Artykuł może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.
Jest 7 lipca 2024 roku, z nieba leje się żar. Właśnie zaaranżowaliśmy plan zdjęciowy, rozstawiliśmy kamery, podłączyliśmy mikrofony. Czekamy na gościnie z Ukrainy, które zaprosiliśmy do Polski, oraz na dwie psychotraumatolożki, które mają roztoczyć nad Ukrainkami opiekę psychologiczną. To konieczne, bo nie wiemy, jak zareagują, gdy będziemy je pytać o to, jak były bite, głodzone, rażone prądem, gwałcone. Zgodziły się na wywiad. Ale czy będą w stanie o tym opowiadać?
W końcu przyjeżdżają. Stoją przy recepcji pensjonatu, z walizkami. Czekają na klucze do swoich pokojów. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniają się niczym szczególnym. Ludmiła i Julia przyjechały do Przemyśla pociągiem z Kijowa, Swietłana i Larisa - z Chersonia. Jedna zabrała ze sobą kilkunastoletniego syna.
Ludmiła i Julia zostały uwięzione w Doniecku jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej inwazji, bo przecież wojna na wschodzie Ukrainy trwa od 2014 roku. Swietłana i Larisa trafiły do więzienia w Chersoniu, gdy miasto w 2022 roku na kilka miesięcy zajęli Rosjanie.
Ludmiłę poznałem kilka miesięcy wcześniej.
- Im więcej będziemy o tym mówić, tym większa szansa, że Rosjanie zaniechają tych praktyk - powiedziała mi wtedy.
O pobycie Ludmiły Husejnowej w więzieniu przeczytasz w reportażu Miałam zjeść miskę śmierdzącej kaszy z odchodami szczurów, bo inaczej czekała mnie kara". To mógł być "kubek" albo piwnica.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam