Premium

O 12.30 napisał: "Ciągle cisnę, nie poddaję się. Daleko mi do poddania się". Zmarł o 16.30

Zdjęcie: Archiwum rodzinne

Pan Codziennik bał się koronawirusa. Nosił dwie maseczki i dezynfekował zakupy po wniesieniu do domu. Kiedy po rodzinnej "miniimprezce", jak o niej pisał, trafił do szpitala z pozytywnym wynikiem testu, apelował, by nie sprawdzać swojego szczęścia. Gdy on walczył o każdy oddech, walkę o życie przegrał jego tata. Później on.

– Telefon ze szpitala zadzwonił dopiero, jak Piotruś zmarł – mówi jego brat Marcin.

Śmierć Piotr Kuldanka, znanego jako Pan Codziennik, popularnego podcastera, wstrząsnęła internautami. Dotąd w jego wpisach czytali recenzje gier komputerowych i konsoli. Z ostatnich dowiadywali się o zakażeniu "Cooldana" koronawirusem, o przebiegu choroby. Ostatni wpis to zdjęcie pulsoksymetru i opis tego, co się dzieje, kiedy parametry życiowe spadają.

Znany bloger przegrał z chorobą
Znany bloger przegrał z chorobąTVN24

Piotr - mówi jego brat - był młody. Miał 35 lat. Dla Marcina był jego młodszym o siedem lat braciszkiem. - Gdyby nie on, to mnie by dziś nie było. Zawdzięczam mu życie. I bardzo żałuję, że nie mogłem zrewanżować mu się za to i nie byłem w stanie zrobić niczego, żeby jemu uratować życie – wyznaje Marcin.

O tym, co mu zawdzięcza, i o przesłaniu Piotrka Kuldanka opowiada w rozmowie z Katarzyną Skalską.

Racjonalnie podchodziliście do obostrzeń. Dlaczego zdecydowaliście się na to wspólne spotkanie?

Marcin Kuldanek: Jesteśmy rodziną żyjącą blisko siebie. Brat z rodziną mieszka z rodzicami w jednym domu, podzielonym na dwa mieszkania. Wspólnie prowadzimy firmę obok domu rodziców. 28 października były imieniny Tadeusza, czyli taty. To była środa. Nikt z nas nie miał nawet kataru, więc w piątek po pracy spotkaliśmy się w bardzo wąskim gronie. Brat ze swoją żoną i córką, ja z żoną i naszymi dziećmi, które nosa nie wyściubiały z domu, bo szkoła jest zdalna, i nasi rodzice. Minęło dobrze ponad tydzień, jak brat zaczął czuć się gorzej. Uznaliśmy, że się izolujemy i brat został po prostu w domu. Z czasem był coraz słabszy, coraz dłużej spał, coraz mniej miał siły, a potem przyszła sobota i został zabrany do szpitala.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam