Spogląda zewsząd. Spojrzenie ma uważne, szalone, świdrujące. I ten wąs... I jeszcze, żeby nie było wątpliwości, o kogo chodzi - topniejące zegary spływają z dachu gminnego ośrodka kultury. O tym, że do Luzina zawitał Salvador Dali, informowały ogólnopolskie media. W zeszłym roku podobnie było z Picassem. To wprost sensacja, no bo jak to może być, że gmina ma zaledwie kilka tysięcy mieszkańców, a organizuje wystawy Picassa, Dalego i zapowiada, że w przyszłym roku wystawi Beksińskiego?
Jeśli ktoś nie wierzy, że to prawda, przekona się na miejscu, i to jeszcze zanim wejdzie do galerii. Na przykład parkując samochód w centrum wsi, skrzyżuje spojrzenie ze światowej sławy artystą spoglądającym z plakatów, flag i banerów. Tak jak pani Katarzyna Gnat z córką Magdaleną, które przyjechały z Gdańska świętować właśnie tutaj Dzień Matki, "trochę kultury zaczerpnąć", jak same mówią, "zobaczyć coś nowego, czego nie ma w internecie". Jest popołudnie, 26 maja, obie panie wchodzą do galerii, ciekawie się rozglądając.
- Szłyśmy tu i mówię do mamy: Dlaczego tutaj? Gdzie my jesteśmy? Dlaczego nie w Gdańsku? Dziwne to jest, szczerze mówiąc, że w takiej miejscowości… - przyznaje Magdalena, dodając, że może to i dziwne, ale fajnie, że do mniejszych miejscowości "przyjeżdżają takie rzeczy".
Wieś czy nie wieś?
Tymczasem Luzino wcale nie jest takie małe. Liczy dokładnie 7691 mieszkańców - sama wieś, zaś w całej gminie mieszka 16 471 osób i z roku na rok liczba ta wzrasta mniej więcej o trzysta. Mogłoby więc Luzino nosić miano miasteczka. Gdyby Salvador Dali czy Picasso zawitał do - dajmy na to - "artystycznego" Kazimierza Dolnego, nikt by pewnie nie był tym faktem zdumiony. Tymczasem słynne z uroczych widoczków miasteczko nad Wisłą liczy zaledwie 2,5 tysiąca mieszkańców, jest więc trzykrotnie mniejsze niż Luzino, określane przez media "małą kaszubską miejscowością".
Spójrzmy teraz na mapę. W całej gminie nie ma żadnego jeziora. Bo to nie jest tak, że jeziora na Kaszubach są wszędzie. Są po sąsiedzku, na terenie ikonicznej dla tego regionu tak zwanej Szwajcarii Kaszubskiej, która "kończy się" mniej więcej tam, gdzie przebiega południowa granica gminy Luzino. Na północy zaś też nie ma nic szczególnego dla turysty - do obleganych nadmorskich miejscowości jest stąd 40 kilometrów.
Nie ma więc w Luzinie wielu turystów, jak nad jeziorami czy nad morzem. Bo turysta musi mieć wodę. Sam las mu zazwyczaj nie wystarcza. A lasów w gminie Luzino jest pod dostatkiem - zajmują niecałą połowę powierzchni gminy, drugą zaś - łąki, pastwiska i tak zwane użytki rolne. Luzino jest gminą typowo rolniczą.
Mówi się także, że jest sypialnią Wejherowa. Rzeczywiście, do tego pięćdziesięciotysięcznego miasta jest stąd zaledwie dwanaście kilometrów. Ale nie tylko do Wejherowa dojeżdża się stąd do pracy. Również do Gdyni i Gdańska, oddalonych o około czterdzieści kilometrów. Dojazd do Gdyni zajmuje niecałą godzinę, do Gdańska - godzinę z hakiem. Właśnie na ukończeniu jest nowa trasa szybkiego ruchu, przebiegająca przez wieś, więc czas ten zostanie skrócony mniej więcej o kwadrans.
W takiej wsi, mogłoby się wydawać, będzie knajpa i kościół, i to wszystko. W Luzinie, które rozsiadło się plackiem obok drogi krajowej nr 6 (Gdynia-Słupsk, i dalej do granicy z Niemcami) funkcję knajpy może pełnić Restauracja Luzińska, otwarta zaledwie do dziesiątej wieczorem, albo ta przy hotelu Czardasz, kilometr za wsią. Z knajpą z prawdziwego zdarzenia jest więc kiepsko (ponoć była kiedyś dyskoteka, ale ją zlikwidowano), ale zjeść można w jednym czy drugim fast foodzie. Jest bank, trzy sieciowe markety, dentysta, apteka, biblioteka urządzona w dawnym ewangelickim kościele i przejazd kolejowy. Gdy szlabany idą w dół, w centrum wsi stają samochody w korku i wtedy już niczym Luzino nie różni się od miasta. Nikt jednak nie narzeka, kolej daje wygodne połączenie z Trójmiastem, choć słychać utyskiwania, że pociągów mogłoby być więcej.
- Jak to może być, że w waszej wsi tacy malarze...? - powtarzam pytanie, które zadają sobie odwiedzający wystawę mieszkańcy dużych miast.
- Ale co masz na myśli, mówiąc "wieś"? - pyta mnie Rafał Płotka, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Luzinie.
- Jest taki stereotyp, że jak jest wiejski ośrodek kultury, to musi być wystawiany prymitywizm - wtrąca Grażyna Malak, absolwentka gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, od dziesięciu lat instruktorka malarstwa i grafiki w luzińskim GOK-u, komisarz wystawy Picassa i Dalego. - To się zmienia, jesteśmy coraz bliżej miasta - zaznacza.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam