Filmowcy od zawsze używają pogody do tworzenia światów, w których dzieją się opowiadane przez nich historie, często to za jej pomocą budują nastrój. W obliczu katastrofy klimatycznej twórcy wychodzą poza utarte schematy, by uświadamiać widzów, co im grozi. O roli pogody w filmie opowiada Magazynowi TVN24 doktor habilitowana Marianna Michałowska, kierowniczka Zakładu Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Czy oglądając filmy, zwróciliście uwagę na pogodę, jaka panuje w poszczególnych scenach? Na pewno tak. A czy zastanawialiście się, dlaczego losy bohaterów dzieją się podczas takiej, a nie innej pogody? Pewnie też. O tym, jak ogromny potencjał drzemie w pogodzie, ile można dzięki niej pokazać, twórcy filmowi wiedzieli od zawsze i dzięki temu tworzyli sceny, które zapisały się w pamięci widzów. Bo kiedy myślimy o "Lśnieniu", przed oczami mamy nie tylko diaboliczny uśmiech Jacka Nicholsona, lecz także zaspy śniegu, które odcięły bohaterów od świata. Od niedawna u filmowców pojawia się świadomość kryzysu klimatycznego. Póki co wydaje się ona w Hollywood jeszcze niewielka. W latach 2016-2021 zaledwie 2,8 proc. amerykańskich filmów zawierało odniesienia do zmian klimatycznych. Kręci się jednak filmy i seriale, które można by określić mianem thrillerów ekologicznych.
O tym, jaki jest stosunek filmowców do pogody, ze szczegółami opowiedziała Magazynowi TVN24 dr hab. Marianna Michałowska, profesorka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, kierowniczka Zakładu Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną UAM.
Tomasz-Marcin Wrona: Pani profesor, scenarzyści korzystają ze zjawisk pogodowych, to oczywiste, ale robią to na najróżniejsze sposoby. Jakie?
Dr hab. Marianna Michałowska: Przygotowując się do rozmowy, przejrzałam prace akademickie, bo okazuje się, że jest wiele opracowań badawczych dotyczących wykorzystywania pogody w filmie. Łatwo zauważyć, że filmowcy robią to na cztery podstawowe sposoby: kreują nastrój, budują fabułę, konstruują świat przedstawiony oraz pokazują pogodę jako przeciwnika, z którym trzeba się zmierzyć. Upraszczając, możemy stwierdzić, że pogoda w filmie odgrywa rolę albo emocjonalną, ilustrując przeżycia bohaterek i bohaterów, albo fabularną, co oznacza, że jest jednym z czynników napędzających narrację.
Pogoda to bardzo ważne narzędzie w rękach scenarzystów, bywa ono jednak również przewrotne. Tutaj wystarczy sięgnąć po chyba najbardziej "pogodowy" film, który o pogodzie wcale nie jest, czyli po "Dzień świstaka" Harolda Ramisa. Główny bohater Phil, notabene prezenter pogody, wraz z ekipą utknął w małym miasteczku, w którym zatrzymała go nagła śnieżyca. Śnieg w "Dniu świstaka" jest nie tylko katalizatorem wydarzeń, lecz także elementem fabuły, dzięki któremu Phil może wydostać się z pętli czasu i koła powtarzającego się dnia.
Zacznijmy od budowania nastroju w filmie za pomocą zjawisk atmosferycznych.
Wydaje mi się, że to właśnie ono jest najczęstszym sposobem filmowego wykorzystania pogody. Zjawiska atmosferyczne często stają się ilustracją przeżyć i emocji bohaterów i bohaterek, a widownia może się odruchowo utożsamiać z tym, co widzi na ekranie. Smutkowi bohaterów niejednokrotnie będzie towarzyszyć pochmurna pogoda, a razem z błękitnym niebem pojawi się radość.
W tym kontekście należy przypomnieć jeden z klasycznych filmów, jeszcze z epoki kina niemego, czyli "Wicher" w reżyserii Victora Sjoestroema z 1928 roku. Wiatr w filmie dosłownie odwzorowuje to, co dzieje się z bohaterami na każdym etapie fabuły. W warstwie wizualnej został przepięknie pokazany - widzimy, jak porywy szarpią naszymi bohaterami, gdy równolegle targają nimi emocje. Przypomniał mi się również sztorm z filmu "Imigrant" Charliego Chaplina. Charlie, jako pasażer najniższego pokładu statku, nie może zjeść, ponieważ talerz ślizga się po stole, gdy statek kołysze się na wietrze. Można pokusić się o wniosek, że w filmie wszystko, łącznie z uwzględnianiem warunków pogodowych, zostało wynalezione jeszcze w czasach kina niemego.
Przypomniała mi pani scenę z filmu Sebastiana Lelio "Fantastyczna kobieta" z 2017 roku, w której główna bohaterka idzie ulicą pod wiatr. To był piękny symbol tego, że potrafi stawić czoła wszelkim przeciwnościom losu.
Mamy tu do czynienia z symbolicznym wykorzystaniem pogody, ilustrującym przeciwności losu, z którymi musimy się mierzyć. Pewnie pan pamięta, jak w "Notting Hill" było takie bardzo długie ujęcie, gdy bohater grany przez Hugh Granta szedł przez bazar w tytułowej dzielnicy. Mijały pory roku, było słonecznie, deszczowo, padał śnieg, a on przemierzał tę samą drogą do pracy, pogrążony w tęsknocie. To świetnie pokazuje, że filmy z kina środka, popularne, oparte na pewnej strukturze narracyjnej i odpowiedniej konstrukcji, odwoływać się będą do motywów, które dobrze znamy. Stąd też w filmach romantycznych bohaterowie muszą wykonać ten pierwszy krok - najczęściej w deszczu, ulewie, zimnie - po to, by pokazać, że są zdolni do uczuć. Może to być także pustynia, którą bohaterowie muszą przemierzyć, żeby znaleźć szczęście. Żar pustyni również musi być odpowiednio pokazany, żebyśmy jako widownia mogli empatyzować z bohaterem czy bohaterką.
Za pomocą pogody można budować fabułę oraz konstruować świat przedstawiony. Robi się to, korzystając z podobnych mechanizmów.
Poniekąd tak. Chciałabym tu przywołać kryminały nordic noir, bo pokazują wyraźnie, że zarówno fabuła, jak i konstruowanie świata, w którym dzieje się historia, łączą się. Bohaterowie kryminałów skandynawskich są na poziomie symbolicznym zamrożeni, a przez to niezdolni do wyrażania emocji. W tej izolacji pojawia się zbrodnia. Sam świat malowniczej i tajemniczej północy dobrze to obrazuje.
Świetnym przykładem może być również brytyjski serial "Fortitude", którego akcja dzieje się na Svalbardzie, a który był filmowany na Islandii. Mamy tu zarysowany obraz zbliżającej się katastrofy klimatycznej. W wyniku ocieplenia się klimatu spod lodu wyłania się zagrożenie dla mieszkańców… Tu nie zdradzę jakie, żeby nie odbierać przyjemności tym, którzy tego serialu jeszcze nie widzieli. Jednak mówię o tym tytule, bo mamy bardzo wyraźną konstrukcję świata północnego, który jest również efektem współczesnej fascynacji Arktyką i ilustracją zagrożeń, które pojawiają się wraz z kryzysem klimatycznym.
W połowie kwietnia amerykańska organizacja non profit Good Energy Project opublikowała podręcznik dla scenarzystów, w którym wyjaśnione zostało, jak wykorzystywać zagadnienia związane z kryzysem klimatycznym, którego jesteśmy świadkami. Jego ideą jest to, żeby poprzez film mówić więcej o katastrofie klimatycznej. Czy tego typu narracje filmowe mają jakąś sprawczość?
Oczywiście, ponieważ świadomość zmian klimatycznych staje się coraz bardziej powszechna. Tutaj chodzi o to, żeby scenariusze filmów popularnych - przede wszystkim blockbusterów - zawierały elementy uświadamiające. To część ogromnej pracy popularyzującej wiedzę naukową.
W blockbusterach katastroficznych obserwujemy, że koniec świata jest bardzo często związany ze zmianami klimatycznymi. Ciekawych obserwacji można dokonać, wychodząc poza kinematografię europejską czy północnoamerykańską. Otóż coraz częściej pojawiają się filmy, które można byłoby ująć w nurcie thrillera ekologicznego bądź thrillera ekologiczno-symbolicznego, odwołujące się do wierzeń kultur rdzennych, na przykład Ameryki Południowej. Wystarczy przywołać serial kolumbijski "Zielona granica" z 2019 roku, w którym katastrofa nie łączy się z pogodą, ale bezpośrednio z klimatem, który zmienia się pod wpływem karczowania Puszczy Amazońskiej. Wyniszczanie Amazonii budzi duchy, odwiecznie rządzące puszczą. Wszystko dzieje się na bazie konfliktu pomiędzy obrońcami puszczy a tymi, którzy dokonują wycinki. Tu skonstruowano świat przedstawiony na podstawie pogłębionej świadomości tego, czym jest klimat. Bohaterami nie są poszczególne zjawiska atmosferyczne, ale klimat.
Skoro wyszliśmy poza kino europejskie czy amerykańskie, przypomniał mi się "Parasite", gdzie istotnym elementem dla całej fabuły staje się ulewny deszcz.
Racja. Podobną sytuację mamy w przypadku serialu Jana Holoubka "Rojst '97", którego akcja dzieje się tuż po powodzi stulecia na Dolnym Śląsku. Wszystkie działania bohaterów są spowodowane klęską żywiołową. Mamy więc do czynienia z elementem narracyjnym, dramatycznym i fabularnym, który będzie budować cały nastrój produkcji. Nastrój natomiast jest częścią narracji. To, że oglądamy zniszczone samochody czy budynki, a pogoda jest niejednoznaczna, osadza fabułę w konkretnym kontekście.
Zagrożenia związane z warunkami klimatycznymi czy pogodowymi są traktowane przez scenarzystów jako pewnego rodzaju forma przekraczania granicy tego, co bezpieczne. I nie jest to żadne novum. Wszystkie filmy amerykańskie z lat 60. i 70., które dotyczyły wielkiego kryzysu i jego konsekwencji na przykład na Wielkich Równinach, wykorzystywały podobne efekty związane na przykład z utratą środków do życia.
Przypomniała mi pani inny film: "Nomadland" Chloe Zhao. Tu, po zamknięciu kopalni, zniknęło z mapy całe miasto, co skłoniło główną bohaterkę ruszenia w podróż przez USA. Fran również musiała sobie radzić z najróżniejszymi warunkami pogodowymi.
To jest bardzo dobry przykład łączenia różnych zjawisk, który amerykański antropolog kulturowy Arjun Appadurai opisałby jako złożony krajobraz kulturowy, w którym nakładają się na siebie poszczególne etno-, media-, finanso-, techno- i ideoobrazy. Zależności pomiędzy pogodą i klimatem a warunkami ekonomicznymi naszych bohaterów i koniecznością migracji są bardzo silne. Być może na pierwszy rzut oka kwestie bytowe nie wiążą się z pogodą, bo jest to część rzeczywistości, która po prostu jest - lepsza czy gorsza, ale jest. Gdy zgłębimy się w historie indywidualne i zaczniemy oddzielać to, co ekonomiczne, polityczne, medialne, okaże się, że pogoda odgrywa w tym wszystkim ważną rolę. W efekcie rodzi to ogromne możliwości dla scenarzystów. Dla utalentowanych twórców podręcznik, o którym pan wspomniał, może być bardzo ciekawym drogowskazem, aby łączyć schematy narracyjne, dostępne dla widzów, z najnowszymi efektami badań naukowych w zakresie zmian klimatycznych.
Mam wrażenie, że filmem, który wzbudził najgorętszą dyskusję w ostatnich miesiącach, był "Nie patrz w górę" Adama McKaya. I chociaż nie mówił o katastrofie klimatycznej wprost, często był tak interpretowany.
W przypadku tego filmu każdy przypisywał wyobrażonej przez scenarzystów katastrofie to, co miał na myśli. Bywał on interpretowany w kategoriach katastrofy klimatycznej, politycznej, medialnej - związanej z fake newsami, pościgiem mediów za sensacją. Opowieść McKaya była interesująca dla odbiorców, ponieważ każdy mógł w nią wpisać swoje lęki. Nie wiemy ostatecznie, jaki rodzaj symbolu mieli scenarzyści na myśli. Pamiętajmy, że znaczenia symbolom nadajemy zgodnie z odpowiednim kontekstem kulturowym, a zatem nie ma uniwersalnych symboli. Inne znaczenia w tym filmie mogli odczytywać widzowie w Stanach Zjednoczonych, a inne w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
U McKaya źródło katastrofy nadciąga z kosmosu. Oczywiście takie katastrofy kosmiczne, jak uderzenie meteorytu - które pojawiają się wielokrotnie w filmach - są bardzo efektowne. Kataklizmy pogodowe, na przykład powodzie, też są malownicze dla scenarzystów, przez co chętnie z nich korzystają.
Bywa i tak, że filmowcy korzystają z krajobrazów, które były efektem kataklizmów. Tak było w przypadku głośnego miniserialu Spike'a Lee "Kiedy puściły wały", w którym zobrazował skutki huraganu Katrina.
Celem Spike'a Lee było pokazanie tego, jak mieszkańcy terenów dotkniętych huraganem muszą sobie radzić z rzeczywistością po kataklizmie. I to mu się udało, bo wiemy, że jest doskonałym filmowcem. Ale wykorzystanie krajobrazu po katastrofie naturalnej bywa niebezpieczne. Nakręcenie w takiej "scenerii" jakiegoś blockbustera byłoby etycznie wątpliwe, gdyż mogłoby spotkać się z oburzeniem, że filmowcy eksploatują ludzkie nieszczęście, katastrofę.
Oczywiście wśród producentów filmowych i telewizyjnych istnieje pokusa, żeby wykorzystać naturalne zniszczenia, ale muszą oni pamiętać, że takie projekty powinny być prowadzone z ogromnym szacunkiem i delikatnością, bo mają do czynienia z katastrofą przekraczającą to, co dopuszczalne w kinie fabularnym. Patrząc na tego typu pomysły z nieco innej perspektywy, realizacja zdjęć w miejscach dotkniętych kataklizmami może okazać się bardzo trudna bądź wręcz nieopłacalna. Nowy Orlean po przejściu huraganu Katrina był pozbawiony komunikacji, były problemy z dostępem do prądu, łączności i bieżącej wody, nie działała kanalizacja.
Spike Lee w czasach rodzącej się infodemii przypomniał, że katastrofa naturalna nie kończy się wraz z ustaniem huraganu. Tragedia ludności dotkniętej kataklizmem, takim jak huragan, trwa na długo po chociażby opadnięciu wody, która zalała domy.
Lee skupił uwagę na tym, jakie są konsekwencje katastrofy naturalnej na poziomie konkretnych osób, jakie traumy i emocje wywołuje. Pokazał także to, że to, co dzieje się po katastrofie, choć nie jest już aż tak efektowne, na pewno jest warte uwagi. To jego ogromna zasługa.
Na koniec chciałbym powrócić do pani słów, że wiele rzeczy w filmie wymyśliło kino nieme, co przypomniało mi slogan mówiący, że w kinie wszystko już było. Czy z perspektywy pogody w kinie było już wszystko?
Nie, myślę, że nie, ponieważ skala zmian klimatycznych powoduje, że być może będziemy świadkami zdarzeń, które wydawałyby się nam niemożliwe. Wydaje się, że mało który humanista odważał się na prorokowanie tak dramatycznych zmian. Oczywiście, mieliśmy Stanisława Lema, który - jak się dzisiaj wydaje - wszystko przewidział - wystarczy wczytać się w jego opisy różnych planet, które dzisiaj stają się niejednokrotnie ilustracją zmian klimatycznych. Natomiast odnoszę wrażenie, że w nurcie tradycyjnej humanistyki mało kto prognozował aż tak gwałtowne zmiany. Dopiero tak zwana nowa humanistyka podejmuje tematykę zmian klimatycznych, co ma źródło w badaniach nad skutkami antropocenu.
Coraz częściej współcześni filozofowie i filozofki pokazują konsekwencje zachodzących zmian klimatycznych. O ile skupiają się na strategiach adaptacji w nowych warunkach, o tyle starają się unikać prognozowania dalszych ewentualnych zmian. Z ich tekstów wynika, że nie wrócimy do utopii, nie naprawimy świata, a jedyne, co nam pozostaje, to znaleźć sposób na przystosowanie się do danych warunków klimatycznych.
Zwróćmy uwagę na to, że filmy z nurtu katastroficznego coraz częściej kończą się tragicznie. Rzadko spotykamy bohaterów pokroju Bruce'a Willisa, który w latach 90. ratował niejednokrotnie świat przed zagładą. Filmy odpowiadają powszechnemu poczuciu braku sprawczości i bezsilności. Myślę, że to poczucie należałoby pokonać, chociażby za sprawą korzystania z badań klimatologicznych, pokazujących, że cały czas możemy jeszcze coś zrobić. Nie możemy przecież czołgać w stronę cmentarza, tylko musimy zacząć działać, żeby przeżyć jeszcze parę lat.
Autorka/Autor: Tomasz-Marcin Wrona
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Searchlight Pictures