Premium

Patrzyłam, jak płonie moje ukochane miejsce. To potężna przestroga

Zdjęcie: Piotr Tałałaj / Biebrzański Park Narodowy

Jednym z symboli biebrzańskiej tragedii stał się orzeł bielik, który miał wrócić do gniazda, by je chronić i spłonął żywcem. Nie wiemy, czy to prawdziwa, rozdzierająca serce scena ze świata zwierząt, czy - co najbardziej prawdopodobne - romantyczny mit wykreowany przez człowieka. Jedno wiemy na pewno - powodem tak rozległych pożarów jest susza, jakiej nigdy tu nie było.  Na Podlasiu jak w soczewce widać konsekwencje zmian klimatu. Czy wreszcie się opamiętamy?

Polska Amazonia

"Jest po północy. Właśnie zaczął się Światowy Dzień Ziemi. Wszędzie swąd spalenizny i piekielna łuna. Patrzę, jak płonie moja ukochana Biebrza, największy i najpiękniejszy w tym kraju park. Jak dom tracą zwierzęta. I nie mogę nic zrobić. Takiej suszy nikt tu nie pamięta. Takiego ognia nie było od kilkunastu lat. Jakie jeszcze zmiany czekają planetę, nad którymi nie będziemy mogli zapanować? Bo nasze panowanie się kończy".

Ten post zamieściłam 22 kwietnia na Facebooku. Ilustrowały go przerażające zdjęcia pożaru, przypominające kadry z "Czasu Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli. W ciągu kilku godzin udostępniło go kilkaset osób. Ludzie z całego kraju zaczęli masowo reagować na zatrważające relacje z Biebrzańskiego Parku Narodowego, zamieszczane w sieci, choć wielu z nich nie wiedziało dotąd o istnieniu tego magicznego miejsca i najbardziej rozległego w naszym kraju parku narodowego. Nic dziwnego, to obszar na końcu świata - jak mówią ci, którzy tu przyjeżdżają - poza cywilizacją, pędem i miejskim zgiełkiem. To dziki azyl: niekończące się otwarte przestrzenie, rzadki bagienny krajobraz, torfowiska, grądy, cisza i dom blisko 300 gatunków ptaków, przyrodniczy raj na skalę europejską. Meandryczne koryto prastarej rzeki Biebrzy sprawia, że teren ten często określa się mianem "Polskiej Amazonii". Teraz oczy całej Polski zwróciły się w jej stronę.

My, ludzie

"Jak to możliwe, że płonie bagno?" - pytają mnie ludzie. "Kto jest za to odpowiedzialny?" - sypią się komentarze. Z miejsca zaczyna się społeczne śledztwo i poszukiwania winnego. Jedni obarczają winą lokalnego rolnika, który ponoć miał wypalać trawy w okolicach Dawidowizny i piszą o "chamskim debilu".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam