Premium

Pojedna(nie). Czy możliwa jest powyborcza polityka miłości w podzielonym społeczeństwie?

Zdjęcie: Twitter/@EKOlodziejczak_

Czy da się nie patrzeć na znajomych i nieznajomych tylko przez pryzmat ich poglądów politycznych? Czy jesteśmy w stanie przyjąć, że łączy nas (lub dzieli) coś więcej niż wyborcza narracja tej czy innej partii? Czy będziemy potrafili rozmawiać o cenie chleba, korkach na mieście czy nowym filmie niezależnie od tego, na jaką partię głosowaliśmy?

"To będzie dom wszystkich. To będzie dom, w którym wreszcie będzie pojednanie" - tak o Polsce rządzonej przez dotychczasową opozycję mówił w czasie wieczoru wyborczego Trzeciej Drogi jeden z jej liderów Szymon Hołownia. A Donald Tusk otoczony politykami Koalicji Obywatelskiej przekonywał, że 15 października przejdzie do historii jako "jasny dzień, który otwiera nową epokę - odrodzenie naszej Rzeczypospolitej".

Kto z kim miałby się pojednać? Czy to w ogóle jest możliwe? I czy politykom naprawdę na tym zależy? Bo skoro dzielenie społeczeństwa stało się skuteczną metodą mobilizowania wyborców i walki o ich głosy, to czy ktokolwiek pozwoli sobie teraz na przestawienie politycznej zwrotnicy i wybierze trasę do zajezdni pod nazwą "polityka miłości". Czy mamy wierzyć w to, że "stacja - polaryzacja" zostanie nagle opuszczona?

Marzenie o końcu wojny polsko-polskiej nie jest nowe. Od lat pojawia się w dyskusjach politycznych, szczególnie wtedy, gdy mierzymy się z pojawiającymi się nagle trudnymi doświadczeniami i gdy w obliczu traumy zdajemy kolejne egzaminy z solidarności. Łatwo wówczas o wzniosłe hasła, deklaracje podlewane nadziejami na łagodzenie emocji, obietnice niekoniecznie związane z politycznym realizmem. Nieraz to już widzieliśmy i nieraz przekonywaliśmy się, jak krótkie jest ich życie.

"Nie będzie grubej kreski"

Pięć lat temu - w październiku 2018 roku - Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, przechadzał się po Rynku Głównym w Krakowie. Rozmawiając z mieszkańcami i turystami, apelował o elementarne pojednanie między Polakami. Przekonywał, że nie ma powodu, żebyśmy się nienawidzili. - Musimy tylko wreszcie umieć sobie podać rękę, musimy zacząć na nowo spierać się bez nienawiści, bez rozgoryczenia - mówił były premier. Zastrzegał przy tym, że odpowiedzialność za takie "wyciągnięcie ręki" spoczywa bardziej na rządzących niż na opozycji. Po zmianie władzy to będzie więc jedno z ważnych zadań i wyzwań, z którymi zmierzą się politycy tworzący nowy rząd. Czy to się uda?

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam