|

Czy można umrzeć bez przyczyny? Można. 16-letni Mikołaj tak umarł

Dr Bogdan Lach: każda niewyjaśniona śmierć to blizna dla psychiki bliskich. Taka, która nie chce się zagoić
Dr Bogdan Lach: każda niewyjaśniona śmierć to blizna dla psychiki bliskich. Taka, która nie chce się zagoić
Źródło: tvn24.pl

Przewrócił się podczas jazdy na rowerze i zmarł. Ciało znalazła jego matka. Przyczyny zgonu przez dwa lata szukali specjaliści z różnych dziedzin medycyny. Bez skutku. Mikołaj nie miał nawet 16 lat. Podobnych niewytłumaczalnych śmierci każdego roku w Polsce jest co najmniej kilkadziesiąt.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Artykuł ukazał się pierwotnie rok temu.

24 sierpnia 2019 roku policja przekazała informacje o śmierci niespełna szesnastoletniego chłopaka spod Pabianic w województwie łódzkim. Jego ciało zostało odnalezione na skrzyżowaniu ulicy Tylnej i Kosmowskiej w Ksawerowie. Obok chłopaka leżał jego rower. Policja podejrzewała na początku, że być może został potrącony przez samochód, którego kierowca uciekł. 

Potem jednak ekspertyzy wykazały, że Mikołaja nikt nie potrącił, a pomimo wielu badań nie wiadomo, dlaczego umarł. 

- Badania toksykologiczne wykluczyły, żeby zmarły miał w organizmie substancję, która mogłaby doprowadzić do zgonu. Szczegółowa sekcja zwłok wykluczyła chorobę, która mogła być przyczyną śmierci - tak Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej podsumowywał śledztwo prowadzone przez ponad dwa lata. 

Puenta była taka, że wykluczono "udział osoby trzeciej", czyli - jak wynikało z dowodów - nikt Mikołajowi nie zrobił krzywdy. Przyczyna zgonu jednak pozostała nieznana. 

Gdy nie wiadomo, co wpisać

Naciskam dzwonek do bramy przed domem jednorodzinnym na przedmieściu. W głośniku odzywa się męski głos. Głośnik jest uszkodzony, niewiele rozumiem. Szybko informuję, kim jestem i dlaczego przyjechałem. Proszę o rozmowę. 

Po kilku chwilach przed domem pojawia się potężny, wysoki mężczyzna – Wojciech.

- Miał piętnaście lat, a był mojej postury, wie pan? - mówi o synu. Twierdzi, że w chwili znalezienia syna miał wyobrażenie na temat tego, co się stało.

- Zna pan sprawę tego piłkarza z duńskiej reprezentacji [Christian Eriksen - red.], który zasłabł na meczu? No to z Mikołajem, moim zdaniem, było tak samo. Wziął rower, pojechał na stawy Stefańskiego w Łodzi, a potem szybko chciał wrócić do domu. Serce nie wytrzymało - mówi. 

- Ale podobno sekcja nie wykazała żadnej wady.

- Nie, nie wykazała. W dokumentach wpisali "niewydolność krążeniowo-oddechowa". Czyli dokładnie to, co się wpisuje, jak nie wiadomo, co wpisać. 

Miejsce, w którym znaleziono ciało Mikołaja
Miejsce, w którym znaleziono ciało Mikołaja
Źródło: tvn24.pl

- Mikołaj na coś chorował? 

- Nie, to był zdrowy chłopak. Ja, jak patrzę na rower, to sobie obiecuję, że wreszcie będę na nim jeździł. A on nie był taki: brał rower i robił trasy. Lubił fotografować, zwłaszcza plenery. No to sobie jeździł, robił zdjęcia i wracał - mówi Wojciech. 

Pytam, jak odebrał informację od śledczych, że przyczyny zgonu jego syna nigdy nie uda się ustalić. Mój rozmówca przez chwilę milczy, a potem odpowiada, że "to przecież niczego nie zmienia".

- Mikołaj nie żyje. Staram się żyć dalej, oswoić się z tym faktem - mówi. Dodaje, że było mu o tyle łatwiej, że doskonale pamięta ostatnią rozmowę ze swoim synem.

- Powiedziałem mu, że go bardzo kocham. Że jest zajebisty. To było niedługo przed tym, jak wyjechał z domu - mówi Wojciech. 

Na koniec naszej rozmowy wspomina, jak jego żona była w ciąży. "Mikołaj dał mamie popalić" - mówi z uśmiechem Wojciech. Opowiada, że żona przez pół roku musiała leżeć, żeby nie doszło do przedwczesnego porodu. 

To żona znalazła go na skrzyżowaniu Tylnej i Kosmowskiej. Wojciech relacjonuje, że syn wyglądał tak, jakby położył się w czasie jazdy. 

- Nasze wyczekane, ukochane dziecko. Człowiek by zrobił wszystko, żeby usunąć od niego wszystkie możliwe zagrożenia. Ale się nie da. Żona do teraz z tym się nie pogodziła. Nie wiem, czy kiedykolwiek się to stanie - kończy.

Piętnaście tysięcznych procent

- Można umrzeć bez przyczyny? - pytam profesora Pawła Krajewskiego z Akademii Medycznej w Warszawie, specjalistę z zakresu medycyny sądowej.

- Przyczyna jest zawsze. Ale faktycznie, nie zawsze udaje się ją wykryć. Mamy pojęcie sekcji białej, czyli takiej, po której nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co doprowadziło do zgonu - odpowiada ekspert.

Każda "biała sekcja" to - jak mówi profesor Krajewski - "ból głowy i zmartwienie". Tak dla medyka sądowego, jak i prokuratura badającego okoliczności śmierci. 

- Bliscy chcą wiedzieć, co się stało, to naturalne. Niepewność w tym zakresie to trudniejsza żałoba i obawa o zdrowie innych członków rodziny. To również wątpliwości co do rzetelności pracy specjalistów pochylających się nad okolicznościami śmierci. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że medycyna dysponuje narzędziami, które mają swoje ograniczenia. W czasie sekcji zwłok poszukujemy obrażeń lub zmian chorobowych, które mogły doprowadzić do zgonu. Potem są badania histopatologiczne pobranych próbek [badanie pod mikroskopem, dzięki któremu można stwierdzić na przykład, czy uszkodzenie tkanek nastąpiło za życia czy po śmierci badanej osoby - red.] i badania toksykologiczne [sprawdza m.in., czy w organizmie nie znajdują się jakieś substancje, mające wpływ na jego funkcjonowanie]. Jeżeli na żadnym z tych etapów nie wykryjemy, co doprowadziło do śmierci, zagadka pozostaje nierozwiązana - mówi profesor Paweł Krajewski.

Profesor Krajewski: możliwości medycyny sądowej są ograniczone
Profesor Krajewski: możliwości medycyny sądowej są ograniczone
Źródło: tvn24.pl

Podczas sekcji można wykryć charakterystyczne zmiany po zawale serca, dopatrzeć się niedających wcześniej żadnych objawów zmian w jego budowie czy namierzyć nowotwory, które wcześniej nie dawały żadnych objawów. Badania genetyczne mogą też wykazać, że zmarły miał genetyczną wadę, która mogła spowodować nagłe zatrzymanie akcji serca. Ten wachlarz działań pozwala wskazać przyczynę zdecydowanej większość zgonów. Ale nie wszystkich. Są schorzenia, które działają jak cisi zabójcy - nie zostawiają po sobie żadnych śladów.

- Tak jest na przykład z zaburzeniami równowagi elektrolitowej, zatruciem wodnym czy zaburzeniami endokrynologicznymi, czyli oznaczającymi złą gospodarkę hormonalną organizmu - wylicza profesor Krajewski.

Jak często "cisi zabójcy" zabijają? Nasz rozmówca nie chce szacować. Tego zadania w 2015 roku podjęli się specjaliści z biura lekarza sądowego hrabstwa Bexar w San Antonio w Teksasie. Przeanalizowali stanowe dane o zgonach z ostatnich pięciu lat. Wykluczone z tej puli zostały nagłe, niespodziewane zgony niemowląt oraz sprawy związane ze znalezieniem szczątków na terenie Teksasu. 

Z analizy amerykańskich specjalistów wynika, że sekcja zwłok pomogła wskazać przyczynę zgonu w 95 procentach przypadków. Co z pozostałymi pięcioma procentami? Odpowiedź na kluczowe pytanie dawały zazwyczaj badania toksykologiczne lub histopatologiczne. Zazwyczaj - czyli nie zawsze.

Okazało się bowiem, że 0,015 procent wszystkich śmierci w Teksasie było niewytłumaczalnych - nieokreślonych zarówno pod względem przyczyny, jak i sposobu zgonu. Co oznacza ta liczba? W 2021 roku w Polsce zmarło około 506 tysięcy osób. Jeżeli założymy, że dane przygotowane przez amerykańskich lekarzy są reprezentatywne i dla naszego kraju, okaże się, że "bez powodu" umarło 76 osób. 

- Moim zdaniem takich przypadków w Polsce jest dużo więcej. Spodziewam się, że ta liczba oscyluje około kilkuset - komentuje profesor Piotr Kuna ze szpitala imienia Norberta Barlickiego w Łodzi. Przez pierwszych 20 lat praktyki klinicznej uczestniczył w każdej przeprowadzanej sekcji zmarłego pacjenta.

Podobnie jak profesor Krajewski opowiada o osobach, które są jak "bomby zegarowe". Mają w sobie gen, który może doprowadzić do nagłego i niespodziewanego zatrzymania akcji serca.

- Brzmi to upiornie, ale pierwszym i ostatnim objawem jest śmierć. W wielu takich przypadkach nikt nie przeprowadza czasochłonnych i kosztownych badań genetycznych. Stwierdza się, że doszło do zatrzymania krążenia i tyle - mówi profesor Kuna.

- Może zatem potrzebne są badania przesiewowe? Żeby ludzie liczyli się z tym, że są "tykającą bombą"? 

- Mówimy o tak rzadkiej wadzie, że robienie testów przesiewowych byłoby nieefektywne. W medycynie można pieniądze wydać dużo efektywniej i uratować w ten sposób dużo więcej osób - podkreśla Kuna.

Nie tak, jak myślisz

- W przestrzeni publicznej o medycynie najczęściej mówi się w kontekście przełomowych zabiegów czy obiecujących wyników badań. Nauczyliśmy się myśleć, że człowiek nie ma przed lekarzem tajemnic. A tych tajemnic ciągle jest mnóstwo - mówi profesor Kuna. 

I tak na przykład medycyna potrafi leczyć sarkoidozę (chorobę objawiającą się powiększeniem węzłów chłonnych we wnękach płuc i zmianami miąższu płuc), ale nie wie, skąd się ona bierze.

- Wiemy, jakie należy podawać leki i w jakich dawkach. Ale nie mamy pojęcia, skąd i dlaczego ta choroba w ogóle się pojawia. A przecież możliwości diagnozy żyjącego organizmu są wielokrotnie większe niż w przypadku badania zmarłego. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że czasami pojawiają się przypadki osób, które "umarły bez przyczyny" - mówi profesor Kuna.

Bezsilność medycyny w zakresie stwierdzenia, co było przyczyną zgonu, może bardzo skomplikować pracę osobom, które zajmują się ściganiem przestępców. Krzysztof Kopania jest rzecznikiem łódzkiej prokuratury, ale też prowadzi śledztwa. Przed laty - jak opowiada tvn24.pl - zajmował się sprawą śmierci starszego mężczyzny, którego ciało zostało znalezione w mieszkaniu w centrum Łodzi. Denat miał, jak opowiada uczestniczący w oględzinach miejsca zdarzenia Kopania, ranę głowy.

Profesor Kuna: co roku mamy kilkaset przypadków śmierci, których przyczyn nie udaje się wyjaśnić
Profesor Kuna: co roku mamy kilkaset przypadków śmierci, których przyczyn nie udaje się wyjaśnić
Źródło: tvn24.pl

- Nie ukrywam, że szybko zbudowałem sobie wyobrażenie całego zdarzenia: podejrzewałem, że denat został pozbawiony życia ciosem w głowę, a potem okradziony. Wydawało się więc, że ścigamy osobę, która ma docelowo stanąć przed sądem za zabójstwo - opowiada Kopania.

Sekcja w łódzkim zakładzie medycyny sądowej wykazała jednak, że rana głowy była powierzchowna i nie mogła spowodować zgonu. W ciągu kilku kolejnych godzin biegły przeprowadzający sekcję sprawdzał kolejne możliwe przyczyny zgonu. I nic. 

- W związku z tym, że zatrzymanego mężczyznę nie można było powiązać ze śmiercią, został on finalnie oskarżony jedynie o rozbój - opowiada Kopania. Podkreśla, że nie zawsze najbardziej logiczna sekwencja zdarzeń okazuje się prawdziwa:

- Badając sprawy kryminalne trzeba zawsze pamiętać, że liczą się fakty i dowody. Medycyna nie zawsze potrafi wskazać, dlaczego ktoś umarł. W tym przypadku jednak stwierdzono, dlaczego do zgonu na pewno nie doszło. I z tymi ustaleniami nie wolno się kłócić - dodaje prokurator.

Dożywocie bez przyczyny

Brak wiedzy o tym, co doprowadziło do zgonu, zapoczątkował przed laty koszmar Sally Clark - brytyjskiej mecenas, która w 1999 roku została niesłusznie skazana na dożywocie za zabicie swoich dwóch synów. Jej pierwsze dziecko, Christopher, urodził się 22 września 1996 roku. Niecałe trzy miesiące później chłopczyk stracił przytomność po położeniu do łóżka. Lekarze stwierdzili zgon i uznali, że niemowlę zmarło na skutek nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS).

29 listopada 1997 roku na świat przyszło drugie dziecko brytyjskiej mecenas: Harry. Osiem tygodni później do eleganckiego domu w Wilmslow znowu przyjechała karetka. Wezwała ją matka, która znalazła nad ranem zimne już ciało syna w łóżeczku. Na ciele chłopca - jak w przypadku Christophera - widoczne były ślady charakterystyczne dla reanimacji. Tym razem jednak Sally Clark została aresztowana i postawiona przed sądem. Ława przysięgłych usłyszała z ust Roya Meadowa, byłego profesora pediatrii na Uniwersytecie w Leeds, że prawdopodobieństwo śmierci łóżeczkowej dwojga dzieci z zamożnej rodziny wynosi 1 na 73 miliony.

Sally Clark (z lewej)
Sally Clark (z lewej)
Źródło: Chris Young - PA Images/ PA Images / Getty Images

Chociaż przyczyny śmierci dzieci nigdy nie udało się ustalić, Sally Clark została skazana na dożywocie. W więzieniu, uznana za dzieciobójczynię, była ofiarą przemocy psychicznej i fizycznej ze strony współosadzonych. Mąż skazanej do końca wierzył w jej niewinność. W 2003 roku z pomocą mecenas pomagającej rodzinie dotarł do wyników badań bakteriologicznych przygotowanych przez patologa Alana Williamsa. Lekarz nie uwzględnił w dokumentacji przekazanej do prokuratury, że w ciele Harry'ego znaleziono bakterie gronkowca złocistego, który - jak wykazano podczas wznowionego procesu - mógł być przyczyną nagłej śmierci dziecka.

Sally Clark została wypuszczona na wolność, ale spustoszenie w jej psychice było zbyt duże, żeby mogła wrócić do normalnego życia. Kobieta uzależniła się od alkoholu. W marcu 2007 roku wypiła go tyle, że doszło do alkoholowego zatrucia organizmu i jej śmierci. Dzisiaj każda ciężarna badana jest pod kątem zakażenia gronkowcem złocistym, który dla dorosłych jest niegroźny, ale u dzieci może doprowadzić do nagłego zgonu.

Zgony jak zagadki kryminalne

W dokumentacji po śmierci Mikołaja z Ksawerowa wpisano - jak opowiadał jego ojciec - "niewydolność krążeniowo-oddechową". Profesor Piotr Kuna tłumaczy, że jest to swojego rodzaju wytrych, po który sięgają medycy, żeby opisać nieudane poszukiwanie przyczyny zgonu.

- Mózg człowieka do przeżycia potrzebuje tlenu. Jeżeli umiera, to przestaje do niego dopływać tlen. Czyli albo przestało pracować serce, albo płuca. Niewydolność krążeniowo-oddechowa nie wskazuje jednak, co do tego stanu doprowadziło. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co ten zapis naprawdę oznacza, i są przekonani, że to nazwa schorzenia, które doprowadziło do zgonu. A w istocie jest to zapis, który niewiele nam mówi - mówi profesor Kuna.

Candace Schoppe jest patologiem sądowym i specjalistką z zakresu medycyny sądowej w Akademii Medycznej w Dallas. Opracowała raport pod tytułem "Patologia nagłej śmierci naturalnej", który został opublikowany pod koniec 2021 roku. Doktor Schoppe podkreśla, że medycyna powinna z większą niż dotąd uwagą skupiać się na docieraniu do przyczyn każdej śmierci. Ma to bowiem - jak wskazuje - kluczowe znaczenie dla zdrowia publicznego. Według Amerykanki, badanie niewytłumaczalnych zgonów może mieć kluczowe znaczenie dla zidentyfikowania potencjalnych, nowych zagrożeń i pomóc w "monitorowaniu trendów chorobowych".

Lekarka widzi ograniczenia medycyny, ale - jak zaznacza - część niewyjaśnionych historii śmierci udałoby się wyjaśnić, gdyby na tajemnicze zgony patrzeć tak, jak patrzy się na zagadki kryminalne. Jej zdaniem medycyny sądowi powinni mieć - jak prokurator - dostęp do informacji dotyczących okoliczności znalezienia zwłok oraz historii denata.

"To, co można znaleźć na miejscu, jest źródłem wiedzy, którą można wykorzystać nie tylko do wzbudzenia lub obalenia podejrzeń o udział osób trzecich, ale także do zdobycia przydatnych wskazówek dotyczących okoliczności nagłej śmierci" - pisze dr Candace Schoppe.

Lekarka zwraca uwagę, że na miejscu znalezienia zwłok często nie bada się, jakie leki znajdowały się w domu zmarłego. "Suplementy dostępne bez recepty nie powinny być pomijane ani lekceważone jako 'bezpieczne'. Wykazano, że same lub w połączeniu ze standardowymi lekami na receptę wiele leków ziołowych i suplementów dostępnych bez recepty powoduje zdarzenia niepożądane, w tym śmierć" - podkreśla dr Schoppe. 

"Śmierć to zawsze punkt zwrotny"

Doktor Bogdan Lach jest psychologiem śledczym, biegłym sądowym z zakresu psychologii i jednym z najbardziej znanych profilerów w Polsce. Opowiada, że wielokrotnie zajmował się badaniem niewyjaśnionych przypadków śmierci.

- Najczęściej wkraczam do akcji, kiedy przeprowadzenie sekcji zwłok i standardowych badań nie przybliża śledczych do odpowiedzi na pytanie, dlaczego i jak doszło do zgonu. Staram się wtedy stworzyć profil psychologiczny zmarłego oraz osób w jego otoczeniu - mówi.

Po co? Ekspert odpowiada, że przez lata pracy nauczył się, że dzięki temu można lepiej zrozumieć sytuację i wiedzieć, gdzie szukać dowodów.

Dr Bogdan Lach: każda niewyjaśniona śmierć to blizna dla psychiki bliskich. Taka, która nie chce się zagoić
Dr Bogdan Lach: każda niewyjaśniona śmierć to blizna dla psychiki bliskich. Taka, która nie chce się zagoić
Źródło: tvn24.pl

- Nie wolno zapominać, że w świecie przestępczym trwa wyścig zbrojeń. Pojawiają się nowe, coraz trudniejsze do wykrycia substancje, które mogą kogoś pozbawić życia. Praca profilera pomaga śledczym ocenić prawdopodobieństwo, że ktoś mógł być ofiarą wyjątkowo wyrafinowanego zabójstwa - przekazuje dr Bogdan Lach.

Zdarza się też, że okoliczności śmierci czasami są z premedytacją zacierane przez osoby, które chcą pozbawić się życia.

- Badałem sprawy ludzi, którzy ubezpieczyli się na dużą kwotę, a potem umierali w niewyjaśnionych okolicznościach. W kilku przypadkach okazywało się, że chcieli oni zapewnić lepszy los swojej rodzinie i pozbawiali się życia. Ich samobójstwo nie mogło być jednak oczywiste, bo towarzystwo ubezpieczeniowe odmawia w takich sytuacji wypłaty odszkodowania - mówi ekspert.

Bogdan Lach podkreśla jednak, że w przypadku niewyjaśnionych śmierci - oprócz potrzeby znalezienia ewentualnych winnych - stara się pamiętać o osobach pozostających w żałobie.

- Śmierć to zawsze punkt zwrotny w życiu najbliższych. Może generować problemy w funkcjonowaniu rodziny. Brak wiedzy, jak i dlaczego doszło do tragedii, sprawia, że jest to rana, która nie może zacząć się goić - mówi doktor Lach.

Rozmówca opowiada, ze członkowie rodziny zmarłego potrafią latami analizować kolejne wersje.

- Im więcej czasu minęło od zgonu, tym mniejsza szansa na znalezienie przyczyny śmierci. Wszyscy ludzie badający okoliczności niewyjaśnionych zgonów muszą zdawać sobie sprawę z tej odpowiedzialności. Pracujemy więc nie tylko dla rozwiązania zagadki, ale też dla ludzi, którzy bez odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące najbliższych mogą nie dać sobie rady z dalszym funkcjonowaniem - kończy ekspert.

Czytaj także: