w parku, który dziś nosi jego imię. Na znanym botaniku zrobił przykre wrażenie - pomnik prezydenta USA przypominał mu stracha na wróble.
Od 1914 roku trwała pierwsza wojna światowa. Stany Zjednoczone po trzech latach przystąpiły do walki z Niemcami. To był jeden z kluczowych momentów konfliktu. 16 miesięcy później Niemcy skapitulowały. Do historii przeszły cesarstwa Niemiec, Austro-Węgier i Rosji. Na mapy wróciła m.in. niepodległa Polska. O powstanie "niezawisłego państwa polskiego" zabiegał m.in. prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Woodrow Wilson, który 8 stycznia 1918 roku przedstawił program pokojowy, nazwany czternastoma punktami Wilsona. Trzynasty punkt dotyczył właśnie Polski.
Prezydent USA zmarł sześć lat później. Krótko po jego śmierci pojawiły się pierwsze pomysły, by uczcić jego pamięć, nazywając jego imieniem ulice, place czy parki. W 1926 roku, w 150. rocznicę powstania Stanów Zjednoczonych, jego imieniem nazwano dotychczasowy plac Stefana Żeromskiego w Warszawie. W Poznaniu Ogród Botaniczny otrzymał nazwę Parku Woodrowa Wilsona.
Ale już wcześniej w stolicy Wielkopolski padł inny pomysł - upamiętnienia prezydenta USA pomnikiem. W 1924 roku prezydent Poznania Cyryl Ratajski rozmawiał na ten temat z Ignacym Janem Paderewskim. Ten przyklasnął propozycji.
Konkurs anulowany
Na konkrety trzeba było jednak poczekać trzy lata. 15 marca 1927 roku "Kurier Poznański" informował, że monument stanie przy wejściu do parku Wilsona, przebudowywanego na Powszechną Wystawę Krajową - największą wystawę jaką kiedykolwiek zorganizowano w Polsce, której od maja 1929 roku gospodarzem był Poznań.
Pomoc w zebraniu środków na jego powstanie wśród Polonii amerykańskiej zapowiedział Paderewski.
Na formę pomnika rozpisano konkurs. Prace nadesłało siedmiu artystów. W lutym 1928 roku ogłoszono, że wygrała go Zofia Trzcińska-Kamińska.
Rzeźbiarka zdążyła wykonać popiersie z granitu, gdy okazało się, że projekt... nie przypadł do gustu Paderewskiemu. Kompozytor postanowił zlecić jego przygotowanie amerykańskiemu rzeźbiarzowi. I to nie byle komu, bo samemu Gutzonowi Borglumowi, który zasłynął wykutymi w skale Mount Rushmore popiersiami amerykańskich prezydentów.
Pomnik po znajomości
Wybór nie był przypadkowy - Borglum znał Wilsona od 1903 roku, gdy ten uczył jeszcze na Uniwersytecie Princeton. Połączyła ich wspólność idei. To też bywał i później w Białym Domu. Współpracowali też podczas wojny, gdy Borglum zajmował stanowisko komisarza wojennej floty powietrznej - czytamy w "Ilustracji Polskiej".
Rzeźbiarz dobrze znał też Paderewskiego. Przyjaźń z Paderewskim datuje od dawna. Zaczęło się to dosyć dziwnie dwiema kolizjami. Oto jako młody człowiek był Borglum na koncercie słynnego już wówczas, a również młodego jeszcze Paderewskiego. Gdy koncert się skończył, Borglum ze zwykłym sobie impetem biegł głównymi schodami, biorąc po dwa stopnie naraz, i na zakręcie dotkliwie zderzył się z Paderewskim. "Stał przede mną - opowiada Borglum - z puszystemi długimi włosami, niby chryzantem”. Zapoznali się i rozeszli w przyjaźni. Minęły lata. Borglum pewnego razu przybywając o wczesnej godzinie do Waszyngtonu wypadł z wagonu w swój zwykły, żywy sposób i przebiegł przez tory kolejowe. Niespodzianie wpadł na jegomościa, o tak nieprawdopodobnej porze z założonymi rękoma patrzącego w niebo. Spojrzał: Paderewski - donosiła "Ilustracja Polska" 5 lipca 1931 roku.
Pomysł pomnika Wilsona trafił do Borgluma, gdy ten wykuwał postacie prezydentów w skale Mount Rushmore. Specjalnie dla polskiego kompozytora przerwał prace nad dziełem, które łącznie wykuwano 14 lat. W pracach w Górach Skalistych pomagało mu blisko 400 robotników i rzeźbiarzy.
Choć zajęty swoimi wielkimi projektami, począł pracować nad nowym pomysłem. Jest to jego pierwszy, i prawdopodobnie pozostanie jedynym pomnikiem na ziemię europejskiej. Albowiem pracę swoją pragnie i zawsze pragnął poświęcić Ameryce - informowała "Ilustracja Polska".
Paderewskiemu nie spodobał się nie tylko projekt, ale też miejsce, gdzie monument miał stanąć. "Pomnik nie będzie stał jak to było projektowane w Parku Wilsona, lecz na skutek wyrażonego przez fundatora życzenia, w centrum miasta" - informował 23 listopada 1928 roku "Dziennik Poznański". Padły wtedy pierwsze dwie propozycje lokalizacji: na Kaponierze (wówczas jeszcze zwykłym skrzyżowaniu, a nie rondzie) i na alejach Marcinkowskiego.
Życzeniem Paderewskiego było, by pomnik stanął na placu Wolności. Miał powstać zimą i być gotowy na Powszechną Wystawą Krajową (Pewukę).
Kompozytor miał sporo do powiedzenia. Nie tylko jako autorytet, który wskrzesił wybuch powstania wielkopolskiego, ale też jako fundator całego pomnika. Paderewski zobowiązał się bowiem do pokrycia wszystkich kosztów. Miał on przedstawiać całą postać prezydenta Stanów Zjednoczonych, a nie jedynie jego popiersie.
Ładny gips
Tymczasem miasto musiało rozwiązać niezręczną sytuację z wybranym w konkursie projektem. W ramach rekompensaty zaproponowano Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej wykonanie pomnika Tadeusza Kościuszki. "Statua Kościuszki około 3 i pół mtr wysokości, pełna ekstazy i wyrazu z przyciśniętemi do piersi rękoma, w chłopskiej sukmanie - zwrócona będzie twarzą ku zamku t.j. ku śródmieściu" - podawał "Kurier Poznański" 12 grudnia 1928 roku.
Pomnik Kościuszki też miał być gotowy na Powszechną Wystawą Krajową. W lutym 1929 roku rada miasta wybrała miejsce, w którym stanie - przy głównym wejściu na wystawę, czyli na ulicy Bukowskiej, przy skrzyżowaniu z ulicą Marszałka Focha (dzisiaj ulica Roosevelta) - pomiędzy budynkiem Targów a gmachem PKO (w którym potem urządzono kino Bałtyk), słowem - tam, gdzie dziś znajduje się przystanek tramwajowo-autobusowy "Bałtyk".
Na odlanie figury z brązu zabrakło jednak czasu - dlatego zamiast właściwego pomnika na czas wystawy stanęła jego atrapa z gipsu, spatynowana specjalną farbą, tak by przypominała rzeźbę odlaną z brązu. Mało kto, stając pod pomnikiem, miał pojęcie, że stoi przed prowizorką. Właściwy pomnik miał powstać zaraz po zakończeniu Pewuki. Tak się jednak nie stało. W końcu wiosną 1930 roku Kościuszko, nasiąknięty wodą, sam dokonał swego żywota - runął na ziemię i rozpadł na drobne kawałki.
Pomnik z brązu odlano jeszcze w tym samym roku i odsłonięto go 27 grudnia 1930 roku. Tak więc wyprzedził Wilsona.
Krążył po mieście
Gazety nie informowały szczegółowo o postępie prac. Figurę prezydenta USA, powstającą w pracowni amerykańskiego rzeźbiarza w grudniu 1929 roku, jako pierwsza pokazała "Wielkopolska Ilustracja".
Do Poznania przewieziono ją dopiero w maju 1931 roku. Nim pomnik Wilsona stanął w mieście, jego drewniana makieta w skali 1:1 objechała Poznań.
Zarząd Miasta przed ostateczną decyzją, w którym punkcie Poznania ma stanąć pomnik Wilsona postanowił zasięgnąć opinii ogółu. W tym celu wykonaną z drewna dokładną kopię pomnika ustawia się w tych miejscach, które mogą brane być pod uwagę - informowała "Ilustracja Poznańska" z 21 kwietnia 1931 roku.
Przez kilka dni statua stała na placu Wolności, koło Muzeum Wielkopolskiego, potem przesunięto ją na ulicę Wjazdową (dziś ul. Święty Marcin), następnie przeniesiono ją na zbieg ulicy Towarowej i Wałów Zygmunta Starego (dziś al. Niepodległości), a wreszcie ustawiono w parku Wilsona.
Ostatecznie wybrano tę ostatnią lokalizację.
Jak strach na wróble
Nie wszystkim się ona spodobała. Przeciwny był autorytet w dziedzinie botaniki - Adam Wodziczko, profesor Uniwersytetu Poznańskiego, a także członek Towarzystwa Miłośników Parku Wilsona.
Swoje przemyślenia odnośnie stawiania pomnika w parku Wilsona wysłał do "Kuriera Poznańskiego". W dziennikach pojawiła się notatka, że magistrat przychyla się do myśli postawienia pomnika Wilsona w parku Wilsona. Pomnik ma stanąć podobno naprzeciw wejścia z narożnika od ul. Focha i Berwińskiego, nad stawem, na tle zieleni pejzażowej części parku. Nie jest to miejsce odpowiednie dla tego pomnika, o ile sądzić można z umieszczonego tam na próbę modelu. Nadnaturalnej wielkości postać Wilsona, umieszczona na płaskim postumencie, w otoczeniu nieformowanych drzew i krzewów, robi wrażenie nienaturalne i przykre, niemal niesamowite, wprost stracha na wróble i dzieci, i oczywiście parku nie upiększy - czytamy w gazecie z 17 maja 1931 roku.
Jego protesty nie pomogły. W czerwcu pomnik zaczęto stawiać w wybranym miejscu.
Twórca pomnika przyjechał do Poznania 10 czerwca 1931 roku. Od razu - wraz z małżonką - wybrał się zobaczyć miejsce, w którym stanie jego dzieło. P. Borglum wyraził zupełne zadowolenie z wyboru miejsca i wysłał niezwłocznie depeszę do Paderewskiego, stwierdzającą pomyślny stan robót przygotowawczych - czytamy w "Kurierze Poznańskim".
Rzeźbiarz miał dokonać w Poznaniu niezbędnych poprawek i napraw szkód, które mogły powstać w czasie podróży przez ocean.
Jego pracom przy montażu pomnika przyglądał się dziennikarz "Ilustracji Polskiej". Spotkaliśmy mistrza Borgluma w chwili, gdy wychodził z hotelu, aby udać się do swego pomnika. Korzystamy więc ze sposobności, by w obecności twórcy przyjrzeć się bliżej dziełu. Przy pomniku w parku Wilsona wre praca. W ogromnej płycie granitowej kilkunastu kamieniarzy wykuwa wypukłą mapę Polski. - Spiszcie się dobrze - powiedział im Borglum przez swego tłumacza - wykuwacie Polskę w granicie.
Dziennikarz skrupulatnie opisał wygląd pomnika. Ponad mapą wznosi się wyniosła postać Wilsona, rzeźba o niesłychanie żywej ekspresji. Postać jak gdyby znieruchomiała, w bardzo żywym ludzkim geście. W lewej ręce trzyma zwitek papieru - symbol traktatów, na których oprzeć pragnął pokój świata zamiast na wyścigu zbrojeń i przemyśle wojennym. Prawą rękę wyciągnął przed siebie, jak gdyby wskazując Polskę leżącą u jego stóp, wolną i niepodległą z własnym obrzeżem morskiem, jak ją widzieć pragnął i której wskrzeszenie postawił jako bezwzględny warunek pokoju. Gdy patrzymy na rzeźbę z profilu, z prawej strony, wyciągnięta ręka nadaje sylwetce wyrazu energii, jaką tylekroć wykazał ten znakomity mąż stanu. Obchodzimy pomnik i z lewej strony stajemy twarzą w twarz z brązową postacią. Zdaje się żywy, jak gdyby chciał przemówić. Skupienie się w idei, jaką pragnął urzeczywistnić, przemawia z całej postaci.
Jak tłumaczył rzeźbiarz, pomnika celowo nie umieścił na wysokim cokole, chciał bowiem, by stał między ludźmi, "blisko tych, którzy go będą odwiedzali". - Będą mieli o krok przed sobą wielką mapę Rzeczypospolitej, oddzieloną tylko wąskim pasmem kwiatów - tłumaczył.
Pierwsza taka transmisja
Odsłonięcie pomnika zaplanowano na 4 lipca - Dzień Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Sama uroczystość odbyła się z wielką pompą. Całe miasto udekorowano flagami polskimi i amerykańskimi.
Niestety, zabrakło na niej fundatora pomnika. Paderewski w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd. Swoją nieobecność usprawiedliwiał w telegramie wysłanym do prezydenta Poznania: "Stan zdrowia mej biednej żony pogorszył się znowu. STOP. Z głębokim żalem donoszę, że do Poznania przybyć nie mogę".
Obecni byli za to prezydent RP Ignacy Mościcki i wdowa po prezydencie Wilsonie.
Już znacznie przed godziną 10 zaczęły do parku Wilsona i sąsiednich ulic napływać tłumy publiczności, które w święcie tem chciały wziąć bezpośredni udział. O godz. 11-tej zajechał eskortowany przez szwadrony ułanów p. Prezydent Mościcki, który prowadząc pod ramię p. prezydentową Wilsonową, udał się i przy dźwiękach hymnu narodowego do loży reprezentacyjnej. Za nim podążyli ks. Kardynał Prymas Hlond, ambasador Stanów Zjednoczonych Willys z małżonką, minister spraw zagranicznych Zaleski, ambasador polski w Stanach Zjednoczonych Filipowicz i przedstawiciele władz miejscowych - pisał "Kurier Poznański".
Uroczystość odsłonięcia pomnika transmitowało Polskie Radio. Po raz pierwszy przeprowadzono relację na żywo do Stanów Zjednoczonych.
Wykopali prezydenta
Pomnik Wilsona osobiście podziwiał jeden z jego następców - Herbert Hoover. Były prezydent USA gościł w Poznaniu 10 marca 1938 roku.
Na Hoovera, który złożył kwiaty pod pomnikiem, czekało kilka tysięcy dzieci z poznańskich szkół, które wymachiwały na jego cześć polskimi i amerykańskimi chorągiewkami. Po zwiedzeniu miasta i uroczystym raucie Hoover krótko po północy wyjechał do Krakowa.
Pomnik Wilsona nie przetrwał II wojny światowej. Figurę zniszczyli Niemcy.
W 1941 roku w Chicago zmarł Gutzon Borglum. Pomnik prezydentów USA w Mount Rushmore ukończył jego syn Lincoln.
Po wojnie Wilson przestał być patronem poznańskiego parku. Został nim Marcin Kasprzak. Działacz ruchu robotniczego również doczekał się pomnika. Stanął on w 1963 roku i stał w parku do 1990. Wtedy pomnik przeniesiono do Czołowa, w którym Kasprzak się urodził. Pomnik stoi tam do dzisiaj.
Tymczasem w 1974 roku na terenie bazy Miejskiego Przedsiębiorstwa Remontowo-Budowlanego nr 3 w Poznaniu wykopano popiersie Wilsona wykonane przez Trzcińską-Kamińską. W 1994 roku zdecydowano się je oczyścić, odnowić i umieścić w parku, który od 1990 roku znów nosi imię amerykańskiego prezydenta. Stoi w miejscu, gdzie był pomnik działacza ruchu robotniczego.
Autorka/Autor: Filip Czekała
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum Akt Nowych